Urbanizer #6: sierpień 2010
Tym razem zamiast tradycyjnego wstępu, obrazek, bez którego ostatnia letnia odsłona Urbanizera nie mogłaby się obejść. Wczorajszy dzień, 25 sierpnia, to zbyt ważna i symboliczna data dla muzyki miejskiej, a w szczególności kobiecej odsłony r&b. Nowe single K. Michelle czy Dondrii muszą poczekać do września, albowiem wokalistka tego kalibru zasługuje na wyłączność. (Marta Słomka)
Aaliyah - We Need A Resolution (10/10)
Jedno słowo: najlepsza. (Marta Słomka)
Cosmin TRG - Tower Block / Beton Brut (8/10)
„Beton Brut” to niepokojąca historia. Rozmazana postać opuszczająca nocny autobus N, przyspieszająca kroku na mokrych, czarnych asfaltowych scieżkach zapada się w gęstniejący mrok osiedla. „Tower Block” z kolei otwiera szalenie swingująca sekwencja krótkich dźwięków, zwiewnie budujących przejmujący, nastrojowy groove, na którego wierzch spływa ramadanmanowsko minimalna melodia.
Piękna ścieżka dźwiękowa do nocnych podróży dla wszystkich wielbicieli londyńskiego brutalizmu. Dla fanów Buriala, Zomby’ego i Actressa. (Thomas Wirski - Supra1)
Four Tet - Nothing To See (8/10)
Jeżeli „Nothing To See” jest odrzutem z „There Is Love In You”, to Hebden musiał ogłuchnąć podczas selekcji nagrań. Dawno nie słyszałem czegoś tak chwytliwego jak melodia pojawiająca się po bardzo długim wstępie – nieco kwaśna, ale niewinna i radosna. Przez pierwsze cztery i pół minuty śledzimy jednak tylko utkany ze strzępów brzmień, odgłosów systemów operacyjnych, odkurzaczy, odtwarzaczy, otwieraczy nieporadny beat, który nie zważając na swoje urocze upośledzenie, dziarsko brnie do przodu na jej spotkanie, ostatnie chwile przed celem spędzając w towarzystwie prostego, analogowego basu. Luzacko odrealniona, wakacyjna podróż nadziana dźwiękowymi ciekawostkami trwa blisko dziewięć minut, z których żadna nie wydaje się niepotrzebna. Four Tet oraz microhouse mają nam jeszcze wiele do zaoferowania. (Mateusz Krawczyk)
Benga - Little Bits (7/10)
Wydana w maju EP-ka „Phaze One” była bardzo nieudanym eksperymentem polegającym na oddaniu wiodącej roli seriom irytująco monotonnych uderzeń prymitywnych, syntetycznych werbli. Benga chyba wyciągnął wnioski z tego posunięcia, bo „Little Bits” goszczący po drugiej stronie opisywanego już w niniejszym przeglądzie muzyki chodnikowej singla „Stop Watching” ma o wiele więcej do zaoferowania, zwłaszcza na parkietach. Werble co prawda pozostały, ale tylko jako dyscyplinująca rytm asysta, a pozytywny bilans w dobie kryzysu zostaje osiągnięty dzięki praktycznemu zastosowaniu reguły maksimum efektu przy użyciu minimum środków – bardzo wyeksploatowanemu i oszczędnie dawkowanemu brzmieniu basu na marszowym bicie. „Prosty” często oznacza również „prostacki”, ale jeszcze tym razem daje się zauważyć różnicę. (Mateusz Krawczyk)
Cardopusher - Gilbold (Scandalous Unltd Remix) (7/10)
Tęskny damski wokal i rozmarzone pady pozwalają łudzić się co do nastrojowości tego utworu, tylko do momentu pojawienia się w oddali charakterystycznych wiertarek. I choć wysokie częstotliwości dość długo utrzymują się w przewadze, to tuż za intro numer przybiera znacznie na wadze dzięki ciepłym i niezwykle głębokim wobble’om. Przy banalnym 4/4 z jungle’owym loopem to tylko grubasek (choć dość żwawy co prawda), który udaje terrorystę, ale po zmianie bitu na mocno zaznaczony 2-step mamy już do czynienia z prawdziwym mistrzem dub-sumo. Szkoda, że nieco więcej czasu odgrywa tę pierwszą rolę, bo odbiera to nagraniu siły rażenia, lecz na szczęście ta odrobina tendencyjności jest głośno maskowana. (Mateusz Krawczyk)
Kathy Brown - Turn Me Out (Viadrina Vocal Mix) (7/10)
Ciężko tu pisać o europejskim housie ze świadomością, że lwia część dotychczasowych publikacji Urbanizera je pomijała. Na tle dynamicznych zmian w brytyjskim clubbingu czy amerykańskim mainstreamie rozprawianie o produkcjach europejczyków wydaje się stratą czasu, a w najlepszym wypadku ciekawostką. Pomimo iż dźwiękowo dyskusja toczy się w warstwie, gdzie o świeżość ciężko, a ilość motywów poddawanych muzycznemu recyklingowi często można policzyć na palcach jednej ręki, podejmę się walki o zasłużone miejsce dla tegoż gatunku. Swoich sił w branży próbuje Viadrina, biorąc na warsztat vocal house Kathy Brown z 1994 roku, i aranżując go w manierze „Big Fun” Inner City, dzięki czemu bliżej mu do revivalu euro dance’u niż współczesnych „basowych pompek”. Zastosowany tu patent na mocarne staby przewija się, odkąd pamiętam. Podobno ostatni bum na te zagrywki zaszczepił „Mars” Fake Blooda, a kontynuował na przykład A-Trak remiksem „Heads Will Roll”. Chłopaki zręcznie rozkładają wokalne ciśnienie na powierzchni sześciu minut, dzięki czemu utwór dynamicznie stąpa, a wspomniane staby pełnią rolę up lifterów. Swój uliczny charakter numer kontestuje w tanecznych warunkach, gdzie okrojony do czterech minut może okazać się inicjatorem ognistej biby.
