Dźwięki Stereo #3

W tej edycji Dźwięków będzie feministycznie z dwóch powodów. Po pierwsze opisujemy kawałki kilku młodych i zdolnych raperek. Po drugie nie piszemy nic o singlach Chrisa Browna.

Joey Bada$$ - Christ Conscious (6/10)

Cięgle nie ma jeszcze dokładnej daty premiery debiutanckiego albumu Joey'a Bada$$a. Ten jednak stara się stopniowo zaostrzać apetyt wyczekujących słuchaczy, wypuszczając kolejne single zapowiadające krążek. Po niezłym „Big Dusty", Bada$$ uraczył nas dusznym „Christ Conscious". Na kawałku pierwsze skrzypce gra tekst recytowany przez chłopaka, podkład jest natomiast monotonny i wyciszony. Pojawiające się w tle dęciaki nadają utworowi lekko tajemniczego nastroju. Żeby w pełni docenić „Christ Conscious" trzeba poświecić mu więcej niż pobieżny odsłuch w biegu, bo nie jest to banger, który od razu zapada w pamięć. Typowy grower. (Katarzyna Walas)

BADBADNOTGOOD ft. Ghostface Killah & Elzhi - Gunshowers (8/10)

BADBADNOTGOOD nie mogli trafić na lepszy moment, żeby promować swoje instrumentalne hip-hopy – coraz większa ilość raperów sięga po typowo białasowskie utwory po to, by wyszukiwać z nich sample dla siebie. Zbliża się era prog-hopu (heh) jak to słusznie zauważył Mateusz Błaszczyk.

„Gunshowers” jest drugą po „Six Degrees” zapowiedzią EP-ki BADBADNOTGOOD, która ukazać ma się w lutym 2015 r. Słodki Jezu, jaki ten kawałek jest dobry. To ten rodzaj dobroci, który można porównać do całego kubełka z KFC w sobotę o trzeciej w nocy – nie mogłyby być lepiej. Już od pierwszej sekundy, gdy wchodzi ta westernowa gitara, wiadomo, że będzie się działo. Podkład nie kojarzy się za bardzo z hip-hopem, raczej z pustynią filmowaną przez Sergio Leone – o detale zadbano tu z jubilerską precyzją. Ani perkusja, ani pozostałe instrumenty nigdzie się nie spieszą, ma się wrażenie, że są wręcz rozmyślnie powściągliwe. W niektórych miejscach słyszymy delikatne, melodyjne drobiazgi, uzyskane zaledwie kilkoma szarpnięciami strun. Ta niesamowita organiczność, sto procent muzyczności, po prostu chwyta słuchacza za serce i nie puszcza.

Niektóre elementy utworów BADBADNOTGOOD są przerysowane, umieszczone w instrumentalnym odpowiedniku kreskówkowej estetyki (skojarzenie to jest szczególnie na miejscu w kontekście „Six Degrees”, które brzmi jak soundtrack do niekończących się podchodów kojota, czyhającego z swoją pułapką na strusia), chłopaki zachowują jednak umiar. Puszczają do nas oko sprawnie bawiąc się znanymi motywami w aranżacji "Gunshowers".

Na kawałku dali też radę Ghostface Killah i rzadko udzielający się Elzhi - jego zwrotka, to jak zwykle narracyjny majstersztyk. Swoją drogą Ghostface ma ściśle współpracować z zespołem nad ich EP-ką i pojawiać się na każdym tracku. (Katarzyna Walas)

Azealia Banks - Chasing Time (5/10)

Fajnie, że Azealia Banks wreszcie w wiarygodny sposób potwierdza, że jej debiutancki album to nie tylko bliżej nieokreślone plany. Poprzedzający „Chasing Time”, „Heavy Metal And Reflective” miało typową dla dziewczyny uliczną energię wyrażoną za pomocą środków, które świadczą o tym, że dziwczyna trzyma rękę na pulsie jeżeli chodzi o modne brzmienia. W tle utworu sporo się działo, kilka dobrze zaplecionych nieoczywistych sampli i fantastyczna produkcja. Dwie rzeczy, które mnie w przypadku „Heavy Metal” zmartwiły to po pierwsze brak jakiegoś wyróżnika, który pozwoliłby mi zapamiętać kawałek – niestety jedyne co przychodzi mi do głowy to typowa wkurwiona laska. Drugi zarzut dotyczy flow – wydaje mi się, że Banks nie radzi sobie z szybszym, prawie tanecznym rytmem. W „212” robiła wrażenie na prawdę obiecującej młodej raperki, po przesłuchaniu jej nowych propozycji zaczynam mieć jednak wątpliwości, czy idzie dobrą drogą. Niestety „Chasing Time” ich nie rozwiewa, rapowane kwestie w wyraźny sposób odstają od tych śpiewanych przez dziewczynę. Azealia się męczy a ja razem z nią.

