Enea Spring Break 2018
Od 19 do 21 kwietnia w Poznaniu odbywać się będzie kolejna odsłona festiwalu Enea Spring Break. Organizatorom w ciągu sześciu lat udało się wypracować markę wyczekiwanego w środowisku okołomuzycznym wydarzenia. Z uwagi na showcase’owy charakter przedsięwzięcia, stanowi ono często swoisty zlot branżowców z całego kraju (i nie tylko). Sprzyja temu formuła zakładająca ogrom eventów rozplanowanych po praktycznie całym centrum miasta. Nie znaczy to oczywiście, że przeciętny słuchacz nie ma czego na festiwalu szukać. Patrząc po headlinerach ostatnich odsłon, można uznać, że Spring Break mocno nam się komercjalizuje, zapraszając do lineupu coraz to popularniejszych wykonawców, zahaczających nie tylko już o głównonurtową alternatywę spod znaku Agory, ale i o mainstream per se. Absolutnie nie widzę w tym niczego zdrożnego, i widział nie będę, tak długo, jak organizatorzy będą nadal na obrzeżach całej imprezy zapewniać wystarczającą ilość rozrywek również dla muzycznych świrów z innych bajek. Jak się domyślamy, osoby czytające ten portal z automatu odpuszczą sobie występy Grubsona, LemONa czy Comy, dlatego z bogatego programu festiwalu wybraliśmy kilkanaście ciekawszych, a mniej oczywistych nazw, którymi naszym zdaniem warto się zainteresować. Do zobaczenia! Pamiętajcie, żeby podczas festiwalu śledzić relacje na naszym Instagramie. (js)
Więcej o festiwalu na http://spring-break.pl
Kamil Pivot - Siódmy sezon (czwartek, godz. 18:45, Pies Andaluzyjski)
Fani hip hopu na tegorocznym Spring Breaku znajdą dla siebie niemało. Od koncertów headlinerów, jak Pro8l3m czy O.S.T.R., przez reinterpretujący klasykę polskiego rapu live act Albo Inaczej 2 czy reprezentującego scenę francuską Killasona, po występy młodych wilczków – Bedoesa i Otsochodzi. Trochę z boku, na bakier trochę, stoi w tej części lineupu Kamil Pivot – koleś nagrywający laidbackowy rap na tematy jak najdalsze od pożądanego w rapgrze thug life'u. „Tato Hemingway” to swoisty concept album o szczęśliwym życiu rodzinnym: chodzeniu do pracy, siedzeniu w ciepłych kapciach przy kolacji w domu i – przede wszystkim – wychowywaniu dzieci. Kamil gada sobie o tych rzeczach na tle mało nowoczesnych, ale niezmiernie wyluzowanych bitów (pozdro Urbek) i robi to w totalnie uroczy i przezabawny sposób, a miejscami nawet wzrusza. Aż się chce zakładać rodzinę… Albo lepiej nie, bo wtedy chyba trzeba prasować t-shirty. Tylko jak to możliwe, że w kawałku o braku czasu na seriale, typ faszeruje praktycznie każdą linijkę szczegółowymi aluzjami do tak wielu z nich? Coś mi tu śmierdzi, tym bardziej, że za każdym przesłuchaniem cały czas odnajduję kolejny zaszyty mimochodem mikrointertekst. Powiedzmy to sobie szczerze: artysta mało wiarygodny <palacz>. (js)
Idź też na: Pro8l3m, Mavi Phoenix
Ala|Zastary - Pilot (czwartek, godz. 20:15, Dragon)
Jakub Sikora i Ala Boratyn na codzień występują razem w kolorowym alternatywnym big bandzie pod nazwą New People, zaś na boku kręcą w duecie sobie takie fajne piosenki, dla odmiany po polsku. Na razie znamy dwie, obie bardzo obiecujące. „Pilot” to rzecz tyleż nośna, co w swej strukturze dosyć nietypowa. Jednostajna melodia w ciągu trzech minut stopniowo zostaje obudowana kolejnymi teksturami, przez co pozornie prosta piosenka pęcznieje do potężnych rozmiarów. Przy czym przez chwilę nie traci na lekkości, dzięki bardzo przyjemnemu głosowi Alicji i wajbowi kroczącemu gęsiego za produkcjami Dâm-Funka i „Long Hot Summer” The Style Council. Drugi singiel, „Nie otwieraj powiek”, stanowi zaś niezwykle przytomną reakcję na kameralny sophisti-pop spod znaku Exit Someone. Z chęcią sprawdzę resztę materiału w odsłonie koncertowej. (js)
