Urbanizer #9: listopad 2010

Zdjęcie Urbanizer #9: listopad 2010

Po lekturze komentarzy pod poprzednimi edycjami Urbanizera można odnieść wrażenie, że to rubryka dla wszystkich i dla nikogo zarazem. Kilka słów wytłumaczenia. Urbanizer nie ma póki co ambicji ogarniania całej sceny klubowej – po pierwsze byłoby to niemożliwe ze względu na ograniczenia w składzie redaktorskim, po drugie bliżej mu raczej do filozofii portali takich jak FACT Magazine czy Resident Advisor, które skupione są wokół pewnego dominującego motywu obudowanego satelitami w postaci głośnych wydawnictw spoza mainstreamu zainteresowań danego serwisu. Urbanizer – jak zresztą nazwa by sugerowała – skoncentrowany jest przede wszystkim na muzyce o miejskim rodowodzie, której trzon – z przymrużeniem oka, rzecz jasna – stanowi wspólnota regionalna, przywiązanie do ulicznego zawadiactwa, blichtru i złotych łańcuchów, tradycja domowego studia nagraniowego oraz zamiłowanie do inspirującego aliansu narkotyków i technologii. Ta luźna definicja pozwala jednakowoż na wycieczki w kierunku terytoriów nieco bardziej oddalonych od przeważających w recenzjach hybryd dubstepu, uk funky czy hip-hopu. I oby tych wycieczek z czasem było coraz więcej. A poza tym wiadomo: Urbanizer = Night Slugs, zbiorowo doznajemy przy Lady Gadze oraz nienawidzimy house’u, szczególnie tego z Francji. I ani słowa o Kanyem Weście. (Marta Słomka)

Shy FX - Raver (MJ Cole Remix) (8/10)

Potwór. Konfrontacja dwóch legend drum’n’bassu, uk garage i dubstepu przynosi jedno z najpotężniejszych – nie tylko w sensie brzmienia – basowych nagrań tego roku. Z dzikiego, jungle’owego hymnu, jakim jest oryginał, pozostał jedynie dubowy fragment z relaksującym wokalem. Matt Coleman wykorzystał go do wyciszenia nastroju przed burzą, jaką tworzy wejście bitu złożonego z pięciu potężnych ciosów zamkniętych w każdym z taktów. Subtelnością nie grzeszy również świdrujący także w górnych rejestrach bas, przez co nagranie bliskie jest przysłowiowego hitlerowskiego pierdolnięcia, i ta nachalność niektórych może razić, ale też nie do sypialni kawałek jest przeznaczony. Przebrnięcie przez masywną, pierwszą część nagrania skutkuje uwolnieniem czystej energii w jego końcówce, gdy po kolejnej chwili dubowego wytchnienia bit zmienia się w house’owo-garażowe 4/4. Pewnie już niedługo będziemy mieli serdecznie dość takiego grania, ale póki co aż chce się krzyknąć za MC: „Juuuump!”. (Mateusz Krawczyk)

Erk Tha Jerk - I Know (7/10)

„I think I'm the realest motherfucker I know” – mówi Erk w numerze, który ironicznie traktuje o pimpowaniu, swaggowaniu i każdym innym -aniu związanym z robotą rapera. Jednak „I Know” daleko do pastiszy Das Racist. To znakomicie wyprodukowany kawałek, z kaskadami podwójnych rymów. Szkielet tworzy połamana crunkowa rytmika, a wypełnienie – miłe uchu sample. Erk nie jest świeżakiem, współpracował m.in. z Too $hortem, przez lata stosując zasadę bycia „Hood Nerdem”. Kalifornijskie korzenie odkrywa chociażby w śpiewanym refrenie „I Know” i w ogólnym luzactwie tego kawałka. Dawno nie słyszałem tak słodko-gorzkiego, zdystansowanego anthemu. 9 listopada ukazał się jego album „Nerd’s Eye View” – sprawdźcie koniecznie! (Paweł Klimczak)

Fantastic Mr Fox - Evelyn (7/10)

