Młode Wilki #5: styczeń-luty 2011
Shoju
Szufladka: muzyka basowa - ambientowe naleciałości na dubstepowym szkielecie
Profil: Bandcamp, Soundcloud
Warto posłuchać: wszystko
Polska scena basowa, mimo niewielkich gabarytów, ma się całkiem całkiem, gdyby ktoś pytał. Jest Phantom, jest Teielte, Supra1 i wytwórnia Concrete Cut. Skupmy się na tej ostatniej, bo w promocji wydarzeń i młodych artystów ma niemałe zasługi. Ostatnia impreza? Jamie xx w Warszawie. Ostatnie wydawnictwa? Tom Encore, Sentel „Chapel 20”, których chwaliliśmy na łamach Screenagers. Teraz Dana Dramowicz i Mateusz Majewski, założyciele labelu, startują pod autorskim szyldem – Shoju. Jeśli longplay Mount Kimbie przysparzał sporo problemów z klasyfikacją, debiutancka EP-ka Shoju dostarcza ich jeszcze więcej. Dubstep jest tu tylko wątłym szkieletem rytmicznym, rzecz bowiem rozgrywa się przede wszystkim na płaszczyźnie plam dźwiękowych, generowanych także żywymi instrumentami. Ambientoidalne naleciałości czuć na każdym kroku, a warszawski duet nie stroni także od zapędów w stronę bardziej zaawansowanej awangardy (czyt. Steve Reich). Gdzieś z przecięcia Jamesa Blake’a, Panthy Du Prince’a i The Knife; to jest jeszcze lepsze, niż będzie Ci się wydawało po trzecim odsłuchu. (Marta Słomka)
Shoju, czyli E_nn i Artfruit, podeszli do muzyki basowej z ambientowym zacięciem i ich „Static" to przede wszystkim atmosfera. Niemal post-rockowa struktura utworów (nic dziwnego, bo Artfruit grała w New Century Classics) znakomicie się do kreowania tej atmosfery nadaje. Można mówić, że to post - dubstep, ale to przede wszystkim muzyka z ładnymi momentami. Koniecznie sprawdźcie też „SBNY", najlepszy numer warszawskiego duetu, o orientalnym i lekko witch-house'owym sznycie. (Paweł Klimczak)
Seinabo Sey
Szufladka: szwedzki jazzujący neo-soul
Profil: Soundcloud, Myspace
Warto posłuchać: „Outlines”
Co najmniej intrygująco brzmią te skandynawskie zakusy na neo-soul. W zeszłym roku ukazała się ciekawa płyta duńskiego duetu Quadron ze świetnym singlem „Buster Keaton” na czele, w tym – warto baczniej przyjrzeć się niejakiej Seinabo Sey. Szwedka dysponuje zadymioną, subtelnie chropawą barwą, perfekcyjnie wpisującą się w lekko jazzujące frazowanie, do którego ta dwudziestolatka niewątpliwie ma słabość. A że lubi bawić się swoim wokalem, to słychać , bo i wpada w baduizm, i nie stroni od prince’ującego przegięcia w pobocznym projekcie Def Chronic, eksplorującym klawiszowy funk lat 80. Mnie najbardziej przekonuje oszczędnym dozowaniem słów w „Outlines” – tutaj niewątpliwie mniej znaczy więcej. Pod każdym względem. (Marta Słomka)
Seinabo Sey bardzo zgrabnie kontynuuje soulową tradycję Soulquarians, do tego stopnia jawnie, że na „Oh!” pojawia się interpolacja „Certainly” Eryki Badu. Zróżnicowane i bardzo ładnie dopracowane partie wokalne, a także przemyślane kompozycje fajnie współgrają z produkcją w stylu Georgii Anne Muldrow i uparcie stosowanymi ejtisowymi syntezatorami. Jest bardzo przystępnie i lekko, czego niestety nie można powiedzieć o twórczości Georgii. (Mateusz Błaszczyk)
„Outlines" to w zasadzie jazzowy utwór i już samo to zwraca uwagę w pozytywny sposób. Fajna mnogość zastosowanych środków wokalnych dywersyfikuje kompozycję. Pozostałe utwory to dość standardowy neo-soul, ale taki co bawi i cieszy. Pod obserwację jak to się rozwinie. (Paweł Sajewicz)
Routines
Szufladka: pomarańczowy revival electropopu
Profil: Soundcloud
Warto posłuchać: „Hypnotized”