Idź też na: 100% Rabbit, Sorja Morja
Kinga Miśkiewicz - Nie lubię kobiet (czwartek, godz. 20:30, CK Zamek – Sala Wielka)
Powszechnie znana dziś jako wokalistka z zespołu Tego Typa Mesa, u nas (W NIEZALU) - przede wszystkim jako połowa wspaniałej Furii Futrzaków. Solowe nagrania Kingi to w gruncie rzeczy kontynuacja Furii – w końcu produkuje tu nie kto inny, jak Andrzej „Fonai” Pieszak (również zresztą terminujący u Mesa). No i faktycznie dalej mamy nowoczesny, melodyjny pop klawiszowy z ekspresyjnym szkolonym (nie mylić ze szkolnym) wokalem, choć może pozbawiony tak jawnie futurystycznych akcentów. Szczególnie w tym prowokacyjnym, pozornie antyfeministycznym hymnie mizoginek z twistem, wielkimi bębnami, ogromnym refrenem i brawurowymi wokalnymi gestami (nie tylko w osławionym mostku). „Nie lubię kobiet”, z racji tradycyjnego aranżu mocno wręcz rozbija koherencję EP-ki, no ale przecież *taki kawałek* musiał się gdzieś ukazać. Artystka zapowiada, że w Poznaniu, poza repertuarem z zeszłorocznej EP-ki „To mi nie”, pozwoli sobie zaprezentować utwory z nadchodzącego długograja. Liczę na kalejdoskop wrażeń :^| (js)
Idź też na: Natalia Kukulska, Natalia Moskal, Kalina
Noże - Rekonkwista marzeń (czwartek, godz. 20:30, W Starym Kinie)
Dobre gitarowe mainstreamowe indie? Aż sam jestem tym zdziwiony. Po wszystkich Tedach Nemethach i innych Terrific Sundayach nareszcie przyszedł zespół, którego słucha się bez irytacji. Wprawdzie dotychczasowe kawałki nie mają jeszcze zaczepnej chwytliwości rodem z najlepszych dokonań Much, ale wstydu nie ma. Jest za to szansa na to, że Noże mogą w przyszłości wyciąć w pień niemrawą konkurencję, co pokazuje ich najlepszy jak na razie numer, „Rekonkwista marzeń”. Tekstowa ekwilibrystyka chaosu może niektórym skojarzyć się z toruńską Jesienią, co ja sam odbieram na plus i chętnie sprawdzę, jak polskie próby bawienia się we wczesny Interpol wypadają na żywo. (mm)
Idź też na: UMRZESZ
Alters - Dawn (czwartek, godz. 21:30, Barock)
Polski prog rock? Nie tylko SBB i Exodus. Również takie projekty jak Microexpressions czy Alters właśnie. Znani z Newest Zealand bracia Zalewscy z kolegą nie boją się solówek i rozbuchanych konstrukcji wyrastających z fascynacji gigantami pokroju ELP czy Yes, ale wkładają je w nowocześniejsze ramy. Tu przełamią balladę electroclashowym syntezatorem, tam znowu posnują się post-rockowo, gdzie indziej zaś dadzą dojść do głosu swojemu klasycznemu wykształceniu harmonizując (wniebo)głosy. Mógłbym wskazać też na math-rockowe zagrywki, ale przecież wymyślili je Howe z Frippem, więc jesteśmy w domu. Dla higieny playlisty kilkunastominutowe suity zostawiamy na boku i wybieramy utwór tytułowy z ostatniej płyty tria, zdecydowanie najbliższy formule piosenki. I znowu: źródeł można owszem szukać wśród smętów Stevena Wilsona, ale kto wie czy nie znajdziemy ich więcej u Radiohead circa „OK Comp”. (js)
Idź też na: Lysistrata
Smolasty - Cały klub to my (czwartek, godz. 22:30, Tama)
Można zaryzykować stwierdzenie, że kariera Norberta – oczywiście w odpowiednio mniejszej skali – odzwierciedla na naszym podwórku drogę Franka Oceana. W końcu dziś – przypomnijmy – beatmakera Kaza Bałagane i wokalistę z kręgów skupionych wokół MOBBYN (mimo dużej popularności, kolektywu dalekiego od tradycyjnie pojmowanego mainstreamu), bez problemu usłyszymy w normikowej stacji radiowej poginając gdzieś Uberem. I bardzo dobrze – niech będzie to forpocztą napływu nowej fali polskiego r&b, w wydaniu ogarniętym, idącym ramię w ramię z trendami zachodnimi. Wprawdzie słuchając płyt Smolińskiego, z racji bardzo konsekwentnej artykulacji, trudno nie odnieść wrażenia, że słuchamy w kółko jednego kawałka, ale gdzieniegdzie udaje mu się wyskoczyć ponad to z co bardziej dystynktywnym trackiem. Takim jak ten rasowy przecież bengier. To co dalej, Smolasty – bardziej Drake czy The Weeknd? (js)