Viadrina jest polskim projektem Mateusza (Slam Dunk) i Konrada (Harbour Horse) funkcjonującym na zasadzie odskoczni od dotychczasowej działalności; projektem nie pozbawionym ambicji produkowania własnych utworów. Próba oceny walorów muzycznych tylko po przez pryzmat ich poczynań didżejskich jest krzywdząca, o czym świadczą szerokie zainteresowania chłopaków, jak i fakt zwrócenia na siebie uwagi zagranicznych wytwórni. Dajmy im szansę i życzmy powodzenia. (Krzysztof Kolanek)
Roof Light - Prayin' to T.E. (7/10)
No dobra, zgodnie z obietnicą, ostatnia (na razie dam Wam odpocząć) propozycja Garetha Mundaya, wynaleziona na EP-ce „What Makes You So Special”. Doskonałe, tym razem dosłowne, bo usankcjonowane tytułem utworu, potwierdzenie tego, jak wiele brytyjska scena garage zawdzięcza Toddowi Edwardsowi. Mogę właściwie powtórzyć wszystko, co do tej pory pisałem: deephouse’owe, lekko jazzujące akordy Rhodesa tworzą podkład pod precyzyjnie cięte minisample wokali i smyków, mozolnie układane w misterne plecionki. Wszystko to podparte bezczelnie prostą linią basu i okręcone serpentynami kosmicznych syntetyków. Na swój sposób zabawne i zmuszające do pląsów skocznym garażowym rytmem. A Ty? Czy też modlisz się do Todda The Goda? (Paweł Gajda)
Sentinels - Love Rhythm (All I Really Want) (7/10)
Whistla, twórca futuregarageforum.com, oraz nasi dzisiejsi goście Sentinels, odpowiedzialni za fundamentalgarage.com, mają niebagatelny wpływ na kształt rodzącej się sceny future garage (by przywołać tylko selekcję promowanych przez nich brzmień i sposób ich kolportażu). Sam termin może straszyć, ale jego wynalazca wymieniony na wstępie bardzo trafnie wykłada jego korelację ze światem dubstepu w rozmowie z Martinem Clarkiem.
Skoro dubstep zawitał do portu, z którego wypłynął na początku minionego dziesięciolecia, może warto sobie uzmysłowić, że w tym momencie 2-step garage dostaje niejako drugie życie i ekstra kody w postaci sztuczek producenckich i wpływów, jakich dubstep się nałykał. Warto też zwrócić uwagę na fakt, iż garage jako świetny nośnik popowych treści (Artful Dodger „Re-Rewind”, kaman) nigdy w pełni nie opanował przyległej mu Europy, nie wspominając o amerykańskim Billboardzie. Nowy garaż silniejszy o electro/8-bit/synth także jest w stanie wysmażyć przebojowy track (zawładnąć listami przebojów?). W końcu ezoteryczny j-pop Submerse („Tokyopop”!) czy opisywany tu, wakacyjny „Love Rhythm (All I Really Want)” bazują na konkretnych hookach. W „Love Rhythm” ich rolę pełnią kaskadowe syntezatory, druga partia syntetyka i świetny wokal. Euforyczny opener w momencie wejścia 2-stepowgo bitu powoduje drastyczny skok imprezowego wow!, któremu ciężko jest się oprzeć. To jeden z tych utworów, które trzeba umieścić w odpowiednim miejscu i czasie, by zebrać parkiet. Solidny wakacyjny strzał w przededniu jesieni. (Krzysztof Kolanek)
Cee-Lo - Fuck You (6/10)
„Fuck You” spokojnie mogłoby być nowym singlem Gnarls Barkley, gdyby Danger Mouse na wysokości drugiej płyty duetu nie pokazał, że w estetyce retro nie ma absolutnie nic ciekawego do zaoferowania. I dobrze, albowiem dzięki zaskakującej konfiguracji personalnej (Bruno „Nothin' On You” Mars jako współautor i producent) powstał co najmniej intrygujący, nieprzyzwoity i dowcipny rewers Raphaela Saadiqa czy postaci w duchu Mayera Hawthorne’a. Cee-Lo inkorporuje niemal dosłownie stylistykę Motown, okrasza ją swoim Al Greenowskim timbre i – co ciekawe – mając wszelkie predyspozycje ku temu, by nagrać entuzjastycznie przyjęty retro-przebój, puszcza jednak oko w kierunku