Twórczość Stephena Gomberga jak na razie wydaje się być skierowana do tych, dla których dokonania Mount Kimbie i Jamesa Blake’a to za mało i szukają czegoś w podobie. No to macie. Po całkiem przyzwoitej EP-ce „Sketches”, wydanej jakoś na początku tego roku, przyszła kolej na co najmniej tak samo dającą radę „Evelyn”, z której tytułowy track Wam pod rozwagę zalecam. Pierwsze wrażenie – nic nowego. Te same zabawy z wokalami co u Blake’a, podobne syntetyczne brzmienia i fragmentacja jak u Makera i Camposa. Drugim wrażenie – hej, ale ani jeden, ani drudzy do tej pory nie zrobili nic podobnie skocznego, optymistycznie brzmiącego i imprezowego. Lekko, zwiewnie i w stylistyce jeszcze nie do końca zarżniętej przez hordy naśladowców. A chóralny refren wwierca się w czaszkę i pozostaje w niej na dłuższą chwilę. Mnie wystarczy. (Paweł Gajda)

Gab Gotcha - Honoroll (7/10)

Parę tygodni temu na fejsbukowym koncie Wu-Tang Clanu RZA rozpoczął teaserową kampanię reklamową, spamując notkami („BIG THINGS COMING YOUR WAY (...). BONG BONG!!!”), które nie przekazywały żadnych konkretnych informacji. Kiedy wreszcie pojawiła się data zapowiadająca anonimowe wówczas wydawnictwo, nie tylko ja podejrzewałem, że może chodzić nawet o następcę „8 Diagrams”. Bardzo szybko okazało się jednak, że nie chodziło ani o „Liquid Swords 2” Geniusa (sequel ten ukaże się w 2011 roku), ani tym bardziej o szósty studyjny krążek WTC. RZA wyjawił w końcu, że chodzi o album niejakiego Gab Gotcha – nowego członka The Wu Music Group. Tajemnicze grudniowe wydawnictwo miało już zatem datę, autora i okładkę, ale właściwie pozostało równie enigmatyczne co przedtem. Albowiem pomimo współpracy z The Beatnuts czy Rass Kass i prawie dwudziestu lat, które minęły od ukazania się jedynego singla jego macierzystej formacji (The Triflicts), Gab Gotcha oficjalnie wciąż nie wydał długogrającego albumu. I chociaż poniższy numer nie widnieje na oficjalnej trackliście „Timeless”, to słuchając go, myślę, że RZA całkiem słusznie hype’uje „debiutanta”. Czas pokaże, czy warto było czekać aż dwie dekady. (Mateusz Błaszczyk)

Jacques Greene - (Baby I Don't Know) What You Want (7/10)

Kiedy z końcem lipca tego roku, szperając rutynowo w internecie, natrafiłam na teledysk niejakiego Jacquesa Greene’a, serce zabiło mi mocniej. W pierwszej chwili nie wiedziałam, czy to dlatego, że wykorzystał fragment „Odysei kosmicznej” jako wizualny podkład, czy raczej ten głęboki acidhouse’owy syntezator bardziej zawrócił mi w głowie. Jedno jest pewne, nie pamiętam, kiedy ostatnio od czasu debiutu Joya Orbisona byłam tak podekscytowana. Ekscytacji mojej źródeł jest wiele – choćby to, jak bardzo w tym momencie zaciera i ściera się granica między sceną dubstepową a house’ową, a raczej jak historia robi tył w przód tak mniej więcej o 30, 20 lat. Ale jak powszechnie wiadomo, żyjemy w dobie remiksu, więc tu niespodzianek nie ma.

O Tajemniczym Jacquesie Greenie wiemy niewiele, co zdecydowanie podsyca hype wokół jego osoby. W momencie ukazania się filmiku w cyberprzestrzeni krążyło zaledwie jedno zdanie na jego temat, głoszące, iż na jesieni w okolicy listopada ukaże się jego EP-ka dla wytwórni LuckyMe, która to w swoim dorobku ma już takich artystów jak Machinedrum, Hudson Mohawke czy Rustie, oraz że nakładem londyńskiego labelu Bok Boka i L-Visa 1990, Night Slugs, zostanie wypuszczony winyl z omawianym tu utworem. W tym momencie wiemy już na przykład, że Greene pochodzi z Montrealu, ma 21 lat, nosi okulary oraz chciałby w przyszłości robić muzykę filmową. Jedynym wywiadem, jakiego udzielił, był ten dla wydania online magazynu „Dazed&Confused”, otrzymał również masywne wsparcie ze strony Mary Anne Hobbs podczas jej świętej pamięci audycji dla BBC1. I na tym właściwe się kończy.

