The Dismemberment Plan

Emergency & I

Okładka The Dismemberment Plan - Emergency & I

[DeSoto; 26 października 1999]

Kiedy postanowiłam napisać o słynnym albumie Dismemberment Plan, wydawało mi się, że nie ma prostszego zadania. Przecież to jeden z najbardziej oczywistych „hype’ów” lansowanych przez serwisy zajmujące się muzyką niezależną, zarówno w Stanach, jak i w Polsce. Zresztą jeden z niewielu, do których nie miałam nigdy wcześniej wątpliwości. Ale niezliczona ilość wypitych kaw i herbat, przeczytanych książek, obejrzanych filmów i seriali świadczy o tym, że zawsze kiedy zabierałam się do pisania tego felietonu, poddawałam się, czując bezradność. Biorąc się do pracy nad tekstem, „wymiękałam”, próbując zrozumieć – czemu ta płyta jest genialna? Czemu tak bezdyskusyjnie przyjmuję to jako pewnik?

Research na temat „Emergency & I” wcale mi nie pomógł. Recenzje tego albumu to zwykle zbiór napisanych capslockiem zdań w trybie rozkazującym, które wydają się całkiem zabawne, ale nie przekazują żadnych treści merytorycznych. Nawet elaborat Pitchforka z okazji wydania winylowej reedycji nie wyczerpał tematu. Na flirty z mainstreamowym popem pozwalał sobie już i Beck, skomplikowane podziały rytmiczne to fajna sprawa, ale czy naprawdę daje się za to 10/10? Są też świetne teksty, przy których słuchacz w końcu nie ma wrażenia, że ich autor mentalnie zatrzymał się na poziomie swojej pierwszej miłości. Tylko że nie mnie oceniać warstwę literacką. A może nie ma o czym pisać – to czyste emocje, których nie da się zwerbalizować, używając racjonalnych argumentów?

Jednak zaczęłam się zastanawiać, w którym momencie swojej muzycznej drogi znalazłam D-Plan i czemu aż tak mnie zachwycił. Znałam już na pewno Shellac i gitarowe origami nie robiło na mnie specjalnego wrażenia. Z drugiej strony z wielkim wstydem próbowałam wyprzeć się popowej przeszłości – nie wypadało, by ktoś serio zainteresowany muzyką przyznawał się, że jego pierwszym „własnym” muzycznym odkryciem była Britney Spears, chyba że jako wyraz niesamowitego dystansu do siebie. Stąd rozwój mojej percepcji popu musiał poczekać parę lat, aż dojdę do wniosku, że hałasy, kakofonia i inne zespoły dźwięków, które nie uchodzą za przyjemne, to tylko bardzo mały fragment muzyki, która jest interesująca. Żeby do tego doszło, potrzebny był pomost między mainstreamowym popem a powiedzmy Fugazi. Tutaj swoją rolę odegrało owe „Emergency & I”.

Dismemberment Plan to jeden z niewielu zespołów, a może jedyny, który jest akceptowalny dla miłośników radiowych melodii, a któremu zarazem nie można zarzucić braków w kunszcie instrumentalistów. Do tego ich brzmienie nie ma ani krzty estetyki lo-fi – jest czyste, wręcz wypolerowane jak sztućce przed kolacją wigilijną. Stąd początkowe wrażenie banalności. Pod tą powłoczką kryje się jednak pulsujący niczym tętno maratończyka bas, gitarowe zawijańce i bezbłędna, chwytliwa melodia. Tak brzmi „A Life Of Possibilities” rozłożone na części pierwsze, ale przytłaczająco obłędny opener jest dopiero preludium tego, co usłyszymy w kolejnych utworach składających się na ten niezwykły album.