internetowych odbiorców. Jak bowiem inaczej interpretować komercyjnie dyskwalifikujące już na wstępie niecenzuralne hasło tytułowe, a dalej cytat z Electric Six („xbox/atari”) czy nawiązanie do Harry’ego Nilssona i jego „You're Breaking My Heart”. Już nie wspominając o idei, na której zasadza się ten twór – dającemu wiele do myślenia starciu przeszłości z teraźniejszością, archaicznej, niewinnej produkcji i aranżacji oraz wulgarnego, technologicznego języka; podobny problem podejmowała zresztą płyta „Back To Black” Amy Winehouse. Po cichu liczę na to, że Cee-Lo zdecyduje się wydać ten najeżony cudownymi detalami i kapitalnie chwytliwy singiel w zmodyfikowanej wersji, nie wymagającej nalepki „parental advisory”, bo track zasługuje na to, by wspiąć się po szczeblach Billboardu. Tymczasem czekam na mashup Cee-Lo z „Fuck You” Lily Allen i „Florida University” The-Dreama. Komuś buchnęłam tę puentę, dam sobie rękę uciąć. (Marta Słomka)
Cooly G - Up In My Head (6/10)
Merrisa Campbell dzięki swojemu zeszłorocznemu debiutanckiemu singlowi „Narst/Love Dub” momentalnie stała się ulubienicą wszystkich komentujących londyńską scenę. Podobnie jak w przypadku Ikoniki można się zastanawiać, ile w tych zachwytach „punktów za pochodzenie”, a raczej za płeć, a na ile zadziałała sama muzyka. Zwłaszcza że Cooly zdaje się nie przemęczać jako producentka i dopiero po roku serwuje nam następcę tamtego wydawnictwa, ponownie wydanego przez Hyperdub.
„Up In My Head” wydaje się w prostej linii kontynuować kierunek „Love Dub”, mieszając ambientowe plamy syntezatorów zahaczające delikatnie o deephousowe klimaty, soulowe wokalizy Merrisy oraz masywny i gęsty beat, tym razem przechylający się odrobinę w stronę dubstepu niż uk funky. Solidne to i mające swój urok granie, ale życzmy koleżance, żeby przyspieszyła prace nad zapowiadanym od dawna przez Kode9 albumem. Mam nadzieję, że warto będzie poczekać. (Paweł Gajda)
Redlight feat. Ms. Dynamite - What U Talking About (6/10)
Otwierające utwór syntezatory wieszczą próbę wkomponowania się w trend przenoszenia basowej muzyki na jasną stronę mocy. Niestety do gry wkracza również paskudny autotune, w efekcie czego przestrzeń zostaje zgwałcona fragmentem refrenu żywcem wyjętego z komercyjnego (w bardzo złym znaczeniu) r&b. Później następuje jednak prawdziwe katharsis w ogniu, w czym ogromna zasługa Ms. Dynamite i jej wojowniczego flow. Redlight natomiast odkupuje swoje winy, tworząc minimalistyczny, 2-stepowy podkład budzący futurystyczne skojarzenia. I jest świetnie, dopóki temat sprowadza się do symbiozy tych dwóch elementów z laserową precyzją odmierzających 140 BPM. Nawet pomimo okropnego refrenu: posłuchaj uważnie, Mayu. (Mateusz Krawczyk)
Ikonika - Dckhdbtch (5/10)
Album „Contact, Love, Have, Want” to chyba jedno z bardziej kontrowersyjnych wydarzeń elektronicznych tego roku. Dla jednych powiew świeżości, inni w inspirowanych grami komputerowymi melodyjkach Sary widzą raczej mieliznę i producencką indolencję. Choć sam broniłbym długograja, to nowy singiel panny Abdel-Hamid, tym razem wydany przez Planet Mu, nie powala mnie w najmniejszym stopniu. Głównie dlatego, że nie zapowiada żadnego zwrotu w twórczości Ikoniki, robiąc wrażenie odpadu z sesji do wspomnianej płyty. To swoisty miks wszystkich, dobrze już nam znanych sztuczek. Skrzyżujcie sobie beat z „Look” z klawiszowymi padami „They Are All Losing The War” i kolejną, tym razem niespecjalnie wyszukaną, niczym niezadziwiającą melodią i otrzymacie w wyniku „Dckhdbtch”. Posłuchać można, ale jak długo jeszcze? (Paweł Gajda)