„(Baby I Don't Know) What You Want” zostało wydane na kompilacji „Night Slugs All Stars vol.1” i pośród reszty starych wyjadaczy jest zdecydowanie diamencikiem. Nie tylko dlatego, że wyszło z spod ręki świeżarka; wybija się z tłumu swoimi acid house’owymi naleciałościami, ale ostatecznie bliżej mu jednak do Chicago aniżeli do twardej ulicznej grime’owej sceny na Wyspach. Ten powrót do Chicago house’u lat 80. wychodzi Greene’wi bardzo zgrabnie, chociaż najwyraźniej zrobił sobie ostatnio wycieczkę do Londynu i zbił piątkę z Deadboyem. Poszedł bowiem w jego ślady i wymuskał przy pomocy swoich analogowych zabawek remiks utworu Cassie vs. Puff Daddy „Must Be Love”, który od jakiegoś już czasu wisi na jego soundcloudzie. Nie mam nic przeciwko, wręcz przeciwnie, niech moda na r&b się szerzy. Ładnie, bardzo ładnie. Nie pozostaje nic innego, jak tylko śledzić jego następne poczynania. (Karolina Zajączkowska)

Jean Grae feat. Mela Machinko - The Bridge (7/10)

Moje obawy co do formy Jean Grae właśnie zostały rozwiane, pomimo długiej przecież przerwy w jej solowej karierze i wątpliwości co do kontynuowania tejże. Sam pomysł RJD2 jako beatmakera Jean wydawał mi się zupełnie nietrafiony (nie mogę pozbyć się z pamięci miałkiego „The Third Hand”), więc z początku ucieszyłem się, że „The Bridge” nie promuje jej studyjnego albumu, lecz „Year Of The Blacksmith Community” – mixtape Taliba Kweli.

RJD2 jednak naprawdę dał radę – spora ilość gęsto ponakładanych sampli i bit wywołujący podskórny niepokój tworzą całkiem intymną w gruncie rzeczy atmosferę, do której szybki, subtelny flow Jean pasuje idealnie. Szkoda więc, że nie jest to zapowiedź „Cake Or Death” (mam nadzieję, że materiał ten będzie choć w połowie tak miażdżący jak jego nazwa). Na kolejny solowy album jednej z najlepszych (f)emcee trzeba będzie bowiem czekać przynajmniej do wiosny. Oby tylko nie podzielił on losu zaginionego „Phoenix”, o którym mówiło się już w 2008 roku częściej niż obecnie. (Mateusz Błaszczyk)

Mosca - Tilt Shift (7/10)

Oh Mosca you lift me higher – śpiewała miesiąc temu Terri Walker w remiksie singla T. Williamsa „Heartbeat” i właściwie po raz kolejny bez nadużycia można przytoczyć tę linijkę na łamach Urbanizera. Tym razem Mosca, jeden z pierwszych podopiecznych Night Slugs, zmajstrował dla Fat City Recordings swój najbardziej hiphopowy bit. Zaiste gruby. To, że ten brytyjski producent sypie jak z rękawa zmyślnymi patentami na wtłaczanie hiphopowego szkieletu w ramy house’u i synkopowej rytmiki, epicko zaprezentował „Nike” – do dziś nie mam pojęcia, jakim cudem można w sposób tak wyrafinowany lawirować pomiędzy oldskulowym rapem a synergiczną miksturą uk funky i dub techno. „Tilt Shift” drąży tę tematykę co prawda z mniejszym rozmachem, ale wciąż oscyluje wokół pietyzmu Moski w sprawie detali i zaskakujących rozwiązań. Rdzeń utworu stanowi nieoczekiwanie wyłaniający się z halfstepowego intro prosty hipohopowy podkład o rodowodzie sięgającym lat 80., który ten pomylony Londyńczyk obudowuje pirackim samplem z grime’owej gadaniny emce Riko i bollywoodzką wokalizą bliżej niezidentyfikowanej kobietki. A dalej mamy już tylko festiwal niuansów: czy to tropikalna wstawka, pasaż „nintendowskich” klawiszy, czy nagła pauza – rozum odbiera. Niemożliwi są ci wyspiarze. (Marta Słomka)

Night Drugs - You Are My Vision (7/10)

Fajnie by było, gdyby uk funkowa rytmika zdominowała na chwilę klubową scenę Europy. Tak jak w przypadku garage’u – w ogóle się na to nie zanosi, ale recepcja gatunku nie jest jednak zła. Chociażby seria miksów HeavyFeet na rok 2010 czy okazjonalne miksy od Sound Pellegrino pokazują, jak z puzzli klubowego house’u i postbrytyjskich zajawek układać future’ową mozaikę sceny.

