Listy Gości 2008: Jak dla mnie w tym roku...

Zdjęcie Listy Gości 2008: Jak dla mnie w tym roku...
Zdjęcie Listy Gości 2008: Jak dla mnie w tym roku... 1

Wyszło to zupełnie spontanicznie: ledwie padł pomysł, a już kilkanaście lakonicznych maili wędrowało po Polsce i dalej w świat. W tychże wiadomościach nieśmiało zapraszaliśmy znane postaci środowiska muzycznego do udziału w zabawie, której Kamil Bałuk nadał rozkoszną nazwę – „Jak dla mnie, w tym roku…”. W zaproszeniach rzuciliśmy naszym gościom pięć zdań, celem ich kreatywnego rozwinięcia, a odpowiedzi zamierzaliśmy podać jako przystawkę przed głównym daniem tegorocznego podsumowania. Tymczasem odzew środowiska przerósł nasze oczekiwania i skromny ficzer zaczął rozrastać się do niebagatelnych rozmiarów.

Niektórzy odpowiadali zwięźle i konkretnie, z kolei inni rozpisali się nieco. Niezależnie od formy, wszyscy przemówili głosem zaangażowanym i wartościowym. Nam zaś pozostaje tylko pluć sobie w brodę, że idea zrodziła się tak późno i że bardziej nie wyeksploatowaliśmy życzliwych gości, którzy tak chętnie wzięli udział w zabawie. Bo pod błahym hasłem „zabawa” kryje się potencjał prawdziwie rzeczowej analizy gustów i guścików. Z jednej strony sceny ustawione są gusta odbiorców, z drugiej zaś – gusta krytyków. W tym roku po raz pierwszy udało nam się zajrzeć za kulisy! Mamy nadzieję, że Village Voice ze swoim „Pazz & Jop Critics Poll” już czuje się zagrożone. A jak!

1. W tym roku namiętnie słuchałem…

Afrojax (Afro Kolektyw): Syntezatorowego popu, którego revival osiągnął chyba – nie tylko w swojej niszy – zasrane apogeum, w związku z czym nawet kilkunastoletni chłopcy, chcąc być na bieżąco, na pytanie o ulubioną grę mówią Space Invaders. Elektroniki, bo kiedy jej słucham, czuję się na czasie i moją ulubioną grą jest Space Invaders. Zmusiłem się też do nadgryzienia tzw. współczechy, ale na razie nie wyszedłem poza dorobek dwóch, trzech kompozytorów. Jeśli pytanie jest o płyty z 2008, to wyróżniłbym Juvelen i Dungen. Nawet rozważałem naukę szwedzkiego, ale nie mam czasu.

Joel Karlsson (Air France): High Places, Fleet Foxes, Aeroplane oraz Szweda o nazwisku Hakan Hellström.

Maciej Cieślak (Ścianka, Kings Of Caramel): HAIR POLICE – znalazłem ich w last.fm i zachwyciłem się. Od dawna nie słyszałem tak przekonującego hałasu. Hałasuje wielu, ale ci goście wiedzą, o co chodzi.

Artur Rojek (Myslovitz): Bon Iver „For Emma...”, El Perro Del Mar „From The Valley...”, Deerhoof „Offend Maggie”, Crystal Antlers „EP”, The Week That Was, Jeremy Jay „A Place Where...”.

Benoit Pioulard: Ptaków i odległych głosów za moim oknem (i tego w jaki sposób zmieniają się wraz ze zmiana pór roku); self-titled Jonasa Reinhardta i „Ferndorf” Haushki.