Bałem się, że do reszty zdziadziałem i nie jestem już w stanie słuchać TAKIEJ muzyki. Błąd. Zwrotka „Movin’ Up" przywołuje wprawdzie echa melodeklamacyjnego koszmaru „Bad Romance", ale w miarę upływu czasu zaczyna robić się coraz ciekawiej. Przez ułamki sekund wkradają się nawet w te kompozycje autentyczne przebłyski, jeśli nie geniuszu, to przynajmniej zaskakująco solidnych songwriterskich umiejętności. Holenderski duecik umie ożenić w jednym utworze remizę Snap i eteryczność Cocteau Twins i ja to kupuję. No i są z Nijmegen, a ja zawsze ceniłem Andrzeja Niedzielana. (Bartosz Iwański)
Odpowiedź pomarańczowych na Furię Futrzaków? Ci revivaliści lat dziewięćdziesiątych z Holandii mogą zaskakująco skutecznie umilić czas wydłużającego się w nieskończoność oczekiwania na nową płytę Roisin Murphy. Jest tanecznie, ale nie zawsze „na cztery” (wolniejszy, nasączony r’n’b bit „Hypnotized”). Chwytliwie, ale nigdy zbyt słodko (łobuzerskie „Alright!”). Jeśli jeszcze uda im się przemycić więcej chamskiej skuteczności starszych sąsiadów z 2 Unlimited i nie wpaść przy tym na Lady Gagę, to impreza na dwudziestolecie eurodance’u może być całkiem huczna. (Kuba Ambrożewski)
A Gap Between
Szufladka: chillwave
Profil: Soundcloud
Warto posłuchać: „Neon Signs”
Gość z Portland wchodzi na scenę w momencie, w którym Bundick ogłasza „koniec chillwave’u”. Szkoda, że jest spóźniony o sezon, bo zdecydowanie ma zdolność kreowania przestrzeni dla potencjalnie bardzo dobrych piosenek. Skojarzenia z Washed Out nasuwają się automatycznie przy odsłuchu najbardziej skończonego „Neon Signs” i nie opuszczają do końca. Na razie bardziej obiecanki cacanki niż „the second coming of chillwave”, ale uważajmy, bo Szczelina Pomiędzy już zapowiedział, że EP-ka na wiosnę. (Kuba Ambrożewski)
Nadana sobie łatka „Metropolitan 80s Chic" to połączenie ejtisowej melodii, rozmytych, lekko pościelowych wokali i hip hopowych sampli jak u Blockhead. Ujmujące i bujające. (Zosia Sucharska)
Two Inch Punch
Szufladka: modny i modelowy glitch-hop
Profil: Soundcloud
Warto posłuchać: „Love You Up”
T.I.P. to modelowy glitch-hop, z ukłonami w stronę tatusia-Slugabeda i poddany silnym wpływom beatmakerów z Los Angeles (czają się też dam-funkowe zagrywki). To, co na pewno wyróżnia T.I.P. spośród wielu glitchowców, to radosny nastrój, podbijany wokalami. Glitch ma bardzo ciekawą formę, ale często brzmienie przerasta treść. Warto wypatrywać kolejnych produkcji Two inch Punch'a, może doczekamy się anthemu na miarę „Aminals". (Paweł Klimczak)
Two Inch Punch łączy w swoich nagraniach wszystkie modne ostatnio chwyty: wokale o zmienionej wysokości, klawisze, spokojne flying-lotusowe bity i słuszny bas. Podane we właściwych proporcjach nie rażą efekciarstwem, a w połączeniu z soulowymi inspiracjami tworzą aż nazbyt sympatyczne impresje na temat romantycznych uniesień. (Mateusz Krawczyk)
Woodie Alien
Szufladka: argentyński folklor
Profil: blog
Warto posłuchać: „Maria Rosa”
Ekipa przy pierwszym kontakcie może wydać się podobni do polskiego Woody Aliena - fajni, ale brutalnie zaszufladkowani. Jednak Argentyńczycy bardzo wdzięcznie potrafią wymknąć się z folkowego grajdołka, idąc raz w stronę niedocenianego The Stange Death Of Liberal England, raz w klimaty Neutral Milk Hotel w wersji ustudencionej, acz nadal interesującej. Miesza się sporo pomysłów, Woodie Alien staje w opozycji do nagminnego współcześnie procederu nagrywani płyt o jednym tonie emocjonalnym. Jest i wesoło, i smutno, trochę hałasu, trochę banjo, nad wszystkim duch południowoamerykańskiego folkowego rebelianta. Polecam. (Marcin Zalewski)
„Maria Rosa” to zdecydowanie wybijający się numer w twórczości tych Latynosów. Nie jest to złe, tyle że momentami brzmi trochę, jak kolejny i to wcale nie najciekawszy projekt muzyków Wolf Parade i pobliskiej parafii. (Kasia Wolanin)