Night Drugs są z Francji, a ich brzmienie to kolejna cegiełka w budowie tej świątyni. EP-ka ukaże się na początku grudnia. Całość jest już do przesłuchania od kilku tygodni na ich soundcloudzie. W „You Are My Vision” rehabilitują chicago house, stoją dokładnie pomiędzy tym, co przeszłe, a tym, co przyszłe. Namiętnie korzystają z nu jazzu i french touchu – rwany bas w „mostku” czy finalizująca solówka na syntezatorze wtłaczają w te sformalizowane schematy nieco świeżości. Bazą w tej grze jest uk funky. (Krzysztof Kolanek)

Posłuchaj >>

Pearson Sound - Blanked / Blue Eyes (7/10)

Pearson Sound to David Kennedy, znany również jako Ramadanman. Jeśli coś przykuwa szczególną uwagę po pierwszym odsłuchu singla „Blanked” / „Blue Eyes” (wydanego nakładem Hessle Audio), to szerokie korzystanie z producenckich trików, do których Kennedy zdążył nas już w minionych dwunastu miesiącach przyzwyczaić. Najmocniejszym punktem pierwszego z utworów już niemal tradycyjnie jest perkusja. Nikt obecnie nie produkuje w Wielkiej Brytanii perkusji tak przestrzennych i o takiej progresji. „Blanked” rytmicznie kojarzy się z quasi-juke’owym „Work Them”, choć w dużo bardziej wysmakowanym, minimalnym wydaniu. „Żywa” equalizacja, Untoldowskie staby, standardowo już występujące w breakdownach chwytające za serce wokalizy i dużo bogatsze niż w przypadku wcześniejszych nagrań melodie i dźwięki syntezatorów. Kennedy chwali się swoim świetnym warsztatem, przeszczepiając smaczki epickiego remiksu Jamiego Woona na klubowy grunt „Blanked”.

„Blue Eyes” to kolejna wciągająca bez reszty perkusyjna wycieczka; znów elegancka, wymagająca atencji, dużo żywsza niż w „Blanked”, bez wątpienia wpisująca się w nurt nadawania nowego konktekstu grime’owemu minimalizmowi ( Joe, Untold ). W b-sidzie nie zabrakło sampli wokalnych ani bass stabow godnych DJ Oddza.

Solidna dwunastka od Davida Kennedy’ego… choć jak dla mnie być może zbyt dużo tym razem Ramadanmana w Pearson Sound. (Thomas Wirski – Supra 1)

The Phantom - Night Game (Zeppy Zep remix) (7/10)

Polscy producenci powoli wchodzą do światowego obiegu, a EP-ka Phantoma jest tego najlepszym dowodem. Remiksy od Brenmara i Hackmana, wzmianki na dużych serwisach, a do tego coś w rodzaju międzynarodowego hype’u. Sporym zaskoczeniem jest z kolei to, kto zrobił najlepszy numer na wydawnictwie. Nie – bardzo mocno rozreklamowany ostatnio Brenmar, nie – młoda gwiazdka nowego garażu Hackman, ale Zeppy Zep z Krakowa. Na jego talencie poznała się już chociażby Ikonika, a kawałek „Rebis” hulał w wielu prestiżowych miejscach. Zeppy nie jest rewolucjonistą – raczej przedstawia swoje wersje patentów stosowanych przez najlepszych producentów, co bynajmniej nie jest zarzutem o epigoństwo. W remiksie „Night Game” postawił na kingdomowo pocięte wokale i iście epicką strukturę utworu – docieranie do głównego, wiksiarskiego motywu jest długie i obfituje w interesujące momenty. Czy będzie to mostek a la Superisk (w tym wypadku inspiracja jest może zbyt mocna), czy melodyjne ozdobniki – łatwo się zachwycić. Finał stawia na melodię podaną w charakterystycznym dla Zepa brzmieniu. „Night Game” nie ma typowo klubowej struktury, jest to raczej mini-opowieść, przywodząca na myśl budowę kawałków Ikoniki. Zeppy jest na najlepszej drodze do pierwszej ligi światowej (o ile już tam nie jest), powinien tylko lepiej ukrywać swoje inspiracje. (Paweł Klimczak)

