Television

Marquee Moon

Okładka Television - Marquee Moon

[Elektra; 1977]

Puściłem po raz pierwszy "Torn Curtain". I gdyby nie to, że akurat leżałem, przewróciłbym się z wrażenia... Pamiętasz jeszcze ten moment, o którym potem tak opowiadałeś? Bo ja nigdy nie zapomnę mojego całkowicie pogrążonego w ciemnościach pokoju, kiedy odtwarzałem - dla mnie "premierowo" - tytułowy fragment z tej płyty. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie wtedy niczego doskonalszego.

Oczywiście, że pamiętam. Tak samo jak pamiętam, gdy kupowałem egzemplarz albumu. To zaiste czarna perła mojej kolekcji, idealnie mieszcząca się na półce obok Bowiego, Ramones i innych artystów antycypujących punk rock i nową falę.

Napisałeś "punk rock", ale to przecież zupełnie inne, nieeuropejskie rozumienie tego terminu. W 1977 roku, gdy Brytyjczycy z The Sex Pistols i The Clash nagrywali trzyminutowe, zbuntowane piosenki oparte na najprostszych akordach, w Nowym Jorku mieliśmy do czynienia z wysypem artystów angażujących się w znacznie bardziej skomplikowane muzycznie formy. Ciężko myśleć nawet o Blondie jako grupie punkowej, a co dopiero o Tomie Verlaine wycinającym te swoje genialne, wirtuozerskie solówki trwające nierzadko po kilka minut!

Oczywiście punk rock Verlaine'a, a punk rock Strummera i Jonesa to dwa inne światy, ale już w Joy Division wpływy muzyki Television będą widoczne. Można zaryzykować tezę, że o ile wiodące kierunki końca lat 70. i początku 80. nabrały tempa i kształtów w Anglii, to ideowym centrum pozostaje Nowy Jork. Podobna sytuacja jest teraz, kiedy większość brytyjskich zespołów inspiruje się nagraniami Interpolu i The Strokes. Nie będę nawet wspominał o twórcach alternatywnego rocka - The Velvet Underground. Na czym polega tajemnica Nowego Jorku?

NY "namalowany" dźwiękami gitar Verlaine'a i Lloyda to coś tajemniczego i kuszącego, a momentami wręcz egzotycznego. Oj, chciałoby się tego doświadczyć. Zupełnie jak atmosfery miejsc w rodzaju liverpoolskiego Cavern z początku lat sześćdziesiątych czy manchesterskiej Haciendy i słynnego "drugiego lata miłości" w 1989. Scena CBGB's z epoki Television to zjawisko równie fascynujące, a "Marquee Moon" jest bez żadnych wątpliwości jednym z muzycznych symboli tego miasta. Te odczucia wywołuje we mnie przede wszystkim tytułowa, ponad dziesięciominutowa gitarowa suita. To tam Television udowadniają, że nie potrzeba progrockowej wirtuozerii i tuzina instrumentów, żeby stworzyć tego rodzaju arcydzieło. Im wystarczyły dwie gitary, bas i perkusja. Zgodzisz się, że to najwybitniejszy fragment tej płyty?

Niewątpliwie. Zbudowany wokół dwóch prostych riffów, podyktowany arcydokładną perkusją, okraszony mistrzowską, prawie pięciominutową solówką jawi się jako najważniejsza kompozycja... Ja jednak ciągle wielkim sentymentem darzę "Torn Curtain". Genialny gitarowy wstęp wykonany na tle marszowych bębnów zwyczajnie poraża.

"Tears... tears rolling back the years

Years... Flowing by like tears"

Apokalipsa, koniec, finał - na żadnym z wcześniejszych utworów głos Verlaine'a nie brzmi tak sugestywnie.

No właśnie, zatrzymajmy się przy osobie Verlaine'a. W kręgu polskich fanów rocka to mało znana postać, ale przecież frontman Television to muzyk kultowy, stawiany w gronie ulubionych artystów przez wielkich pokroju Davida Bowie, Patti Smith, R.E.M. czy Sonic Youth. Jego charakterystyczny, nonszalancki wokal, chyba najbardziej zmanierowany głos nurtu okołopunkowego, znalazł później licznych, mniej lub bardziej wiernych naśladowców, by wspomnieć jedynie Lawrence'a Haywarda, Roberta Forstera czy Johnny'ego Borrella. Ale Tom to przede wszystkim genialny instrumentalista. Obecnie często przytacza się to nazwisko w gronie najwybitniejszych gitarzystów. I słusznie, choć moim zdaniem to nieco krzywdzące dla drugiego z nich w zespole, w zasadzie równorzędnego mu na "Marquee Moon" Richarda Lloyda. Pomimo że mniej znany, również wnosi tu wiele klasycznych już riffów i solówek, jak choćby te w "Elevation" czy "See No Evil".