Zawsze intrygowało mnie – dlaczego pierwszym trackiem na albumie nie jest „Memory Machine”? Co ich podkusiło?! Nigdy nie zapomnę szoku, który przeżyłam, słysząc TO PRZEJŚCIE między numerem 1 i 2. DLACZEGOOOOO?!11111 Katharsis, czy nawet „katarasis”, jakby powiedziała moja niezbyt rozgarnięta classmate z liceum. To wręcz hitchcockowski suspens, który sprawia, że reszty „Emergency & I” słuchamy niczym oglądając „Szczęki” – nigdy nie wiadomo, kogo i gdzie zaatakuje rekin (czyt. hook), czy przeżyją, kto dotrwa do końca, kiedy wejdą napisy itd. Trudno zliczyć rozpruwające flaki momenty, w takim „I Love A Magician” jest ich tyle, co gwiazd w Galaktyce Andromedy.

Wymienienie jednym tchem wszelkich killerów D-Planu pędzących niczym Speedy Gonzales nie oznacza, że wszelkie wolniejsze utwory to wypełniacze. Nie uświadczymy co prawda muzyki do reklamowania pościeli czy nawet szczoteczek elektrycznych (chociaż?), feeling każdego kawałka sprawia wrażenie z deka neurotycznego. Przesączone melancholią „The City” wciąż buduje praca niezmordowanego perkusisty Joe Easleya, przez co piosenka nie jest płaska, ma skomplikowaną fakturę. Momentami płaczliwy głos Travisa Morrisona świetnie kontrastuje z technicznymi, wręcz math-rockowymi bębnami.

Żyroskop, fluktuacje, „Dzień świstaka” i bardzo dziwna okładka, o której trudno powiedzieć coś pozytywnego. „Emergency & I” to płyta nieszablonowa, pionierska, a jednocześnie potwornie przebojowa. Twór, który może zawrócić w głowie i sprawić, że zmienimy zupełnie swój sposób słuchania muzyki. 10.0? Może, ja tam nie wiem, byle skłoniło to do odsłuchu jak najwięcej ludzi.

Andżelika Kaczorowska (20 stycznia 2011)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Wybierz stronę: 1 2 3
Gość: Pozdro
[4 listopada 2019]
Hujowa płyta, elo
Gość: Marcin Nowicki
[26 stycznia 2011]
@szpaner

Oczywiście, że możesz się nie zgodzić, choć może lepiej wcześniej przynajmniej zapoznać się z fragmentem muzycznym?

A że synkopa, na koniec co drugiego taktu i pojawia się to w jednostajnym loopie - absolutnie obiektywne. Tak samo jak stwierdzenie "'Panorama' to program telewizyjnej Dwójki".

Choć powtarzam - nigdzie nie napisałem, że przygotuję polemikę, w której każde zdanie będzie zbudowane wyłącznie z obiektywnych faktów i nic poza tym. Wtedy to nie byłaby polemika, a tekst informacyjny. Czym innym są instrumenty opisowe, a czym innym ekstrapolacja i wysnuwanie wniosków. Poważna polemika/recenzja zawiera moc obiektywnych faktów i w nieunikniony sposób obok tych faktów wysnuwane są wnioski. Wnioski mimo wszystko nie mogą być totalnie niesubiektywne. Czy tak trudno to pojąć?

Na maksymalnie jaskrawym przykładzie (jaskrawiej chyba nie da się). Borys Dejnarowicz dlatego ma taką renomę, jaką ma, bo posiada jakże cenną umiejętność wnikliwego przytaczania faktów i posługiwania się fachową terminologią, systemem wewnątrzprzedmiotowych odniesień itp. Ale CZYMŚ ZUPEŁNIE POZA TYM jest kwestia, czy ktoś zgadza się z jego postulatami, odczuciami (wnioskami) i zestawem ulubionych muzycznych rozwiązań. No chyba jaśniej się nie da.

Mój udział w tym temacie właśnie zakończył się. Wakacje.
Gość: szpaner
[26 stycznia 2011]
delikatna synkopa pod koniec co drugiego taktu powtarzana w monotonnym loopie nie nosi znamion ponadczasowego intuicyjnego geniuszu, sprawia raczej wrażenie pierwszego kontaktu z automatem perkusyjnym - trick tyleż bezpretensjonalny, co zupełnie niespektakularny