Idź też na: Otsochodzi, Bedoes
Evvolves - 1001 Night Stand (piątek, godz. 19:00, Dragon)
Warszawska scena eufemiowo-chmurowo-pogłosowa w swojej najlepszej odsłonie. Marzycielski dream pop z automatem perkusyjnym to jedna z mniej oczywistych propozycji tegorocznego Spring Breaka, ale zdecydowanie warto w piątkowy wieczór wybrać się do Dragona. Bolesny jest tylko fakt, że shoegaze’ująca ekipa ze Słowenii, Haiku Garden, która mogłaby z Evvolves przybić piątkę, gra niemal w tym samym czasie. Zatem kto widział już jednych z nich, niech da szansę drugim, bo ładne melodie rozmyte gitarowym hałasem zawsze spoko – idealnym dowodem na to jest „1001 Night Stand”, wieńczące debiutancki album warszawskiego składu. (mm)
Idź też na: Haiku Garden, Kraków Loves Adana, Futurski
100% Rabbit - World Under the Sun (piątek, godz. 20:00, Dragon)
Małgola Gulczyńska już nie pierwszy raz wystąpi na Spring Breaku: w zeszłym roku gościła na festiwalu jako Małgola, No. Tym razem pojawi się ze swoim macierzystym projektem, który w poznańskim niezalu jest znany już od paru lat, ale dopiero teraz zbiera się do wydania płyty. To cały czas będą fajne piosenki, tylko że nie prowadzone klasycznym klawiszowym brzmieniem, jak w Małgoli, ale bardziej zespołowe. Ciekawi mnie szczególnie owa zespołowość, tak dobrze słyszalna w „World under the sun”, ponieważ z tego co mi wiadomo, Stuprocentowy Królik jest duetem. Tak czy siak, stężenie dobrych melodii na pewno będzie wysokie – nie każdemu singiel chce produkować sam Jorge Elbrecht. (mm)
Idź też na: Ala|Zastary, Sorja Morja
Jazz Band Młynarski-Masecki - Abduł Bey (piątek, godz. 21:15, Dziedziniec Różany)
Janek Młynarski kontynuuje eksplorację przedwojennych klimatów zapoczątkowaną z Warszawskim Combem Tanecznym i wraz z nonszalanckim wirtuozem fortepianu, Marcinem Maseckim, formuje regularny big band. Razem na nowo aranżują wykopane spod ziemi piosenki, którymi żyły międzywojenne salony. Reanimowane utwory to w przewadze twórczość autorów pochodzenia żydowskiego – nierzadko zapomnianych, szczególnie, że wojna większości tych karier położyła kres. Swingi i tanga na „Nocy w Wielkim Mieście” zagrane są z iście cwaniackim biglem i wyprodukowane w duchu oryginałów, czyli – jakbyśmy dziś powiedzieli – lo-fi, heh. Dla przykładu: „Abduł Bey”, foxtrot arabski skomponowany przez Fanny Gordon, to ciekawe odbicie ówczesnych fascynacji orientem (vide „Szejk” z Rudolfem Valentino). Bliskowschodnia tematyka odznacza się też w zastosowaniu egzotycznych skal. Permanentnie ubawionych wspólnym graniem muzyków z Lado ABC oglądam na żywo zawsze z niekłamanym podziwem – tym razem nie powinno być inaczej. (js)
Idź też na: Jan Emil Młynarski, Gniewomir Tomczyk
Ina West - Spring (piątek, godz. 22:30, Tama)
Inę West można znać pod różnymi nazwami/nazwiskami: jako Cosovel, Izoldę Sorenson czy też Izabelę Wróblewską. Niektórzy mogą ją kojarzyć z wokalnego wsparcia Julii Marcell jeszcze z czasów jej pierwszej płyty, ale solowa działalność jako Ina West to coś zupełnie innego. Jej debiutancka EPka „Spring” jest z pozoru solidnym alternatywnym popem, ale jednocześnie ma on w sobie coś z wczesnego Kampu! i We Draw A, wzbogacone o dodatkowy hipnotyczny rytm. Bardzo dobrze pokazuje to utwór tytułowy, którego transowa estetyka może się sprawdzić idealnie w klubowej przestrzeni. (mm)
