Franz Ferdinand, Ladytron

Edynburg, Princes Street Gardens - 30 sierpnia 2005

Zdjęcie Franz Ferdinand, Ladytron - Edynburg, Princes Street Gardens

In 2003 music was stuck in a post-Strokes daze. The Hiss were considered a promising new band. We might not have known how we needed Franz, but Christ, we did.

The Fly

Mało kto zdaje sobie sprawę, że pierwszym przedstawicielem polskiej prasy muzycznej, który spotkał się z Franz Ferdinand był wysłannik Screenagers. Zdarzenie miało miejsce 12 stycznia 2004 o godzinie 13 w podziemiach londyńskiego FOPP-u, niestety zarejestrowane zostało jedynie w formie autografów członków zespołu. Kameralny koncert z okazji wydania singla „Take Me Out”, bo taka była okazja spotkania, poprzedził składający się z jednego pytania...ekhem... wywiad. Kiedy przyjedziecie do Polski, rzuciłem podając dłoń wyglądającemu trochę z innej bajki wokaliście. W maju, odparł Alex Kapranos dodając: Nasz manager organizuje trasę w maju, więc na pewno tam przyjedziemy. I powiedział to z taką pewnością siebie, że mu uwierzyłem. Dwa tygodnie później Franz Ferdinand byli już gwiazdami wyprzedającymi trzy koncerty w Astorii pod rząd. To się nazywa spotkać właściwy zespół we właściwym czasie. Już wiecie po co czytacie Screenagers.

Franz Ferdinand zamykali tegoroczny T on the Fringe podwójnym plenerowym koncertem w dwa ostatnie dni sierpnia. We wtorek u boku Franza wystąpiła elektryzująca formacja Ladytron, dzień później rola supportu przypadła Arcade Fire. Jako, że tym pierwszym kibicuję już od 2001, nie dowiecie się jak wypadło na żywo Arcade Fire. Dowiecie się za to, że nadchodzący, trzeci album Ladytron świetnie sprawdza się w warunkach koncertowych. Wygląda na to, że multi-narodowościowy kwartet z Liverpoolu zdryfował nieco w kierunku brzmień gitarowych, nie opuszczając przy tym swoich macierzystych terytoriów. Ich nowy materiał sprawia wrażenie pisanego w celu wypłynięcia na szersze wody, co może się udać biorąc pod uwagę ostatnie sukcesy Goldfrapp. Z całą pewnością należy spodziewać się większej dawki syntetyzujących bitów oraz kilku potencjalnych przebojów. Zwolennicy nastrojowości debiutu również powinni znaleźć coś dla siebie. Zapowiedzianej jako „Destroy Everything You Touch” kompozycji nadałbym miano najbardziej magicznego momentu wieczoru. Ciekawe jak to zabrzmi na albumie.

Występ Ladytron można uznać za udany, choć sam zespół nie spowodował u zgromadzonych ekstatycznych reakcji. Głównym problemem formacji było wąskie grono rzeczywiście słuchających odbiorców. Niezależnie od tego co zaprezentowałby Ladytron, dla statystycznego, obecnego na koncercie widza, u którego na półce pomiędzy debiutem Keane a najnowszym Coldplay stoi singiel Crazy Frog, flirtująca z electro, raczej-ambitna muzyka liverpoolczyków nie stanowiła łatwo przyswajalnej treści. To na Franza Ferdinanda czekały masy. To dla Franza Ferdinanda każdy wydał dwadzieścia pięć funtów na wstęp. W chwili gdy około dwudziestej pierwszej na scenie pojawiła się czwórka znajomych twarzy, nikt już nie pamiętał o supporcie. Po prawej statyczna sylwetka basisty Boba, z tyłu usadowiony na podeście, górujący nad dość oszczędnym zestawem perkusyjnym Paul, po lewej klawiszowa ambona do dyspozycji gitarzysty Nicka, na środku oczywiście Alex Kapranos we własnej osobie – wizualny powrót do przeszłości w osobie Franza Ferdinanda obudził zgromadzony tłum.

Ostatnie półtora roku było dla nasz szalone - rzucił na powitanie Kapranos. Objechaliśmy chyba pół świata, więc dobrze jest wrócić do domu. Dobrze jest znowu być w Szkocji!! Na te słowa zapanowała wrzawa, a muzycy w atmosferze oklasków rozpoczęli salwą z debiutanckiej płyty. Imprezę oficjalnie rozpoczął „Michael”. Jak się po chwili okazało, koncert Franz Ferdinand to jedno z tych wydarzeń, na których oprawa, gestykulacja i konferansjerka pełnią rolę równorzędną muzyce. Po kilku numerach Alex ponownie zagaił: Dawno nie graliśmy w Edynburgu... Zaraz zerknę czy zobaczę kogoś znajomego.... nie... nie widzę... chwila, a może mnie ktoś pamięta? Chodził ktoś do Blackhall Primary? Wśród publiczności cisza. Nikt nie chodził do Blackhall? Chwila zamyślenia na scenie. A może Portobello High? Kto chodził do Portobello? Kilkadziesiąt rąk w górze. Wow! Przywitajcie się z Paulem! Nasz perkusista Paul chodził do Portobello High!

Słuchając przedpremierowo nowego materiału nasunął mi się jeden wniosek: nie zanosi się na równie błyskotliwą powtórkę z rozrywki. Nowe kompozycje wymagają skupienia i nie są już tak taneczne jak kiedyś. Misja Franz Ferdinand, zespołu do którego mogą tańczyć dziewczyny, została wypełniona jedynie przez stare kawałki. W trakcie „This Fire”, „The Dark Of The Matinee”, „Auf Achse” nie było na placu Gardens ani jednej nie pląsającej niewiasty. Premierowy materiał sprawia wrażenie bardziej wyszukanego, a jego zalety będzie dane docenić dopiero po kilku przesłuchaniach. Ja zapamiętałem zagrany na bis punkowy numer ze skandowanym Get up! Get up! Na szczęście sam zespół zdawał się mieć tego świadomość, przeplatając nowości tym co wszyscy doskonale znają. Czy drugi Franz będzie lepszy od pierwszego? Myślę, że mało kto się tym tego wieczoru przejmował. Ważniejsze było, że pod koniec sierpnia Franz Ferdinand wrócili w rodzinne strony. Czterech chłopaków z Glasgow dało koncert dla swoich wschodnich sąsiadów. Obie strony bawiły się wyśmienicie. Od zawsze przecież wiadomo, że najlepsze imprezy to te domowe.

Tomasz Tomporowski (4 października 2005)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także