ale gdzie tu obiektywne fakty??
obiektywne jest, że pojawia się synkopa (ufam Wam - nie chce mi się sprawdzać)
natomiast to, czy sposób jej wykorzystania Ci się podoba czy nie (lub jak wolisz 'nosi/nie nosi znamion ponadczasowego intuicyjnego geniuszu') to już Twoje subiektywne odczucie! Dla Ciebie nie, dla Kowalskiego tak - ot wiele hałasu o nic
Gość: kaczorowska nzlg
[26 stycznia 2011]
@jacu - po prostu zupełnie się zgadzam z Jędrasem, bardzo ciekawa dyskusja, ale to nie temat do komentarzy na Scr. Ja się nie poczuwam do bycia moderatorem, bo najpierw nie chciałam trollować jeszcze bardziej niż zrobiłam to publikując ten tekst, a potem zaczęło się robić ciekawie. Tyle że offtopic :)
Gość: moh
[26 stycznia 2011]
ale fajnie ze kiedy wszyscy mowia o tym zeby zamknac forum porcys bo bardziej "lajfstajlowe" to na screenagers malutki boks do komentowania przypomnial czym jest dyskusja o muzyce, super
Gość: MN
[26 stycznia 2011]
I już wyprzedzam żarciki z literówki - miało być "Jakbyś", łącznie oczywiście.
Gość: Marcin Ryszard Nowicki
[26 stycznia 2011]
@XXX

No tak, straszliwie nieudolnie.

Karty na stół.

Synkopa JEST określeniem technicznym. Kto mówi, że nie jest? Chodzi właśnie o to, że używając tego typu określeń i wyprowadzając na ich podstawie osąd, dokonujemy rzetelnego rozbioru danego dzieła, analizy. \"Obiektywizująca\" nie oznacza, że każde zdanie tekstu będzie suchym stwierdzeniem niezaprzeczalnych faktów, oznacza możliwie maksymalną dyscyplinę w formowaniu argumentów.

No i wybacz - \"wykazując ze bit w yai nie jest niczym nadzwyczajnym moge napisac synkopa to nic spektakularnego\". Uproszczenie roku. Synkopa może być użyta w sposób ekscytujący i wpompować w dany fragment rewelacyjną jakość. Jak byś Iksie nie zauważył, fragment argumentacji, który przytoczyłem, dokładnie tłumaczy, co jest nieciekawego, niespektakularnego w tym perkusyjnym, lekko synkopowanym loopie. Nie piję do samego faktu, że tam jest synkopa, ale że jest to zabieg wyegzekwowany w tym przypadku zaledwie przeciętnie i bez polotu.

Posłuchaj sobie człowieku \"Get Innocuous! LCD Soundsystem i dostrzeż różnicę między prymitywną, powtarzającą się, monotonną synkopą, a synkopowaniem, które tworzy gęsty, z niemal każdym następnym taktem modyfikowany, groove. Porywający. A nie przeciętny jak fabryczny pattern na jakimś Casio.

Nie wiem, podpisuj się raczej. Bo widzę, ze znów ktoś, kto ma problemy z rozumieniem mechanizmów językowych, próbuje wejść kuchennymi drzwiami i zrobić wielkie strzelanie z pistoletu na wodę.

Yo Raps!
Gość: EOT
[26 stycznia 2011]
@emc tezy będą prawdziwe przy użyciu akademickiej terminologii, pod warunkiem, że posiadają zaplecze teoretyczne, którego w tym całym wątku próżno szukać.
Gość: emmanuelle cunt
[26 stycznia 2011]
A ja jednak wrócę do subiektywizmu/obiektywizmu, bo to najciekawszy wątek tutaj. Jeżeli zgodzimy się, że biorąc subiektywne przeżycie za podstawę metologiczną recenzent pisze o sobie, to wypada będzie się zgodzić, że aspirując do intersubiektywizmu będzie pisał o innych ludziach i o sobie, tzn. koncepcjach które w danym temacie już zostały stworzone i jego stosunku do tego, różnicą byłoby ilość pracy jaką trzeba by było włożyć czytając daną recenzję żeby się do ludzkiego widzimisię dokopać. Natomiast, niezależnie od (świadomego czy nie) \'nastawienia metodologicznego\' nie tak często można przeczytać recenzję ktróra o płycie nie mówiłaby nikomu absolutnie nic*, co sugeruje, że jakaś treść o samej muzyce jest przemycona.
Generalnie to nie jestem pewien, czy śmiałe tezy jak to że \'w pisaniu o muzyce czegoś nie ma/coś jest\' przy użyciu terminologii powiedzmy uniwersyteckiej będą prawdziwe/sensowne odnośnie obecnego pisarstwa w internecie w czymś więcej niż paru wąziutkich kontekstach, a i to przy paru przypisach i zastrzeżeniach.

