Momenty #10

Zdjęcie Momenty #10

grafika: © Zofia Łobza

Ze względu na to, że to już dziesiąta, jubileuszowa część cyklu, tym razem czeka na was wyjątkowo nie 7, a aż 10 kawałków. Miłego słuchania!

1.David Bowie - Subterraneans (Moment 1)

Z wielu zróżnicowanych pod względem eksploatowanej estetyki wcieleń Davida Bowiego, to z „Subterraneans” jest moim ulubionym. Sekciarski, leniwie budowany, niepokojący instrumentalny klimat przerzedzany tu zaśpiewami i antycypujący złowieszczą, a przy tym oszczędną stylistykę nagrań chociażby Bohren & Der Club of Gore, znakomicie obrazuje jak uduchowiony był ten niezwykły człowiek. Gdy w okolicach czwartej minuty dźwiękowe napięcie zostaje w końcu rozładowane iskrzącą od charyzmy wokalną kulminacją, pozostaje jedynie trwanie w swoistej hipnozie i poczuciu, że to właśnie takie utwory coś w nas zmieniają. Jeśli Jim Jones sprowokował w Jonestown do zbiorowego samobójstwa ponad 900 osób, pomyślcie sobie tylko, co potrafiłby zrobić noszący to samo nazwisko David Robert w takim anturażu. Na szczęście Bowie swoją muzyką czynił wyłącznie dobro. Przy okazji warto przypomnieć, że przepiękny i godny hołd zgotował niedawno Brytyjczykowi William Basinski.

2.Junior Boys - Sneak a Picture (Moment 2)

Twórczość Junior Boys jak mało która obfituje w utwory, których opisanie przy pomocy takich pojęć jak elegancja, styl czy wykwintność wydaje się czymś najzwyklejszym w świecie. Obok wszystkich tych świetnych „Teach Me How To Fight”, „In The Morning” bądź „Parallel Lines” chciałbym jednak wyróżnić piosenkę dość często pomijaną w takich wyliczankach, a skromnie poprowadzoną przecież tylko do czasu. W „Sneak a Picture” niesamowite jest bowiem zamknięcie wszystkich możliwych typów emocji w tym ostatecznym rozbłysku, w trakcie którego banalne na pozór sekwencje spotykają się i zaczynają współgrać w symbiotycznej symfonii, dając wrażenie dźwiękowego perpetuum mobile. Jest tu euforia, ciepło, melancholia, gorycz, ból, radość, cierpienie, szczęście i smutek, a tło ciągle ulega drobnym przekształceniom, jakby sprawujący pieczę nad całością alchemik nieustannie ingerował w skład warzonej mikstury, podmieniając subtelnie dawki kolejnych ingredientów, tak by jeszcze śrubować perfekcjonizm użytych proporcji. Wszystko to wywołuje w głowie obraz opuszczonej, rozświetlonej od neonów dyskoteki, w której w swoim ostatnim tańcu mają okazję spotkać się wspólnie kończący ziemską wędrówkę, wyczerpani ludzie-widma.

3.Little Jinder - Sommarnatt (Moment 3)

Nie wiem, jak to się stało, że nigdy nie wspominaliśmy o 29-letniej już dziś Josefin Jinder na Screenagers, ale najwyższy czas to nadrobić, bo ciepły pop Szwedki fragmentami jest naprawdę najwyższej próby. Tak jak w „Sommartnatt”. Szczególny entuzjazm wzbudza we mnie to, jak druga część mostka przebojowo wytwarza tutaj przestrzeń do ostatniego wejścia refrenu. Klimatu dopełnia pocztówkowy wideoklip, który z marszu przywołuje nastrój wakacji i powinien choć na chwilę wydobyć każdego słuchacza z zimowego dołka. Skandynawska melodyjność w pełnej krasie.

4.WEDNESDAY CAMPANELLA - Tsuchinoko (Moment 4)

Szczególny magnetyzm tego, co dla nas egzotyczne jest zjawiskiem, na które człowiek chyba nigdy się nie uodporni. Gdyby poprosić ogarniętych muzycznie Japończyków o wykonanie autorskiego, zanurzonego w ich kulturze, melancholijno-tanecznego kawałka inspirowanego „REALiTi” Grimes i „Hounds” Rycerzyków, znaleźlibyśmy się bardzo blisko podstawy drzewa genealogicznego „Tsuchinoko”. Oprócz pokrewnej wrażliwości, barwnego teledysku oraz zaskakująco urozmaiconego, stale ewoluującego podkładu intryguje też wokal – na pozór wycofany, a już po chwili wyrzucający bardzo wiele słów w krótkich interwałach. Kto wie, może ta beztroska i wolność na tle azjatyckiej metropolii roztańczyłaby na moment nawet zgorzkniałych, mocujących się z życiem bohaterów filmów Wong Kar-Waia.

