Składanka: Rymy Żeńskie
Przy okazji recenzji płyty Little Simz przygotowaliśmy skromny, wyrywkowy wybór kawałków młodych, ciekawych i dobrze zapowiadających się raperek. Prezentowane tu dziewczyny dowodzą, że nawet na gruncie tak zmaskulinizowanym jak rap, parytet nikogo by nie skrzywdził. Wręcz przeciwnie. Wiele moglibyśmy dzięki niemu zyskać.
Jaen Deaux - Puxxy Poppin
Nie wiem, ile wcieleń jeszcze przed tą niesamowicie utalentowaną dziewczyną z Chicago, ale, będąc u progu kariery, po wydaniu jednego, większego materiału (naprawdę interesujący „Soularsystem”) już wiadomo, że ma ona nieprawdopodobne możliwości. Samo bycie raperką to właściwie tylko element zagadkowej układanki, jaką stanowi osobowość postaci współpracującej m.in. z ludźmi takimi jak Isaiah Rashad czy Mick Jenkins. Rok temu objawiła się jako mistrzyni subtelnego, melancholijnego hip-hopu przechodzącego w soul. Piosenki (tak, tak piosenki) takie jak „Motel 6” w niezwykle poruszający sposób potrafiły operować dość banalną konwencją snucia, osobistych, emocjonalnych przemyśleń przez wrażliwą, jeszcze wtedy, nastolatkę. W tym roku Jaen Deaux wykonała radykalny zwrot, wróciła i zaproponowała równie dobrą, przegiętą, sarkastyczną wariację na temat gangsta rapu. Trudno za nią nadążyć, trudno się nią nie zainteresować. Będą z niej ludzie, wielu ludzi. (Piotr Szwed)
Doja Cat - No Police
Ta MŁODZIANKA ciągle ma na koncie tylko epkę, a przebicie do świadomości słuchaczy zapewnił jej raptem jeden singiel – narkotyczny „So High”. My dla odmiany zachęcamy do zajrzenia w głąb, proponując odsłuch leniwego „No Police”. Znajdziecie tu komiczne „ŁIJU ŁIJU”, rozczulający bit z dużą dawką reverbu i łagodną nawijkę rozmiękczoną vocoderem. Elastyczność i piękny głos – to znaki firmowe oraz główne atuty młodej raperki. Posłuchajcie jak swobodnie przechodzi ona od ospałego flow do hooków w stylu r’n’b. To ciekawy kontrapunkt dla zaangażowanych dziewczyn z agresywnym sposobem frazowania. Czekamy na więcej. (Rafał Krause)
Tkay Maidza - M.O.B.
Pochodzi z Zimbabwe, mieszka i nagrywa w Australii, zdziwimy się, jeśli nie podbije całego świata. Ma 20 lat, flowu jak lodu, do tego jest także niezwykle uniwersalną wokalistką, przechodzącą od hip-hopowych popisówek do zapadających w pamięć melodii, jakimi wypełniła swój debiutancki album „Switch Tape”. W jej przypadku najważniejsze wydaje się jednak to, że zdążyła już stworzyć naprawdę wyrazisty, rozpoznawalny styl, wykreować postać jak z dobrej, alternatywnej kreskówki – nieco bezczelną, uroczą, przewrotnie wrażliwą. (Piotr Szwed)
Angel Haze - A Tribe Called Red
Angel Haze jest, w przeciwieństwie do niektórych tu prezentowanych, artystką, której nie trzeba specjalnie przedstawiać. Cztery lata na scenie, całkiem ugruntowana pozycja, pochwały ze strony krytyki. Raperka z Detroit nie dość, że walczy z wizerunkiem kobiety-przedmiotu, konserwowanym przez wielu reprezentantów gatunku, to dodatkowo nie boi się poruszać tematów, które w rzeczonym, często przesiąkniętym homofobią środowisku, stanowią tabu. Do tego wypluwa z siebie wersy z precyzją i szybkością automatu. (Rafał Krause)
Gifted Gab - Dead Wrong
Gifted Gab nie jest taką fetyszystką techniki jak Gift Of Gab (choć niczego nie można jej w tej kwestii zarzucić). Za to gustuje w oldschoolu, a jej numery to wycieczki, które przybliżają czasy bardziej zamierzchłe od tych, kiedy do sklepów trafiały pierwsze LP Blackalicious. Chodzi o lata 90. i fascynację Gifted Gab Queen Latifah (swoją epkę zatytułowała nawet „Queen La’Chiefah”). Jednak w poniższym utworze przypomnicie sobie raczej Notoriousa. Dziewczyna zaczynała jako dziewięciolatka, pisząc rymy o tym, dlaczego nie lubi innych dziewczyn. Dzisiaj rośnie w siłę, więc adwersarze mogą zacząć naprawdę się niepokoić. (Rafał Krause)
Kilo Kish - Navy
Muzyka Kilo Kish nie trzyma się ściśle jednego genre, inkorporując elementy różnych stylistyk. Tak właśnie jest na „Navy”, przyjemnym tracku sprzed trzech lat, przywodzącym na myśl spoken word. Nie ma się co dziwić – Kilo Kish jest artystką wszechstronną, odnajdującą się również na polu sztuk wizualnych czy mody. Jej związki z ulicą pozostają zdecydowanie luźniejsze. Warto śledzić jej poczynania, ponieważ z płyty na płytę stają się coraz ciekawsze. (Rafał Krause)
Ad.M.a feat. Wicher, Smooth Poet, Peus / prod. Łukasz K. - Bohema 91
Na koniec postać z krajowego podwórka. Ad.M.a słusznie bywa nazywana najlepszą polską raperką, ale wszyscy wiemy, że bycie rybą na bezrybiu potrafi nawet rak. Tytuł królowej jest zasłużony, ale mało znaczący. Tym, co sprawia, że można z nadzieją patrzeć na jej dokonania jest tendencja do ewoluowania i poszukiwania nowych środków wyrazu. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że ta dziewczyna zaczynała od ucieczki od siebie w powierzchownie efektowną, ale bardzo mocno pretensjonalną formę. Same tytuły jej niektórych nagrań („Szmaragdowa szczerość”) sugerują, że ta młoda, jak widać w wywiadach, bardzo spontaniczna osoba, próbowała mówić mocno nie swoim głosem, kreowała jakiś podmiot rapujący słowami literackich epigonów. Na szczęście drażniącym fragmentom jej twórczości towarzyszą obiecujące – ponadprzeciętne możliwości wokalne, umiejętność przekłucia balonu patosu i zarejestrowania bezpretensjonalnego pokoleniowego manifestu, niezłe pomysły na refreny... Mniej poezji kobiecej a może być z niej naprawdę jeden z najlepszych raperów. (Piotr Szwed)