*chociaż to bardzo ryzykowne zdanie jeśli zestawić je z Bravo z 1992 roku które ostatnio wygrzebałem.


Co do E&I - Popieram MN w jej demitologizowaniu, bo raz, o ile sam bardzo ją lubię to w życiu nie przyszłoby mi do głowy uważać ją za arcydzieło, a dwa, totalnie ma rację pisząc że lektura portali na P może dać wrażenie, że wszyscy ze sceny \'alt\' padli przed nią na kolana, a tak nie jest.. Natomiast same argumenty trochę zbyt emocjonalne
\"dziesiątkowe klimaty!\"
\"a nie, bo piątkowe!!!\"
\"mam więcej matchboxów!!!!!!!!!\"
<bójka w piaskownicy>
Gość: jaca
[26 stycznia 2011]
Andżela powiedz coś ...
Gość: @MN
[26 stycznia 2011]
Marcinie N, szczytna inicjatywa, ale prowadzisz walkę z wiatrakami. Jeśli młodzież polskiego nieŻal-net-indje ostatnich 10 lat chce być formatowana przez Porcys i Screenagers (są ALTERNATYWNI, bo są formatowani przez NISZOWE portale, a nie przez KOMERCYJNE media), podchodzi do ich rekomendacji bezkrytycznie, niewiele jesteś w stanie na to poradzić.

Dwa cytaty.

A propos gustów mas:

"Ludzie kierują się owczym pędem. Są mody na lubienie, bądź nielubienie czegoś. Oprócz tego procentu, który dzięki dużej wrażliwości i inteligencji może się kierować własnym gustem, reszta polega na opiniach większości. "Dni Wiatru" były nieźle hype'owane i w dobrym guście było lubić Ściankę. Sądzę, że większość ludzi, która kupiła tamtą płytę przesłuchała ją, dobrze żeby raz, ale zaistniał dobry klimat wokół zespołu. To minęło, bo przecież ile można być nowoodkrytą, fajną, ciekawą kapelą. Po jakimś czasie ludzie się nudzą. Nie ma już po co opowiadać, że się lubi Ściankę, bo to nikogo nie włącza do kręgu wtajemniczonych. Także zostaliśmy w pamięci osób, które piszą o muzyce i to nam robi dobrą prasę oraz słuchaczy, do których w swoim czasie rzeczywiście trafiliśmy." - Maciej Cieślak w wywiadzie Marka Falla dla Onetu

A to, co możemy z tym zrobić:

"Róbmy swoje,
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje,
Póki jeszcze ciut się chce,
I zamiast minę mieć ponurą
Skromniutko ot, z Ameryk którą - odkryjmy,
Róbmy swoje,
Może to coś da? Kto wie?...

Róbmy swoje,
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje,
Póki jeszcze ciut się chce,
W myśleniu sens, w działaniu racja,
Próbujmy więc, a nuż fundacja - wystrzeli,
Róbmy swoje,
Może to coś da? Kto wie?...

Róbmy swoje,
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje,
Bo dopóki nam się chce,
Drobiazgów parę się uchowa:
Kultura, sztuka, wolność słowa, dlatego
Róbmy swoje,
Może to coś da? Kto wie?...