Roots Manuva - Witness (Modeselektors Troublemaker Remix) (7/10)

Bronsert i Szary w znakomitym stylu przypominają o świetnym numerze sprzed lat. Remiks „Witness” autorstwa niemieckiego duetu jest jednym z najjaśnieszych momentów wydawnictwa uświetniającego obchody 20-lecia Ninja Tune. Modeselektor potraktowali utwór Roots Manuvy w stylu, w którym modyfikowali już nagrania Bjork i Ghislaina Poirera. W odróżnieniu od wspomnianych nie jest to jednak radykalne przeformułowanie oryginału, lecz co najwyżej lifting, uwzględniający bieżące potrzeby klubowych parkietów. Na futurystyczny charakter remiksu niemały wpływ ma dość poważna ingerencja w zmianę wysokości wokali, dających momentami wrażenie, jakby Rodney Smith wspierany był przez chór androidów. Podstawą nagrania jest jednak pulsująca w całym spektrum częstotliwości linia basu, pod ciężarem której z ledwością mieści się kick-drum. Mechaniczne rozwiązania jeszcze podobijają obecną w oryginale rytmikę przy zachowaniu doskonałego flow brytyjskiego rapera. (Mateusz Krawczyk)

SBTRKT - The Unspoken (7/10)

Ostatnio zasłuchany jestem w kompilacjach z serii Platinum Breakz. Zaskakująco duży wypływ ambient dramów w połowie lat 90. przypomina mi zeszłoroczną sytuację na scenie: paramistycyzm każdej produkcji, wyhamowanie na rzecz opiekuńczej zabawy kontekstem, by nie zrywać z tradycją. Wtedy jedni zajęli się „defibrylacją zwłok” – jak to określił w ostatnim Urbanizerze Paweł Gajda, inni defibrylacją dźwiękiem.

Podobno postać ukrywająca się za afrykańską maską (SBTRKT) to właśnie były twórca d’n’b, ale już tej drugiej fali. Muzycznych korzeni za maską nie ukryje – szanujmy go za to, co robi obecnie, a jest za co. Tegoroczna „Laika” była jak kopniak w twarz, podobnie jest z „The Unspoken”, wydanym dla Monkeytown Records będącego pod skrzydłami wszechogarniającego Modeselektora. Połamane perkusjonalia zepchnięte na dalszy plan stają się tu reprezentatywne dla całości przedstawienia. Dobór dźwięków w repetytywnej postwobble’owej zabawie melodią zdecydowanie przypomina mi techno. Track jest przebogaty – pulsujące syntetyki zgrabnie tasowane po każdej frazie różnorakich wobbli nie dają wytchnienia. Solidny breakowy kawałek, coś na styku techno/d’n’b/dubstep. (Krzysztof Kolanek)

Ty feat. Sway & Roses Gabor - Heart Is Breaking (Diverse Concepts X Chesus Vocal Mix) (7/10)

Do skądinąd solidnego, acz mocno przewidywalnego singla dwóch czołowych raperów sceny brytyjskiej, Ty i Swaya, powstało kilka naprawdę przyzwoitych remiksów, oprowadzających po dziedzictwie hardcore continuum: od dubstepu o jamajskim posmaku, po future garage i jungle. Spośród wariacji na temat oryginału dość mocno wybijają się dwie: soczysty uk house Funk Butchera i garażowa błyskotka od Chesus X Diverse Concepts. Ci drudzy ten ciepły hip-hopowy track o klasycznie soulowym sznycie zapętlonej damskiej wokalizy poprowadzili w kierunku 2 stepu podbitego grime’owym ulicznictwem. Na tle kompulsywnie poszatkowanego bitu linijki Ty i Swaya nabierają agresywnego i nerwowego charakteru, złamanego fantastycznym nawiązaniem do konwencji bogatego w kobiecy pierwiastek uk garage przełomu lat 90. i 00. Finałowe zaśpiewy Roses Gabor z podstawowej wersji Chesus X Diverse Concepts ze świetnym skutkiem oddelegowali do roli refrenu, uwypuklając przy okazji drugie, bardziej dziewczęce oblicze tej brytyjskiej wokalistki, która zaledwie kilka miesięcy temu chłostała ucho zuchwałym flow w „Stupid” Redlighta. Niemożliwi są ci wyspiarze, dziękuję, dobranoc. (Marta Słomka)

