Kawaleria szatana #1

Bez obaw, szatan na Screenagers to bardzo sympatyczny stwór. Jego kawaleria stanowi kilkutygodniowy spis (około)metalowych wydawnictw, na które należy zwrócić szczególną uwagę bądź wręcz przeciwnie (ochrona przed słabymi albumami jest równie ważna!). Głównym tematem rozważań będzie ciężkawy post-hardcore, sludge, metalcore, black, stoner, post-rock/metal, drone, doom, ale nie zabraknie miejsca dla nieco mocniejszego shoegaze’u czy też noise rocka. Nie zmienia to faktu, że jesteśmy otwarci na wszelkie sugestie, jeszcze wiele różnych cudaków może się tu nagle pojawić.

Zdjęcie Kawaleria szatana #1 1

Celeste – Morte(s) Nee(s) (7/10)

Celeste to naprawdę miłe chłopaki. Występują w niemal całkowitych ciemnościach, udostępniają swoje płyty za darmo i przy okazji pochodzą z Francji, gdzie scena screamo jest nad wyraz aktywna i przede wszystkim arcyciekawa. Wprawdzie korzenie grupy sięgają screamo/post-rockowego Mihai Edrisc, ale Francuzom zdecydowanie bliżej do ziomków z Time To Burn. Innymi słowy hałaśliwe partie okraszają ciężkimi i mocno głośnymi sludge’owymi riffami, a nad wszystkim unosi się klimat rodem z nieco zakurzonych black metalowych płyt. I choć czasami robi się monotonnie (przydałoby się więcej intrygujących przejść), to całość pozostawia bardzo pozytywne wrażenie. Trójkolorowy sound rzeczywiście ma dużo wspólnego z walcem, o którym tak często mowa w „metalowych recenzjach”. Warto poświęcić trochę czasu i sprawdzić ich trzeci krążek.

MySpace

Teledysk

Zdjęcie Kawaleria szatana #1 2

Triptykon – Eparistera Daimones (7/10)

Po smutnym rozpadzie Celtic Frost, wokalista szwajcarskiej grupy, Thomas Fisher, szybko założył nowy zespól o dźwięcznej nazwie Triptykon i ogłosił, że nadchodzący album tego projektu będzie naturalną kontynuacją drogi rozpoczętej na kultowej już płycie „Monotheist”. Mało kto sądził jednak, że „Eparistera Daimones” będzie niemalże plagiatem. To nie są luźne nawiązania, to po prostu powtórka z rozrywki, a poszczególne tracki mogłyby spokojnie znaleźć się na „Monotheist”, nie tylko w formie bonusów. Najciekawsze jest natomiast to, że w tym szaleństwie jest metoda i mimo że nikt się tu nie sili na oryginalność, słucha się tego materiału doprawdy wyśmienicie. Fisher w dalszym ciągu nie może wyleczyć się ze swojej wersji doom metalu, wciąż dodając tu i ówdzie quasi-gotyckie wstawki i opierając się na proto-black metalowych patentach, które mogliśmy usłyszeć w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, dzięki m.in. albumom Bathory, Venom czy też właśnie Celtic Frost. Długi to materiał, do tego bardzo przewidywalny, ale w tym właśnie jest cały urok.

MySpace

Teledysk

Zdjęcie Kawaleria szatana #1 3

Burzum – Belus (7/10)

Varg po wyjściu z więzienia zamiast ponownie angażować się w te swoje ambientowe smęcenie, powrócił w pewnym sensie do korzeni. Oczywiście, wszyscy i tak powiedzą, że Vikernes skończył się już dawno temu, jednak zignorować „Belus” to spory błąd. Odrzucając na bok wszystkie uprzedzenia bądź oczekiwania, zostaniemy z bardzo satysfakcjonującym wydawnictwem, które oczywiście nie może w żadnym wypadku konkurować z legendarnym shoegaze’owym „Filosofem” (czy ktoś o zdrowych zmysłach się tego w ogóle spodziewał?), ale może bez większego wysiłku zaakcentować swoją obecność w 2010 roku w przeróżnych końcowo rocznych zestawieniach. Są świetne melodie, odpowiednio obskurna produkcja i jest przede wszystkim Vikernes w formie. Doprawdy, mało jest muzyków, którzy po tak długiej przerwie potrafią powrócić ze smakiem oraz klasą, nie odcinając chamsko kuponów. Wypada na koniec życzyć sympatycznemu Norwegowi, żeby już nie wrócił do palenia kościołów i krzyży.