Cały zespół jest w niebywałej formie, mówiłem już o niesamowitym perkusiście. Wracając jednak do Verlaine'a... Szkolony w dzieciństwie na klasycznego pianistę wyraźnie nie mieści się w punkowej estetyce. Nie pierwszy i nie ostatni raz podjęta zostaje próba wydostania się z rockowych schematów. 10 lat wcześniej z bitwy zwycięsko wyszedł Lou Reed, 10 lat później Thurston Moore - obaj nowojorczycy. Takie jest właśnie Television. Kusi domniemaną prostotą, ale gdy tylko usłyszymy "Marquee Moon" nie mamy wątpliwości, że jest to coś większego. Najlepszy dowód to wymienione przez Ciebie "Elevation", być może największy gitarowy popis tego albumu.

Tym, co najbardziej zachwyca mnie w tych "gitarowych popisach", jest bogactwo wyśmienitych motywów. Każdy z tych utworów został obdarzony znakomitym riffem. Ale Verlaine i Lloyd, choć są na swój sposób wirtuozerscy, nie zatracają się w swoich nieprzeciętnych umiejętnościach. Raczej użytkują je z umiarem, tworząc na bazie wielkiej, muzycznej kreatywności największe gitarowe dzieło swojej generacji. Wspomniane przez Ciebie, pięciominutowe solo Toma po tych kilkudziesięciu przesłuchaniach znam na pamięć! Zmieniając temat, pewnie się zgodzisz, że kilka z tych piosenek ma całkiem spory przebojowy potencjał, a jednak zawsze myśląc o Television automatycznie przechodzi się do tego albumu. Czy ktoś w ogóle wie jakie piosenki z "Marquee Moon" wydano na singlach?

Tytułową i "Prove It". Nie wiem czy akurat te kawałki są najlepsze na płycie. Osobiście nie sądzę, aby jakikolwiek utwór z debiutu Television miał szansę stać się przebojem. To chwytliwe piosenki, ale nie posiadają tego potencjału. Ich budowa nie odpowiada formatowi bestselleru, ograne motywy nie są eksploatowane do granic możliwości. "Marquee Moon" nie jest jedynie albumem z bardzo dobrymi, melodyjnymi piosenkami, ale czymś więcej. Czymś co wyraża się chociażby w ich wpływie na dzisiejszą muzykę.

Dokładnie. Television inspirowali i inspirują muzykę rockową, ale sami nie potrafili odnaleźć się w gitarowym świecie po "Marquee Moon". "Adventure" z 1978 roku, nagrane już bez współpracy z producentem Andy Johnsem, nie jest złą płytą, ale nie spełnia nadziei, jakie rozpalił ich debiut. Powrót w roku 1992 należy rozpatrywać w kategorii porażki...

Tak. Przyznam, że odłożyłem ten ich reaktywacyjny album na półkę po jednym czy dwóch przesłuchaniach nie chcąc psuć wrażenia, jakie pozostawiła po sobie pierwsza płyta. Do niezłego "Adventure" wracam rzadko, od solowych krążków Verlaine'a również jest chyba kilka ciekawszych albumów. Zmieniajac nieco temat: myślę, że musimy przy okazji omawiania "Marquee Moon" wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy. Wiesz oczywiście co mam na myśli?

Chodzi Ci o to, że na płycie wyprodukowanej w Niemczech jest napis "Televison"? A może o hipnotyzującą okładkę - prostą, acz genialną?

Hm, miałem na myśli raczej to drugie. Nie wiem na czym polega magia tego zdjęcia przedstawiającego czterech szarych ponuraków z zapadniętymi policzkami. Ale dla mnie to okładka równie klasyczna, jak Beatlesi przechodzący przez ulicę czy Paul Simonon roztrzaskujący swój bas. I znów wychodzi na to, że z której strony nie ugryźć tego "Marquee Moon", to jest to album, którego wstyd nie mieć na swojej półce...

Wstyd. Chciałbym żeby ukazywało się więcej takich krążków. Tak rewolucyjnych, nowatorskich, oryginalnych. Muzyce rockowej potrzebne jest świeże powietrze, bo ruch rozpoczęty przez znacznie młodszych, nie dorównujących starszym kolegom Nowojorczyków, a mianowicie The Strokes, zjadł już dawno własny ogon. Potrzebne jest arcydzieło, o którym będziemy mogli powiedzieć, że jest pomnikiem swojej epoki.

Więcej takich krążków? Nie będzie o to łatwo w najbliższych latach, bo według mnie płyty tego pokroju w historii muzyki gitarowej można policzyć na palcach jednej ręki! Jeśli ktoś jeszcze nie słyszał tego dzieła, ma bardzo ważną lekcję do odrobienia.

To ja dziś wieczorem odrobię tę lekcję po raz kolejny. I znowu, na wszelki wypadek, wcześniej się położę...

Jakub Radkowski, Kuba Ambrożewski (14 listopada 2004)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: kidej
[17 sierpnia 2011]
Gdzie jest tekst :(

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także