Ciara - Deuces (Dubbel Dutch Remix) (6/10)

Zawsze kibicuję połączeniom r&b z funky/dubstepem/garydżem, więc w momencie, w którym boska Ciara zostaje zremiksowana przez przedstawiciela amerykańskiej fali funky, jestem wniebowzięty. Nie jest to jakaś mocno wyrafinowana rzecz – Dubbel Dutch sporo zawdzięcza samemu rewelacyjnemu oryginałowi, czyli „uuu” Ciary i klawiszowym stabom ewokującym „Te Amo” – ale wystarczyło, że dorzucił gęste bębny i bas, który podczas pierwszego wrażenia wydaje się ledwo zarysowany, lecz na dobrym sprzęcie zyskuje cechy bicza, który smaga po żołądku. Nie wiem, na ile ten remiks jest częścią oficjalnego „Przemysłu Ciara”, ale razem z wersją Nguzunguzu dodają sporo dobrego do dorobku Sisi. Dodatkowym atutem podejścia Dubbel Dutcha jest dostosowanie tempa do wokali, dzięki czemu C. nie brzmi jak wiewiórka. Co prawda samo tempo jest kosmiczne i rzuca wyzwanie didżejom, ale niech już się sami martwią, jak mu sprostać. (Paweł Klimczak)

Taz - Gold Tooth Grin (6/10)

Dość szybko chyba skończył się entuzjazm dla „purpurowej” wizji dubstepu. Od wielu miesięcy nie możemy doczekać się debiutanckiego długograja Jokera, a rzucane przez niego od czasu do czasu jak ochłapy z pańskiego stołu single robią coraz mniejsze wrażenie. Inni przedstawiciele, jak choćby Ginz, też nie rozpieszczają nas ostatnio. Miłą więc odmianą na tle tej posuchy będzie propozycja niejakiego Taza. Ot, trójakordowy drobiazg z dubstepowym podziałem rytmicznym urozmaicony jakby garage’owymi ornamentami. Plus melodia, którą fajnie gwizdałoby się, idąc ulicą w warunkach pogodowych bardziej sprzyjających spacerom niż obecnie. Złote implanty w dziąsłach mile widziane. (Paweł Gajda)

Ameriie - Outside Your Body (1/10)

To, że na „Only Girl (In The World)” Rihanna idzie w eurodance, jakimś strasznym zaskoczeniem nie jest. Ale gdy odpalam nowy singiel artystki formerly known as Amerie i dostaję w twarz dwiema setkami chamskich bitów na minutę, napierdalającym syntezatorem i jednym z najbardziej przaśnych refrenów roku („Voyage Voyage” anyone?), to jednak nie potrafię się otrząsnąć. Już nawet nie chodzi o zdradę ideałów sierpnia, ale po prostu o zdrowy rozsądek. Okej, jest koniunktura na taki sound, ja rozumiem, ale czy gdyby ktoś jej powiedział, że teraz gra się power metal, to ona weszłaby w to równie bezrefleksyjnie? No bo o ile europeizacja Rihanny to proces konsekwentny, w miarę sprawnie zrealizowany i jakoś tam skorelowany z jej predyspozycjami, o tyle to, co teraz odwaliła Ameriie, jest równie sensowne jak – dajmy na to – start brazylijskich siatkarek plażowych w konkursie skoków narciarskich. „1 Thing” + Scooter = does not compute. (Łukasz Błaszczyk)

Łukasz Błaszczyk, Mateusz Błaszczyk, Paweł Gajda, Paweł Klimczak, Krzysztof Kolanek, Mateusz Krawczyk, Marta Słomka, Thomas Wirski (Supra 1), Karolina Zajączkowska (30 listopada 2010)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: niecierpliwy
[21 lutego 2011]
Świetnie, no to czekam :).
marta s
[20 lutego 2011]
będą, będą, urbanizer pod koniec najbliższego tygodnia
Gość: niecierpliwy
[20 lutego 2011]
Czy będą kolejne, nowe odsłony Urbanizera?
Gość: pankrytyk
[2 grudnia 2010]
bardzo fajny nowy urbanizer, powiem nawet, że ho ho!
Gość: paris frans
[30 listopada 2010]
Night Drugs = <3 ale "Fajnie by było, gdyby uk funkowa rytmika zdominowała na chwilę klubową scenę Europy" = LOL, nie

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także