„Chasin Time” flirtuje z euro-dance’owymi brzmieniami, zbudowanymi jednak za pomocą nowoczesnych instrumentów. Całość jest dynamiczna i niegrzeczna, jednak nie do końca przekonująca. Azealia weszła tu na trudny do zagospodarowania teren – ostatnio powstało tyle kawałków nawiązujących do estetyki house’u lat 90., że ciężko tu uniknąć powielania pewnego schematu. Potrzeba na prawdę dobrej melodii, produkcji i głosu, żeby wyróżnić się wśród morza sypialnianych producentów i artystek tworzących po kilka tego typu tracków tygodniowo. Tym razem niestety Azealii się nie udało. (Katarzyna Walas)

Crystal Caines ft. A$AP Ferg - Whiteline (7/10)

A$AP Ferg jest wszędzie (a u Crystal Caines na koniu – polecam teledysk). Mogłoby się wydawać, że chłopak korzysta ze swoich kilku minut sławy, żeby dorobić się jak najwięcej. Trzeba mu jednak przyznać, że kolaboracje, w których bierze udział dobiera dość starannie – nie słyszałam jeszcze żadnego kawałka, na którym się udzielał i którego musiałby się wstydzić. To, że zgodził się zarapować zwrotkę razem z Crystal Caines zupełnie nie dziwi.

Crystal Caines, to raperka i producentka w jednym. Dziewczyna dysponuje niezłym głosem, spokojnym i niskim, który doskonale pasuje do „Whiteline” - przygaszonego niczym barwy teledysku, który mu towarzyszy. Amerykanka, przynajmniej w kwestii promowania swojego wizerunku, bardziej wzoruje się na Missy Elliott niż Lil Kim. Nie zakłada wyzywających strojów, ani nie kręci tyłkiem – nie jest dodatkiem do zwrotki Ferga, a równie interesującą częścią utworu. Do tego wyśpiewany przez nią szczątkowy refren, pokazuje, że dziewczyna potrafi być zarówno harda jak i urocza. Czekam na więcej.(Katarzyna Walas)

Def 3 - Under The Influnce (6/10)

Def 3 są z Kanady i bardzo się starają. W tym roku wydali album „WILDLIF3”, po przesłuchaniu którego słychać, że chłopaki dużo by chcieli, niestety za dużo na raz. Nie można im odmówić talentu, na każdym z kawałków próbowali opowiedzieć zupełnie inną historię. Niestety krążkowi zabrakło przede wszystkim songwritingu i jakiejś myśli przywodnej, która spajałaby go w jedną estetyczną i liryczną całość. Z tego chaosu można jednak wyłowić kilka perełek, jedną z nich jest „Under The Influence”, gdzie na jazzowym, dusznym podkładzie zbudowali idealny track do jazdy samochodem po samotnych podmiejskich drogach. (Katarzyna Walas)

Diamond D ft. Talib Kweli, Elzhi, & Skyzoo - Where's The Love (7/10)

Gdzie jest miłość? Diamond D szuka jej w doborowym towarzystwie, budując minimalistyczny podkład oparty głównie na jednym, rozciągniętym samplu. Uzyskuje w ten sposób efekt jakiegoś zawieszenia, oczekiwania, pozytywnie rozumianej monotonii, która współgra z wersami zaproszonych gości. Trochę to wszystko pretensjonalne, męczące, wymagające skupienia ale i wciągające, uzależnijące – no, jak miłość. (Piotr Szwed)

Domo Genesis - STRICTLY4MYNIGGAZ (6/10)

Domo Gensis wraca. Współpracownik OFWGKTA zapowiedział kontynuację serii mixtape’ów „Under The Influence”, której kolejna część ukazać ma się już 5 listopada. Żeby nie być gołosłownym jako przedsmak wypuścił osadzony w oldschoolowej estetyce rapu zachodniego wybrzeża kawałek „STRICTLY4MYNIGGAZ”. Ja po cichu liczę, że nie zapowiada to porzucenia przez Domo typowych dla niego melodyjnych rapsów w stylu „Guess Whos Back” z Cesseyem Veggies czy „Me And My Bitch” wyprodukowane przez Alchemista. (Katarzyna Walas)

