The Weakerthans, The New Amsterdams, Greg Graffin

Nowy Jork, Webster Hall - 13 lipca 1006

Zdjęcie The Weakerthans, The New Amsterdams, Greg Graffin - Nowy Jork, Webster Hall

Webster Hall to jedno z najciekawszych w Nowym Jorku miejsc do grania rockowych koncertów. Klub z długoletnią tradycją, znakomitymi warunkami, a przede wszystkim – rewelacyjnym wystrojem. Pochodzący jeszcze z XIX wieku wielki budynek, w całości przeznaczony na potrzeby klubu, kryje w sobie kilka mniejszych i większych sal, barów i zakamarków. Jego dobra sława narodziła się sto lat temu, gdy nowojorska bohema urządzała tu pamiętne bale. Potem, przez długie lata, na głównej scenie, w mieszczącej z powodzeniem ponad tysiąc osób sali, występowały największe rockowe gwiazdy od Elvisa Presleya do... Guns n’Roses.

Zaszczyceni musieli więc być kanadyjscy muzycy, gdy okazało się, że bilety na ich koncert, zaplanowany w dużo mniejszym klubie Bowery Ballroom, sprzedawały się znakomicie i trzeba było przenieść ich występ właśnie do Webster Hall. Muzycy Weakerthans mieli więc niełatwe zadanie – sprostać ogromnym oczekiwaniom tłumnie przybyłej nowojorskiej publiczności. I sprostali z wielkim powodzeniem. Kiedy wyszli na scenę nie było po nich widać nawet śladu tremy czy zdenerwowania. Bez zadęcia i pretensji zaczęli prezentować swój materiał, swobodnie przechodzący od miękkiego i łagodnego punk rocka do delikatnych ballad. Od takiego właśnie utworu rozpoczął się ten koncert – wokalista grupy, John K. Samson, pojawił się sam na niemal całkiem ciemnej scenie i zagrał wolną, spokojną piosenkę, niemal kołysankę. Ale zanim skończył i zdołał uśpić publiczność, za jego plecami pojawiła się reszta zespołu i już od następnego utworu o żadnym spaniu nie mogło być mowy: przebój gonił przebój, a szybsze rytmy co i rusz prowokowały zachwyconą publiczność do tańca.

Przed Kanadyjczykami na scenie pojawiło się czterech muzyków z Kansas, tworzących zespół The New Amsterdams. Grupa to o tyle nietypowa, że na poły akustyczna, na poły elektryczna. W składzie znajduje się gitara elektryczna i klasyczne „pudło”, a także – co już zupełnie niecodzienne - wiolonczela, stanowiąca wraz z perkusją sekcję rytmiczną. Grupa zaprezentowała zróżnicowany zestaw kompozycji – od dynamicznych i pełnych energii, przypominających nieco dokonania mistrzów romantycznego i lirycznego punk rocka z The Get Up Kids czy The Promise Ring na czele, aż do spokojniejszych, balladowych kompozycji, zbliżonych do tego, co na swych płytach prezentują niektórzy przedstawiciele nurtu singer/songwriters, np. Conor Oberst i jego Bright Eyes. Oryginalne brzmienie, wielki talent w nawiązywaniu kontaktu z publicznością – niby wszystko świadczyło na korzyść tej grupy. A jednak czegoś zabrakło w jej występie – przede wszystkim z pewnością przebojowości i ładnych, wpadających w ucho melodii, które w tego typu graniu są niezbędne. Na pocieszenie zawsze pozostawał niecodzienny widok punkowo ubranego wiolonczelisty.

Jeszcze bardziej nietypowy okazał się występ innego punkowca, Grega Graffina, znanego przede wszystkim jako wieloletni wokalista i lider jednej z legend amerykańskiego punk rocka, grupy Bad Religion. Artysta właśnie przygotowuje się do wydania kolejnej płyty solowej. Jej zawartość, a tym samym – materiał, który artysta przedstawił na koncercie mogą być zaskoczeniem dla wszystkich fanów jego macierzystej formacji. To klasyczny folk, połączony z elementami country, nie mający nic wspólnego nie tylko z punkrockiem, ale nawet z najnowszymi osiągnięciami artystów z kręgu neofolkowego. Przy tworzeniu nowego materiału pomagali Graffinowi muzycy... The Weakerthans, którzy pojawili się na scenie podczas jego występu. Publiczność przyjęła ten występ z szacunkiem, ale bez szaleństwa. Najgłośniej oklaskiwane były akustyczne wersje kilku piosenek z repertuaru... Bad Religion. Publiczność pokazała artyście w ten sposób dość dosadnie, w jakiej roli najchętniej chciałaby go oglądać.

Przemek Gulda (14 sierpnia 2006)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także