Explosions In The Sky, Mountain

Nowy Jork, Warsaw - 19 lutego 2007

Zdjęcie Explosions In The Sky, Mountain - Nowy Jork, Warsaw

Nowojorski koncert kwartetu Explosions In The Sky z Teksasu odbywał się niemal w dniu premiery najnowszej płyty tej formacji, „All Of A Sudden I Miss Everyone”. Płyty, która okazała się znakomita, kto wie, czy nie - jedna z najciekawszych w ogromnej dyskografii tego zespołu. Grupa, choć wykonuje muzykę, do której określenie „przebojowa” nie za bardzo chce pasować, cieszy się za oceanem wielkim szacunkiem i popularnością, nic więc dziwnego, że na koncercie w klubie Warsaw, mieszczącym się w Polskim Domu Narodowym pojawił sie prawdziwy tłum fanów, a bilety były wykupione na długo przed dniem tego występu.

Zanim czwórka teksańczyków zawładnęła na dobre sceną i urzeczonymi z każdą minutą coraz bardziej słuchaczami, zaprezentowała się dwuosobowa formacja Mountains. Skromni muzycy usiedli za stołem zastawionym po brzegi laptopami, elektronicznymi przetwornikami i generatorami przeróżnych dźwięków, wzięli do rąk gitary i zaczęli swój występ. Było mu raczej bliżej do jakiegoś antycznego - co zważywszy na ilość użytej elektroniki brzmieć może nieco paradoksalnie - rytuału, niż zwykłego koncertu. Długie kompozycje, połączone ze sobą i tworzące właściwie jeden, długi i rozbudowany, czterdziestominutowy utwór zbudowane były przede wszystkim z zapętlonych i mocno przetworzonych dźwięków gitar, uzupełnionych jednak dźwiękami równie zaskakującymi co intrygującymi. Na plan pierwszy wysuwały się przede wszystkim dźwięki natury: deszczu, śpiewających ptaków, szumiących drzew i wiele innych, które nie zawsze dawało się jednoznacznie zinterpretować. To była muzyka pozbawiona zupełnie melodii, rytmu granego na tradycyjnych instrumentach rytmicznych i piosenkowej struktury. A jednak miała swój własny wewnętrzny porządek, któremu obaj muzycy zespołu zdawali się całkowicie podporządkowywać.

Kiedy skończyli swój występ i zeszli ze sceny, obsługa potrzebowała tylko kilku minut na przygotowanie jej na potrzeby Explosions In The Sky. Tak to jest, kiedy zespół nie potrzebuje żadnych mikrofonów. Więc już po chwili czterech muzyków rozpoczęło swoją niezwykłą przygodę z dźwiękami. Grali prawie dokładnie przez godzinę, prezentując utwory z różnych płyt, z całej swej obszernej dyskografii. To był niezwykły dźwiękowy spektakl, zbudowany z bardzo różnorodnych elementów. Czasem członkowie zespołu generowali ledwie słyszalne nuty - trzeba było naprawdę mocno się wsłuchać, żeby dostrzec ciche piękno w delikatnych riffach, wydobywających się spod palców pochylonych i skupionych muzyków. Ale potrafili także - czasem w ciągu zaledwie kilku sekund - przeskoczyć w krainę jazgotu i wściekłej kakofonii, odkręcając potencjometry swoich wzmacniaczy do oporu. Z tym, co słychać było z głośników znakomicie komponowało się zachowanie muzyków na scenie: czasem stali spokojnie, niemal zastygali w swoich pozach, jakby bojąc się, że nawet najcichsze szuranie butami zepsuje cały efekt. Ale czasem rzucali się w oszalały taniec, miotając na wszystkie strony instrumentami, pocierając gryfami gitar o krawędzie wzmacniaczy, obijając się o siebie. To było prawdziwy, pełen ekspresji spektakl, który oglądało się z rosnącą z każdą minutą fascynacją.

Wydawać by się mogło, że zespół bez wokalisty nie jest w stanie przykuć uwagi na tak długi czas. A jednak muzykom z Explosions In The Sky udało się to znakomicie. Taki pomysł na granie ma oczywiście sporo wad - choćby brak tekstów piosenek, a tytuł płyty: „All Of A Sudden I Miss Everyone” zwiastuje naprawdę ciekawe i poruszająco smutne historie. Ale ma też swoje zalety - jedną z nich jest z całą pewnością uruchomienie wyobraźni widza, który do tych smutnych tytułów i momentami porażająco smutnej muzyki musi wymyślić sobie własne historie. Inną - fakt, że słuchaczowi, pozbawionemu przekazu werbalnego, pozostaje skupić się tylko i wyłącznie na muzyce. Dzięki temu ma szanse wniknąć w nią nieco głębiej niż zwykle. Koncerty takie jak ten, udowadniają aż nadto, jak wiele zależy od umiejętności stworzenia przez muzyków odpowiedniego klimatu i podania swojej twórczości w intrygujący sposób. Członkom Explosions In The Sky udało się to znakomicie. A wychodząc z ich koncertu na mroźne ulice Greenpointu i Williamsburga nie sposób było chyba oprzeć się wrażeniu, że właśnie przeżyło się coś niezwykłego.

Przemek Gulda (13 kwietnia 2007)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także