Honey Cocaine ft. Snow Tha Product - BTCHSM (7/10)

Honey Cocaine możecie kojarzyć głównie z tego, że nagrała kiedyś trzy umiarkowane single z Tygą. Kilka dni temu wypuściła solowy mixtape „Like A Drug”. Niezłe umiejętności prezentuje tam na lekko niedojrzałych i momentami zbyt przepełnionych swagiem kawałkach. Nie oznacza to, że całość spisuję na straty – na „Like A Drug” można z naleźć kilka doskonałych utworów, jednym z nich jest tajemniczy „BTCHSM” nagrany wspólnie ze Snow Tha Product. (Katarzyna Walas)

Hounded ft. Beau Young Prince - Say My Name (7/10)

Internety nie chcą mi za dużo powiedzieć na temat tego, kto to Hounded. Jego fanpage jest niezwykle ubogi, na Spoti go nie ma, Google też nic nie słyszał. Wiem tyle, że we współpracy z młodziakiem z Waszyngtonu – Beau Young Prince – stworzył muzyczny odpowiednik zdjęć na Instagramie. Moim ulubionym elementem „Say My Name” są chyba pojawiające się gdzieniegdzie tropikalne cymbałki , które w połączeniu z transparentnym syntezatorem i delikatnymi kobiecymi wokalami tworzą soundtrack do wylegiwania się na cichej plaży jakiejś ukrytej przed turystami wyspy. (Katarzyna Walas)

Juicy J ft. Future & A$AP Ferg - Ice (7/10)

Juicy J po raz kolejny połączył siły z Mike Will Made It i trzeba przyznać, że tym razem wyszło im to zdecydowanie lepiej. „Bandz A Make Her Dance” z 2012 r. było sporym sukcesem, jednak jak dla mnie oprócz jak zwykle doskonałej produkcji Mike’a, kawałek nie był zbyt interesujący. „Ice” to zupełnie inna historia. Juicy J zrobił spore postępy i wyrasta nam powoli na jednego z ciekawszych raperów. Nie mam jeszcze do końca wyrobionego zdania na jego temat, ale liczę, że zapowiadany debiutancki album ułatwi mi tu sprawę. Na „Ice” rapuje bardzo płynnie, wręcz ślizga się po kolejnych słowach. A$AP Ferg nie zawiódł, a Future nie brzmiał wcale tak obciachowo jak zwykle. Na razie to kupuję. (Katarzyna Walas)

Logic - Buried Alive (7/10)

Logic ma potencjał. Na debiutanckiej płycie niestety sili się, żeby brzmieć jak Kendrick Lamar z mniejszą ilością Kaczora Donalda w głosie. Psuje to trochę efekt końcowy, ale młody jest, może zmądrzeje i znajdzie własny styl, a nie będzie pożyczał od starszych kolegów. Pomijając te nadmierne inspiracje, Logicowi trzeba przyznać, że ma wyczucie do melodii i niezłe skillsy, a to zawsze znak, że jest szansa, na to, że jak dorośnie warto będzie mu poświęcić dłuższą chwilę. Tymczasem pochylę się nad singlem promującym krążek „Under Preassure”, najciekawszą chyba kompozycją na płycie (obok „I'm Gone i „Nikki"). I nie chcę tu sugerować, że pozostałe kawałki, które się na niej znalazły są złe – wręcz przeciwnie, większość z nich oscyluj wokół mocnej szóstki, czyli jest miło i przyjemnie. Tyle, że bez fajerwerków. „Buried Alive” kupuje słuchacza zaraźliwym hookiem i ciekawym, mocno organicznym podkładem. W połączeniu z „Driving Ms. Daisy” tworzy doskonały singlowy tandem, do którego na pewno będę wracać nawet za rok czy dwa. (Katarzyna Walas)

NehruvianDOOM - Caskets (6/10)