Idź też na: Neena, Żal
Żal - Under The Stars (sobota, godz. 20:00, Dragon)
Projektów elektronicznych co roku jest na Spring Breaku pełno, ale koncert Żalu to nie jest typowa indietronica pokroju Bokki (która, swoją drogą, też w tym roku gra na festiwalu). Okej, niby można się do tego pobujać, ale mnie bardziej fascynuje w ich graniu ta monotonna mantryczność, która wprawdzie jest przystępna i potrafi przekonać do siebie przeciętnych słuchaczy, ale jednocześnie ma w sobie coś nieoczywistego. „Under The Stars” jest tego najlepszym przykładem: taka sobie prosta pioseneczka, tymczasem w tych klawiszowych arpeggiach czuję pewien niepokój, który za każdym razem działa na mnie w inny sposób. Tym bardziej jestem ciekaw, co warszawski duet pokaże na żywo. (mm)
Idź też na: Ina West, M8N plays ULSSS
Sorja Morja - Australia (sobota, godz. 20:45, Pies Andaluzyjski)
Szymon Lechowicz jest jednym z najlepszych polskich muzyków dwudziestego pierwszego wieku, koniec kropka. Niezależnie od tego, czy mowa o jego solowych dokonaniach jako Damiano CZ, byciu solidnym fundamentem najambitniejszego przedsięwzięcia sceny okołoTCIOFowej w postaci projektu Manhattan czy też stworzeniu poznańsko-warszawsko-krakowskich spotkań pod szyldem Polonia Disco, za każdym razem Lechowicz nie tylko umiejętnie tworzy nieoczywiste melodie, ale jednocześnie sprawia, że chce się ich słuchać w kółko. Nie inaczej jest z dorobkiem Sorji Morji, duetu stworzonego z Ewą Sadowską, który w wersji koncertowej rozrósł się do tria (skład uzupełnia dobrze znana z grupy Enchanted Hunters Małgorzata Penkalla). O ile wczesne single eksplorowały mocno elektroniczną stylistykę przy wykorzystaniu wręcz duchologicznych brzmień, o tyle pełnowymiarowy debiut przyniósł przeniesienie dobrze znanego dotychczasowego podejścia do piosenek na zupełnie inny grunt: muzyki gitarowej. Na Spring Breaku Sorja Morja wraca na dobrze znaną scenę Psa Andaluzyjskiego i mam nadzieję, że w trakcie poznańskiego występu zagrają szeroko komentowany na Facebooku cover młodego osy. Tymczasem zostawiam Was z singlową „Australią”, jednym z wielu ich utworów, z którym głęboko się utożsamiam. (mm)
Idź też na: 100% Rabbit, Ala|Zastary
Natalia Kukulska - Pióropusz (sobota, godz. 21:15, Dziedziniec Różany)
Prawdziwa weteranka polskiej sceny, pochodząca z muzykalnej rodziny, nagrywa od małego (takie albumy jak „Natalia” czy „Bajki Natalki”, anyone?). Jeśli wspomniany Smolasty to nadzieja polskiego r&b, to Kukulską należy poczytywać wśród klasyków nurtu. Renesans krajowego synth popu, jaki obserwujemy dziś w trójkowo-paszportowych mediach, nie jest do końca tym, czym chcielibyśmy aby był, ale stał się przynajmniej bodźcem do nieodzownej reaktywacji karier takich diw jak Reni Jusis. Natalia tymczasem i bez tego w ostatnich latach, wraz z mężem, Michałem Dąbrówką, mocno eksperymentuje i regularnie wypuszcza sensowny, chwilami całkiem imponujący pop współczesny. Na Zamkowym Dziedzińcu nie spodziewałbym się szlagierów typu „Im więcej Ciebie, tym mniej” czy „W biegu” (co minus), więc dla lepszej reprezentacji festiwalu wybieram opener przedostatniej płyty artystki, „Ósmy plan”. Uwodzi tu nie tylko napędzająca numer partia ksylofonu, ale i świetna wieńcząca refren melodia – zaskoczę Was tą analogią – wyjęta wprost z repertuaru grupy GlassJaw. (js)
Idź też na: Kinga Miśkiewicz, Natalia Moskal, Kalina