R.E.M.

Warszawa, Torwar - 10 lipca 2003

Pozerski rock 'n' roll i żałośnie kabaretowy wokalista - gwiazdor... Kojarzycie? Jak dla mnie, to Pudelsi i zapewne już nigdy nie zmienię zdania. Nie darzę ich sympatią i byłam wściekła, gdy okazało się, że 10 lipca ten zespół będzie supportował R.E.M. na ich jedynym koncercie w Polsce. Nie lubię takiego poczucia humoru, toteż odpuściłam sobie poznanie ich dyskografii tuż przed koncertem.

Zespół wyszedł na scenę punktualnie, przyprowadzając ze sobą dwie panienki (chórzystki?) owinięte futrzanym boa, co - wierzcie mi - było nie tyle komiczne, ile po prostu beznadziejne. Maleńczuk zaczął się wić na scenie, grając na niewidzialnej gitarze (ponoć w Finlandii odbywa się konkurs grania na tym niecodziennym instrumencie). Co do muzyki, to nie ma co się rozpisywać, bo rozgrzała tylko prawdziwych fanów. Od początku do końca stałam niewzruszona, a gdy owy koniec nadszedł, pożegnałam Pudelsów gromkimi brawami, ciesząc się, że już poszli.

Ale nawet irytujący występ Pudelsów nie był w stanie zepsuć najwspanialszego koncertu, jakiego przyszło mi w życiu wysłuchać.

R.E.M. pojawili się ok. 20.40 (tłum ruszył do ataku już wcześniej - swoje miejsce blisko sceny straciłam na rzecz chłopaczka w koszulce "VIII Turnieju o Bursztynowy Puchar w Międzyzdrojach" i paru byczków, wyższych ode mnie o trzy głowy - zapewne ze strony remison.com). Michael Stipe miał na sobie białą, czy to kurteczkę, czy to płaszczyk, różową bluzkę i spodnie w kratkę (niektórzy mówią, że to były paski), czym trochę mnie zaskoczył, gdyż spodziewałam się cekinów... Sam koncert zaczął się niesamowicie energetycznie i rockowo. Byłam już nieźle rozgrzana, gdy usłyszałam - oto "Drive", najlepsza piosenka R.E.M.!!! Odpłynęłam...

Nie mogło zabraknąć "Electrolite", a także "I'll Take The Rain", podczas którego scena zrobiła się niebieska. Jeszcze między innymi "Daysleeper" oraz "The One I Love", które to ostatecznie rozpaliło tłum. Podczas tej piosenki Micheal skakał, tańczył, wyginał się... Scena żarzyła się na żółto i pomarańczowo, kiczowate dotąd dekoracje mieniły się w blasku światła... A kluczowe "Fire!!!" cały Torwar śpiewał z wokalistą! To samo tyczy się "Losing My Religion" i "Man On The Moon" - trudno byłoby znaleźć na sali osobę, która nie darła się przy tych piosenkach. Pojawił się nowy utwór "Bad Day", który Stipe zapowiedział: . Dlaczego tylko ja się zaśmiałam??

Po "Man On The Moon" zespół bez pożegnania zszedł ze sceny. Zmęczona publiczność nie musiała długo czekać na powrót R.E.M. Powiedzieli, że mają niespodziankę - pograją jeszcze trochę! Zaczęły się bisy, ale jakie!!! Na początek "Everybody Hurts" (tego nie mogło zabraknąć!) i znów wszyscy śpiewają i kołyszą się! Po kolejnych piosenkach Micheal powiedział: (jak mogłam nie zauważyć, iż Stipe zdjął koszulkę?!).

I zagrali "Radio Free Europe" (- przyznał się Micheal), a potem przyszedł czas się pożegnać...

No cóż, nie będę ukrywać - "It's The End..." kompletnie mnie powaliło! Idealne wykonanie idealnej pieśni na do widzenia. wielokrotnie powtarzanie przez tłum...

R.E.M. przyjechali do Polski kompletnie przygotowani. Stipe wziął do ręki i z miną znawcy powiedział: . - zwrócił się do publiczności Peter Buck.

Micheal jeszcze wielokrotnie wychwalał polskie piwo, po czym poprosił obsługę: . Przez prawie 2,5-godzinny występ wokalista niepodzielnie królował na scenie, wstrząsając publicznością. Nie ma wątpliwości - nikt nie przyszedł tu dla Pudelsów, te kilka tysięcy ludzi przyszło zobaczyć R.E.M.

Był to pierwszy tak wielki koncert, na jaki się wybrałam. Świetny zespół, perfekcyjne show i niezapomniane przeżycia, na razie tak świeże, będą mi towarzyszyć do końca życia, nawet gdy się zestarzeję i muzyka nie będzie dla mnie tak ważna jak teraz, czyli najważniejsza.

Echogirl (14 lipca 2003)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: djdocio
[8 stycznia 2018]
Jam mam ten koncert na CD w wersji audio, jakość nienajgorsza
Gość: REM
[6 stycznia 2018]
Niesamowity koncert.Szkoda,ze nie był nagrywany. Jak się później okazało był to najdłuższy koncert na tej trasie . Bodajże zagrali 26 kawałków. A szczęście miałem takie, ze bilety wygrałem w konkursie RadiaZET.
Gość: wł
[28 kwietnia 2013]
Koncert świetny, też byłem...
Gość: sodoi
[13 listopada 2012]
bylam tam. potwierdzam. najgorsze co moglo sie zdarzyc to malenczuk jako support. od siebie dodam tylko, ze na hali byla garstka rozgadanych osob. pozostali szwedali sie po tarasie i korytarzach dopoki malenczuk nie zniknie. wlasciwy koncert byl swietny. pozdro.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także