Prawie jak ojciec i syn, których połączyła jakaś wspólna pasja bądź chwilowa chęć podzielenia się emocjami – Bishop Nehru i MF Doom odpalają podkład rodem z funkowych lat 70. i idą na spokojny spacer rozświetlonymi ulicami miasta, snując rozważania o przemijaniu. Melancholijny beat, leniwe tempo opowieści – z jednej strony to dobrze, że w czasach hip-hopowej mody na coraz bardziej ekstremalne doznania, dwaj wyraziści zawodnicy serwują nam międzypokoleniową subtelną refleksyjność. Z drugiej, trochę ten numer przemyka bez wyraźnego punktu kulminacyjnego. (Piotr Szwed)

Party Supplies ft. Action Bronson & Black Atlass - The Light In The Addict (7/10)

Jeśli, tak jak mi, nie przeszkadza Wam dość niemodna stylistyka jamującego fortepianowego beatu, to nowy produkt Party Supplies sprawi Wam dużo przyjemności. Action, wiadomo klasa, twardo punchuje naturalnie czując wolny groove numeru. Do tego wtórują mu klasyczne, miękkie, przyjazne r'n'b-wokalizy przypominające dokonania Blackstreet z „Another Level". Nic niewnoszącą gitarową solówkę oczywiście mogliby sobie darować, ale wybaczam. Koniec końców, nowy track nowojorskiego duetu naprawdę dobrze brzmi w swoim analogowym opakowaniu. (Paweł Szygendowski)

Quadry I - Tuesday (6/10)

Kolejny raper widmo w tym odcinku Dźwięków Stereo. Nie ma profilu na Facbooku, można go znaleźć jedynie na Soundcloudzie, na którym również nie ujawnia zbyt wiele informacji na swój temat. Quadry szuka jeszcze swojej drogi, większość kawałków, które opublikował znacznie różnią się od siebie. Najciekawszy i chyba najbardziej profesjonalny jest „Tuesday”, wyprodukowany przez Gold Pandę. Przywodzi trochę na myśl Outkast, ale w ambientowej odsłonie. (Katarzyna Walas)

Jay Rock - Parental Advisory (8/10)

„Trillmatic" był pomostem między pokoleniem A$APowych szwagrów a nowojorskim złotem lat dziewięćdziesiątych. Jay Rock, reprezentant Top Dawg Entertainment postanowił cofnąć się do podobnych czasów, ale zamiast emulować Nasa, razem ze Snoopem i Dre chowa się przed tajniakami w nieoznaczonym wozie. „Parental Advisory" hołduje mrocznej, ulicznej stronie muzyki Zachodniego Wybrzeża, a bit SmokeyGotBeatz jedzie po tym samym błocie, co dawniej fury chłopaków z NWA. Od bezwzględnych zwrotek po chwytliwy, oldschoolowy refren, Jay Rock pokazuje zęby, które większość mainstreamu pogubiło w drodze na dolarową górę. TDE wie, że nostalgia to jedna z najmocniejszych sił w rapie, ale nie ma tu mowy o cynizmie - wierzę Rockowi tak samo, jak wierzyłem A$AP Nastowi. Raw shit, blast from the past, etc. etc. - ważne, że szarpie jak „Deep Cover". (Paweł Klimczak)

Rome Fortune ft. ILoveMakonnen - Friends Maybe (7/10)

Trochę nie kumam tej podjarki ILoveMakonnenem i nie chodzi o to, że uważam, że wszystko czego dotknie się Drake, zamienia się w gówno (bo Majid Jordan i Jhene Aiko jak najbardziej popieram). Wydaje mi się jednak, że oprócz przeciętnego „Tuesday” Makonnen niczego ciekawego jeszcze nie dostarczył. Wiązałam spore nadzieje z jego kolaboracją z Mike Will Made It, wyszło jednak nie najlepiej. Zaskoczeniem natomiast jest kawałek jak nagrał wspólnie z Rome Fortune. Bardzo miły i przyjemny pościelowy pop na poprawę humoru. Co do krążka Rome Fortune – słychać, że to dopiero wprawki, chociaż pierwsza połowa płyty robi dobre wrażenie. Bezsprzecznie oklaski należą się pomysłodawcy okładki – ciężko przejść obok niej obojętnie. (Katarzyna Walas)

Smoke DZA ft. Al-Doe & NymLo - Leana Horns (8/10)