5.Toro y Moi - Rose Quartz (Moment 5)

Chaz Bundick doskonale wie, jakich patentów użyć, by wpędzić w uzależnienie od swoich nagrań. „Rose Quartz” wydaje się trackiem mierzonym jak od linijki, począwszy od wykwintnego, otwierającego całą zabawę, rozmigotanego instrumentalu, w którym subtelne dźwiękowe plamki filgarnie mienią się w tle, budując atmosferę, przez hałaśliwe i rozedrgane rozlanie się dźwięku, niczym farby na płótno, aż po wejście wokalu i przeróżne kreatywne kombinacje z tym związane. Która z tych trzech części – 0:26, 1:27, 1:53 – przemawia do was najbardziej? Ja stawiam na bramkę numer dwa.

6.Neil Cicierega - Wallspin (Moment 6)

„Tańczę do Oasis” brzmi jak niezła perwersja, ale Neil Cicierega sprawił, że niemożliwe stało się możliwe. Popularne „Wonderwall” kapeli braci Gallagherów w zderzeniu z podkładem z „You Spin Me Round” Dead Or Alive brzmi tak, jakby oba nagrania były dla siebie stworzone. Zdecydowanie warto posłuchać całości, bo track drastycznie – ale w pozytywny sposób! – rujnuje wspomnienia. Szacunek Amerykaninowi należy się także za pocieszne, intrygujące aranżacyjnie strollowanie Linkin Park czy w teorii wyjątkowo głupkowate, a w praktyce naprawdę fajnie brzmiące połączenie „Y.M.C.A." Village People z muzyką Hansa Zimmera.

7.Lazerhawk - Beyond The Infinite Void (Moment 7)

Tęsknicie za klimatem „Stranger Things”? Do drugiego sezonu jeszcze trochę poczekamy, ale na ratunek zawsze można odpalić sobie Lazerhawk. Tym razem zignorujmy kompozycyjne zawiłości i postawmy wyłącznie na atmosferę. Dźwiękowe dryfowanie w kosmosie w rytm muzyki Garretta Haysa to iście katartyczne doświadczenie. Przeciągłe linie syntezatorów, powtarzalny bit, raptem kilka akordów i stała, odrobinę tylko modyfikowana melodyjna repetycja zapewniają wyjątkowo zgrabnie podany galaktyczny minimalizm. Wystarczy więc zgasić w nocy światło, włączyć utwór ubarwiony wyjątkowo dopasowanym fanowskim wideo – zlepkiem urywków z „Twierdzy”, „Supernowej” oraz „Kontaktu” – i odlecieć daleko w obręb wszechświata.

8.Kitty - Asari Love Song (Moment 8)

Intro nieco zaskakuje, bo przywodzi na myśl skojarzenie: „O, czyżby jakiś wyrafinowany plagiat „Get Lucky?”. Na szczęście już po chwili czeka na nas ciekawa zwrotka, która okazuje się tylko przystawką do dania głównego. Show w stu procentach skrada tu bowiem refren – cukierkowy, sentymentalny i mieniący się przeróżnymi dźwiękowymi odcieniami. Urocze, ubarwiane przez funkujący groove przejście prowadzące do niego z mostku, tak jakby oba te fragmenty były nierozerwalnie zszyte, dostarcza naprawdę wiele uciechy.

9.Wędrujący Wiatr - Wołanie z granitowych twierdz (Moment 9)

Jeśli wędrówki po górach to dla kogoś przeżycie duchowe i coś więcej, niż tylko okazja do fajnie spędzonego weekendu, ten utwór to absolutny mus. Całość wielokrotnie chwyta za serce, szczególnie dzięki nieustannemu przeplataniu fragmentów melancholijnych i agresywnych. Właściwie to trudno tu nawet coś wyróżniać, bo każda z kolejnych kluczowych sekwencji (1:45, 2:33, 3:21, 4:09, 4:58, 5:45, 6:09, 7:21!, 8:36, 9:26 – sporo tego, nie?) cechuje się swoim własnym, wyjątkowym, nomen omen, punktem szczytowym. W przypadku zakończonej powodzeniem wyprawy w stronę granitowych twierdz, w geście triumfu, warto odpalić więc sobie właśnie ten kawałek. Nieco więcej o samej płycie pisałem tutaj.

10.Hazel English - I'm Fine (Moment 10)

„O, ja też tak mam!” to bardzo często klucz do pełnego utożsamienia się z danym artystą. Co jednak zrobić w sytuacji, gdy ten po prostu bezceremonialnie wkrada się nam do głowy, a potem zaprasza na seans obrazów, które z niej wyciągnął? Jeśli chcecie najzwyczajniej w świecie odizolować się na chwilę od wszystkich, wzruszyć i zadumać, ten utwór stanowi strzał w dziesiątkę. Zdecydowanie nie pogniewałbym się, gdyby taki właśnie film z życia (i koniecznie przy takim soundtracku!) wyświetlał się nam tuż przed śmiercią. „I'm Fine” to bowiem idealny przykład na to, jak prosto mówić o rzeczach trudnych, bez jednoczesnego popadania w pretensjonalność i banał.

Wojciech Michalski (12 lutego 2017)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także