Róbmy swoje,
A Ty, Widzu, brawo bij,
Róbmy swoje,
A ty nasze zdrowie pij,
Niejedną jeszcze paranoję
Przetrzymać przyjdzie robiąc swoje, kochani,
Róbmy swoje,
Żeby było na co wyjść!" - Wojciech Młynarski



przygodny dziennikarz muzyczny
Gość: xxx
[26 stycznia 2011]
synkopa to też jest fakt techniczny

/Ale wykazując np., że bit w "You Are invited" nie jest niczym nadzwyczajnym mogę napisać, że 'delikatna synkopa pod koniec co drugiego taktu powtarzana w monotonnym loopie nie nosi znamion ponadczasowego intuicyjnego geniuszu, sprawia raczej wrażenie pierwszego kontaktu z automatem perkusyjnym - trick tyleż bezpretensjonalny, co zupełnie niespektakularny'. /

nic tutaj nie wykazałeś. masło maślane: wykazując ze bit w yai nie jest niczym nadzwyczajnym moge napisac synkopa to nic spektakularnego.

eh, jak nieudolnie ci to wszystko idzie!
Gość: MN
[25 stycznia 2011]
Potrójny Iksie - oczywiście, że nie zamierzam wykazywać, że 5.0 wypisując jedynie metrum i wymieniając oczywiste techniczne fakty. Ale wykazując np., że bit w "You Are invited" nie jest niczym nadzwyczajnym mogę napisać, że 'delikatna synkopa pod koniec co drugiego taktu powtarzana w monotonnym loopie nie nosi znamion ponadczasowego intuicyjnego geniuszu, sprawia raczej wrażenie pierwszego kontaktu z automatem perkusyjnym - trick tyleż bezpretensjonalny, co zupełnie niespektakularny'. Na tej zasadzie.
Gość: xxx
[25 stycznia 2011]
/Jeśli takt jest na cztery czwarte to ...jest na cztery czwarte/

tak, na pewno wszyscy rozrozniaja i rozpoznaja takty i pisza o tym w recenzjach.

/Przez obiektywizującą argumentację rozumiem taką, która w możliwie najszerszym zakresie opiera się na takich zasadniczych prawdach. /

no to ciekawe, bo skoro masz na mysli analize muzyczna i chcesz na jej podstawie OBIEKTYWNIE UARGUMENTOWAC ze e&i to nie 10.0 a 5.0 to życze powodzenia. zarowno chodzi mi o to, ze na poziomie analizy nie bedzie tam zadnych obiektywnych argumentow by temu dowiesc, jak i to ze w ogole nie poradzisz sobie z czyms takim jak analiza.

/Subiektywizm w pisaniu o muzyce (o sztuce w ogóle) nie istnieje pod wieloma względami. /

nie powtarzaj setny raz tej błędnej tezy.

/Np. gdy robi się z \"subiektywnego przeżycia\" recenzenta podstawę metodologiczną (takie spostrzeżenie się nasuwa gdy się przegląda polskie serwisy muzyczne), to w znacznej większości przypadków recenzja obiera za swój temat (często nieświadomie i nawet wbrew woli) samego recenzenta, a nie muzykę. Nie ma wielkiego pożytku z takiej recenzji. Swoją drogą myślę, że to właśnie ludzie piszący dla Screenagers, Porcys, etc. powinni mieć jakieś pojęcie metodologiczne o tym, co robią. Jeśli sądzą inaczej, to znaczy, że nie traktują zbyt poważnie tego, co robią. /

no to prawda tylko że z tego wynika, ze prawie nikt z kregu porcys/screenagers nie ma pojecia metodologicznego o tym co robi. co zreszta pewnie jest prawda.
Gość: jakub
[25 stycznia 2011]
słaba płyta
Gość: szpaner
[25 stycznia 2011]
eee... chyba nie - po pierwsze to jednak mało, po drugie większości jeszcze nie przesłuchałem
Gość: k
[25 stycznia 2011]
>>Spójrzcie na 'popular in' :)