W „Leana Horns" pojawia się „kushed Godzilla", tylko dla tego tekstu mogłabym polubić ten kawałek, heh. Poza tym mamy dęciaki wyjęte żywcem z płyt Curtisa Mayfielda czy Isaaca Hayesa, podbite mocnym, funkowym basem. Nawijaka DZA, kojarząca się momentami z mniej przepitym Schoolboyem Q, sprawnie ciągnie kawałek do przodu. Jak to razem wybornie buja. Wszystko ma tu doskonałe proporcje, od pierwszej sekundy słuchacz jest podekscytowany, potem jest już tylko lepiej. Polecam bardzo! (Katarzyna Walas)

Snow Tha Product ft. Ty Dolla $ign - 1 Time (7/10)

Na „1 Time” mamy fajne odwrócenie ról – to kobieta jest twarda i rapuje, a facet wyśpiewuje na featuringu rzewny refren (już pisałam, że to feministyczny odcinek, heh). Poczynania Snow warto obserwować, chociaż dziewczyna szuka jeszcze swojej drogi. Ostrzegam tylko – jeżeli przypadkiem wpadniecie na pomysł śledzić ją na Facebooku, nie oceniajcie książki po okładce. Może wygląda trochę jak tania blachara i zamieszcza na swoim fanpage’u niezliczone ilości fatalnych wpisów, nie da się jej odmówić talentu. W jej utworach jest jednak zdecydowanie więcej ulicznej przepychanki niż poezji, muzycznie natomiast Snow miesza lekko wygładzony swag z instrumentalnymi podkładami. Jeżeli popracuje trochę na songwritingiem ma szansę stać się godną rywalką Iggy. (Katarzyna Walas)

Tink - Sounds Good (6/10)

Tink, to kolejna dziewczyna, której warto przyjrzeć się bliżej. Sposób rapowania Amerykanki kojarzy się trochę z Nitty Scott, MC, przy czym Tink ma w sobie o wiele więcej dresiarskiego pierwiastka (hehe). Rezydentka Chicago nie wydała jeszcze żadnego albumu, nagrała jednak kawałek z Kelelą, produkował ją DJ Dahi, a obecnie współpracuje z Timbalandem. Pomimo że słuchając soundclouda dziewczyny da się zauważyć, że nie jest jeszcze do końca zdecydowana, w którą stronę poprowadzić swoją karierę, widać też, że dziewczyna ma silną osobowość i spory potencjał. (Katarzyna Walas)

Tkay Maidza - Finish Them (6/10)

Dobrze by było gdyby właśnie z takim dynamizmem i świeżością brzmiały kawałki Azealii Banks. Niestety wydaje się, że pomimo, że Banks posiada dostęp do środków, jak na razie w porównaniu z debiutującą Tkay Maidza, przegrywa walkę. Urodzona w Zimbabwe, ale mieszkająca w Australi Tkay na swojej EP-ce „Switch Tape” dostarcza nam trzy fajowe tracki, w których łączy rap, R&B i basowe brzmienia. Mnie osobiście bardzo cieszy fakt, że coraz częściej klubowe kawałki romansują z hip-hopem. O hip-housie i lekkim niesmaku jaki pozostawił, czy też modzie na baltimory wszyscy już zapomnieli, dlatego bangery pokroju „Finish Them” wyprodukowane przez Bok Boka spotkałyby się pewnie z ciepłym przyjęciem na imprezach. Ostatnio czytając bodajże wywaid z GoldLinkiem dowidziałam sie, że już wymyślono szufladkę na taką muzykę - Panie i Panowie, poznajcie future bounce, hue hue. (Katarzyna Walas)

Casey Veggies - 3AM In Cape Town (6/10)

Cieszę się, że Casey Veggies pracuje nad nowym albumem. Amerykanin jest jednym z niewielu raperów, u którego na płytach nie wyczekuję featuringów, po to, żeby się nie nudzić. Na najnowszym kawałku do współpracy zaprosił młodego zdolnego producenta - Sango (który jest autorem jednego z moich ulubionych singli 2013 r., czyli „Middle Of Things, Beautiful Wife"). Obaj jak najbardziej dali radę, szczególnie ciekawie brzmią samplowane w dziwny sposób wokale, tworzące z pozoru chaotyczną chmurę okrzyków. Jedynie z pozoru, bo Sango jak zwykle potrafi okiełznać mnogość dźwięków i ułożyć je w całość mającą sens. (Katarzyna Walas)

Paweł Klimczak, Piotr Szwed, Paweł Szygendowski, Katarzyna Walas (3 listopada 2014)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także