Momenty #2

Zdjęcie Momenty #2

grafika: © Zofia Łobza

Druga część cyklu, w którym poszukujemy wartych uwagi muzycznych momentów.


1.The Wrens - Jane Fakes A Hug (Moment 1)

Jeśli to, co usłyszycie w podlinkowanym fragmencie nie jest piękne, to ja już naprawdę nie wiem, co jest. Z lewego i prawego kanału (słuchawki niezbędne!) do naszych uszu dobiegają dwie kontrapunktujące się piosenki, a imponujący warsztat kompozycyjny Amerykanów łączy tu inspiracje polifonią i melodyjny sznyt z... subtelnie dawkowanym hałasem. W ogóle jak ten utwór ewoluuje. Najpierw wyłania się rozwibrowane tło, by następnie przerodzić się w przepełniony wrażliwością i rozpaczą kulminacyjny motyw bezceremonialnie wygaszony jednak w stylu noise'owego apogeum z „You Made Me Realise” MBV. Dzieło kompletne.

2.Julia Holter - Horns Surrounding Me (Moment 2)

W łagodnym głosie Holter zanurzonym w mroku jest coś przerażającego, co sprawia, że przemierzając z tą kompozycją na słuchawkach ciemne miasto – sprawdziłem – czujność i poczucie zagrożenia wzrasta co najmniej dwukrotnie, a każdy opuszczony zaułek wydaje się niebezpiecznym miejscem. Rzecz idealna dla spragnionych emocji flanerów, których zżera rutyna.

3.Yumi Zouma - Dodi (Moment 3)

Ten delikatny, dokładnie trzydziestosekundowy mostek oparty na euforycznym podkładzie i strzępkach słów potrafi z marszu przywołać wspomnienia z najlepszych wakacji. Wielka szkoda, że partia przenika po chwili w standardowy, znany z wcześniejszej części kawałka refren bez żadnych (choćby jednego, dwóch) dodatkowych ornamentów, ale i tak jest świetnie.

4.dEUS - Instant Street (Moment 4)

Jedna z najmniej nadętych, a jednocześnie najbardziej wciągających sentencji gitarowych, jakie słyszałem, której fenomen zrozumiałem tak naprawdę w pełni dopiero w trakcie koncertu belgijskiej grupy na katowickim Offie. Link również prowadzi więc do wspomnianego występu. Wsłuchajcie się tylko, jak rewelacyjnie całość rozwija się od pierwszych, niepozornych jeszcze dźwięków aż do dionizyjskiej, szaleńczej kulminacji podkręconej dodatkowo wejściem wokalu. Oj, były ciarki.

5.The Range - Seneca (Moment 5)

Z cyklu: „szalenie przyjemne, a łatwe do przeoczenia”. Przez dobre trzy minuty nie dzieje się bowiem w tym kawałku właściwie nic specjalnego, by nagle wszystkie ścieżki złożyły się w hipnotyczną całość, w której pulsujące tło stanowi podstawę, na której mogą opierać się dziesiątki euforycznych plumknięć i delikatnych motywów. Okładka doskonale odzwierciedla zaś obrazki, jakie pojawiają się w głowie, gdy się tego słucha.

6.Sigur Rós - Hjartað hamast (bamm bamm bamm) (Moment 6)

Umiejętny mariaż patosu z artyzmem to prawdziwa sztuka - tu zakończona stuprocentowym powodzeniem. Swoja drogą, kiedy ostatnio wasze głośniki gościły cudne „Ágætis Byrjun”?

7.Phoenix - Lisztomania (Moment 7)

Mało kto nie zasłuchiwał się w 2009 roku w największym, do spółki z „1901”, hicie francuskiej grupy. O ile jednak kultowy refren furorę zrobił w swojej wersji podstawowej, tak najciekawiej zawsze rysowała się dla mnie końcówka kawałka, gdzie chorus wyrasta z instrumentalnych maźnięć, stanowiąc swoistą odpowiedź na pytanie, jak umiejętnie widmowe dźwięki wykorzystywać w popie.

Wojciech Michalski (1 grudnia 2015)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także