MySpace

Teledysk

Zdjęcie Kawaleria szatana #1 4

The Dillinger Escape Plan – Option Paralysis (5/10)

Nawet moja ogromna sympatia wobec The Dillinger Escape Plan nie ukryje faktu, że „Option Paralysis” jest jedynie średnią płytą z kilkoma bardzo dobrymi przebłyskami. To znaczny zawód, zważywszy na to, że poprzedni album, „Ire Works”, wprowadził sporo świeżości w brzmieniu i z powodzeniem kontynuował „misję” modyfikowania mathcore’u do formy na tyle przyjaznej, że mogłaby docierać do trochę większego grona aniżeli małej grupy zapaleńców. Nowy krążek zdaje się być zwrotem ku „konserwatywnej” publiczności i pomimo typowych dla Dillingera popowych zagrywek, całość opiera się na kilku podobnych do siebie schematach. Na szczęście sam album okazuje się sporym growerem, bo dopiero po paru przesłuchaniach udaje się wyłapać kilka przyjemnych smaczków. Niestety, znajdziemy je dopiero wtedy, kiedy przedrzemy się przez gąszcz niezbyt interesujących łamańców. Pozostaje zatem lekki niesmak, choć na pewno nie jest aż tak źle, jak niektórzy zdążyli już ogłosić.

MySpace

Teledysk

Zdjęcie Kawaleria szatana #1 5

Shining – Blackjazz (4/10)

Tak zwany „awangardowy metal” jest tworem równie udanym co post-grunge. Czyli mówiąc dużym skrótem: należy uciekać i nie oglądać się za siebie. Z Shining (nie mylić ze szwedzkim Shining, nasz bohater pochodzi z Norwegii) na szczęście aż tak źle nie jest, aczkolwiek nawet kilka udanych zagrań tylko trochę ratuje efekt końcowy. Oczywiście na „Blackjazz” uświadczymy przerost formy nad treścią oraz sporo niepotrzebnych i przekombinowanych do granic możliwości dźwięków. Również trudno mówić o sukcesie, jeśli chodzi o fuzję black metalu i jazzu (tak przynajmniej sporo osób chce widzieć sprawę), bo jednego oraz drugiego jest tu tyle ile kot napłakał, a jeśli już się pojawia, to w mało przekonującej formie. Zamiast tego jest dużo jazgotu, karkołomnej elektronicznej wixy i przyspieszonego grania á la Mr. Bungle. Materiał ratuje odczuwalny luz – Shining raczej nie starają się robić „bardzo poważnych” min i wolą się bawić. Z tego względu pojedynczy odsłuch „Blackjazz” nikogo nie skrzywdzi. Z drugiej strony także nie zbawi.

MySpace

Teledysk

Zdjęcie Kawaleria szatana #1 6

The Ocean – Heliocentric (3/10)

Największym mankamentem „Heliocentric” nie jest wypływający hektolitrami patos ani to, że większość krążka brzmi jak prog-sludge’owy Creed. Głównym problemem jest przeraźliwa nuda. Niemieckie The Ocean nigdy przesadnie nie wybijało się ponad przeciętność, ale mimo wszystko zawsze trzymało pewien przyzwoity poziom. Wraz z premierą nowej płyty można o tym zapomnieć. „Heliocentric” opiera się na rozwlekłych kompozycjach wypełnionych okropnym wokalem przywodzącym na myśl wspomniany wyżej Creed czy nawet Bon Jovi na kwasie. Do tego dochodzą zdecydowanie cięższe fragmenty, lecz i one powodują jedynie ziewanie (ile można jechać na tym samym patencie?). Nikomu niepotrzebne wydawnictwo.

MySpace

Teledysk

Krzysiek Kwiatkowski (10 czerwca 2010)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: reg
[14 czerwca 2010]
szatan ssie
Krzysiek
[13 czerwca 2010]
tylko ze z tego roku znam wlasciwie jeno More Than Life - Love Let Me Go - i to moge gorąco polecić :)
Gość: qq
[13 czerwca 2010]
krzysiek dawaj jakieś recki albumów typowo HC. wiem że ostatnio coś zacząłeś słuchać :)
Krzysiek
[12 czerwca 2010]
łonder - myslalem nad 6, ale kurcze, to sie naprawde swietnie slucha. Oczywiscie pod warunkiem, ze wywali sie caly kontekst :)
Gość: j.
[12 czerwca 2010]
fajna lista, brakowało mi w waszym serwisie recenzji płyt z cięższych klimatów. owszem pojawiały się od czasu do czasu recenzje converge czy innych isisów, ale nie samym hardcorem i sludgem metal żyje. :)
Gość: łonder bez jonder
[10 czerwca 2010]
fajny tekst, ale jednak nowe Burzum to jest odcinanie kuponów. Mimo wszystko miło się słucha, ale bardziej na 5/10
Gość: Stan
[10 czerwca 2010]
przy tytułach
Gość: :(
[10 czerwca 2010]
gdzie ocenki

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także