to zupełnie o niczym nie świadczy, e&i oceniło 161 osób z Polski, przy ogólnej statystyce słuchaczy d-planu to pewnie jakiś margines błędu
Gość: MN
[25 stycznia 2011]
do 'szpaner' - no jasne, zakładaj, czekamy!
Gość: MN
[25 stycznia 2011]
Ponad pół tysiąca (plus jakieś 150 mniej regularnych CD w ramach tematycznych boxów, promo itd. i coś pod sto kaset) to istotnie nie jest kosmicznie dużo. Szczególnie jak słyszę, że np. Piotr Metz posiada 20 tysięcy. W skali miesiąca mam jakieś 7-10 potencjalnych życzeń. Nie wszystkie zawsze da się spełnić. W rejonach liceum, kiedy dodatkowo ceny były jeszcze ewidentnie wyższe, pozwolić na CD za 6 dych mogłem sobie najczęściej w ramach małego święta. A gdzieś do 1998 kupowałem wyłącznie kasety - z tym że bardzo wiele płyt pożyczałem wtedy z radia od zaprzyjaźnionych redaktorów.

BTW
http://rateyourmusic.com/artist/the_dismemberment_plan

Spójrzcie na 'popular in' :)
Gość: jdrs
[25 stycznia 2011]
jeszcze słowo w obronie Marcina: "pół tysiąca" płyt to nie jest jakoś dużo, zwłaszcza jeśli mówimy o opiniotwórczości czy czymś pochodnym. kolega chyba starał się ustalić jakąś swoją ramę wyjściową, pozwalającą czytelnikowi wyobrazić sobie kompetencje z jakimi ma do czynienia. jeśli mam rację, zarzut snobizmu należy chyba uznać za nieprzyzwoity i żyć dalej.
Gość: jedras
[25 stycznia 2011]
ja chciałem tylko powiedzieć, że Marcin Nowicki jest super. tacy ludzie w internecie gdzieś utonęli, brawa więc za odwagę w wygłaszaniu poglądów stojących w opozycji do pewnej "tradycji słuchania". NATOMIAST. o ile rozumiem pewną ogólną potrzebę dyskusji na polu metakrytycznym, metodologicznym, zwłaszcza w zaistniałej sytuacji, o tyle prosiłbym o odrobinę powściągliwości w tej materii. ontologia to grunt grząski i dość hardkorowy. zróbmy wszystko, żeby serwis Screenagers nie przypłacił dziesiątek niewiele znaczących postów awarią serwera.
Gość: szpaner
[25 stycznia 2011]
mam 1119 płyt
czy mogę już założyć blogaska?
Gość: tmwwth
[25 stycznia 2011]
@ \"dyskusje na temat subiektywizmu/obiektywizmu są tyleż rozwlekłe, co nikomu, ale to NIKOMU potrzebne\"

Być może. Przypomnę tylko, że płyta, która na Screenagers wygrała w rankingu \"30 najlepszych płyt roku\" została swego czasu bądź co bądź inspirująco \"zrecenzowana\" przez Borysa D. na Porcysie. Cała ta recenzja dotyczyła kwestii subiektywizmu/obiektywizmu i z tego, co pamiętam, wiele osób bardzo chwaliło pana B.D. za ten tekst (czyli jednak był potrzebny!). Jeśli więc Borys pisze o subiektywizmie - super, jeśli ktoś inny ma odmienne zdanie w tej kwestii i je przedstawia, to od razu staje się w oczach obrońców godności recenzenckiej dziwolągiem i nerdem, który wyskakuje z metodologią przy okazji zwykłych recenzji płytowych. W tym miejscu skończę ten interesujący mnie temat. Nie będę już się naprzykrzał, bo pewnie zdaniem niektórych się ośmieszam.
Gość: tyle w temacie
[25 stycznia 2011]
http://allegro.pl/dismemberment-plan-emergency-i-od-1-zl-bcm-i1408006399.html
Gość: tele morele
[25 stycznia 2011]
widły z igły, igły z wideł

wasz cynizm i wjeżdżanie na siebie pozwala mi sądzić, że powinniście posłuchać jeszcze trochę radiohead zanim zabierzecie się za cokolwiek innego. nie chcę wam przeszkadzać w zabawie, ale może pomóżcie mamie sprzątać, bo dyskusje na temat subiektywizmu/obiektywizmu są tyleż rozwlekłe, co nikomu, ale to NIKOMU potrzebne. a mama jest chora i cierpi, widząc dzieci swe w internetach.
Wybierz stronę: 1 2 3

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także