Marek Jałowiecki (Delons): Głównie płyt sprzed lat. Tacy artyści jak Robyn Hitchcock, Adrian Belew, Tom Verlaine czy Peter Hammill wzbudzali we mnie uczucie tęsknoty. Dopadłem też albumy z progresywnym rockiem lat 70-tych. Wykonawcy tacy jak Anthony Phillips, Spring, Aphrodite’s Child czy The Strawbs wypełnili lukę, której w żaden sposób muzyka współczesna nie jest w stanie wypełnić, choć przecież środki te same, ale talenty (głównie kompozytorskie) zupełnie inne. Słuchałem oczywiście dużo nowej muzyki. W tym roku moja ukochana grupa Lambchop wydała nową płytę „Oh (Ohio)”, tak tego słuchałem i słucham namiętnie. Poza tym Tuxedomoon „Vapour Trails”, American Music Club „The Golden Age”, Chris Eckman „The Last Side Of The Mountain”, Woven Hand „Ten Stones”, Nick Cave And The Bad Seeds „Dig!!! Lazarus Dig!!!”, Deus „Vatage Point”. To tylko kilka pozycji, słuchałem więcej, ale mało płyt utkwiło w mojej pamięci z różnych powodów jak mniemam. OK, o tej płycie muszę wspomnieć – NoMan „Schoolyard Ghosts” – piękne.

Borys Dejnarowicz: Jeśli mam być stuprocentowo uczciwy z określeniem „namiętnie”, to (podobnie jak od wielu sezonów) tylko MBV.

Girl Talk: The Beatles.

Bartek Chmielewski (Muzyka Końca Lata): Jeśli chodzi o płyty, to z zagranicy na pewno Vampire Weekend, prosta produkcja, proste piosenki, fajne teksty, czyli coś, co recenzenci zamykają w słowie bezpretensjonalny, muzyka idealna by dobrze wejść w dzień. By dobrze go zamknąć puszczałem sobie Evangelicals, bo zanim jeszcze zamknęły się oczy już można było znaleźć się w takim odrealnionym świecie strachów i kościotrupów, a wiadomo, że bać się przed snem jest fajnie. Z polskich płyt bardzo łatwo było zakatować nowe Pustki. Płytę idealną do jazdy samochodem nagrał Psychocukier. Jako fan wszelkiej twórczości Brylewskiego Roberta w tym roku poczułem się dopieszczony i długo nie wyjmowałem z odtwarzacza krążków Szumu i Izraela.

Michał Skrzydło (Iowa Supper Soccer): Bonnie „Prince” Billy „Lie Down In The Light” oraz Ladislav.

Radek Łukasiewicz (Pustki): Republika – pierwszy raz w życiu tak mocno się do nich zbliżyłem. Arcade Fire – obie płyty dobre, choć nietegoroczne, ale słuchałem ich bardziej namiętnie niż jakiejkolwiek płyty w tym roku, naprawdę to czekam na koncertowe dvd. PJ Harvey – tu komentarz zbędny.

Michał Biela (Ścianka, Kings Of Caramel): Moloko „Statues”. Beatles „Bialy Album” (połowa, bez „Obladi Oblada” i podobnych) i „Revolver” (po całości).

Tomek Gogolewski (Organizm): Foals, nowe Radiohead, Low, Fiery Furnaces, the Raveonettes, Deerhoof... PS: namiętnie czytałem również serwis screenagers ;-)

Bartek Czarkowski (Polskie Radio Euro): Crystal Castles „S/T”, Metronomy „Nights Out”.

2. Piosenka, która nie wychodziła z mojej głowy...

Girl Talk: „Hello Goodbye” The Beatles.

Tomek Gogolewski: „Murderer” Low.

Bartek Czarkowski: MGMT „Kids”, Friendly Fires „Paris”.

Maciej Cieślak: Jakoś nie mogę sobie przypomnieć, co znaczy że wyszła.

Borys Dejnarowicz: „Swallow” MBV.

Michał Biela: „Solar System” The Microphones.

Joel Karlsson: „Sabali” Amadou & Mariam.

Artur Rojek: „Skinny Love” Bon Iver , „Your Protector” Fleet Foxes, „We Stay Here” Jeremy Jay.

Benoit Pioulard: Przyznaję, że w tym momencie to będzie „Single Ladies (Put A Ring On It)” Beyonce – produkcja tego kawałka jest fantastyczna.

Bartek Chmielewski: Wiem, że zabrzmi to banalnie, ale totalnie podbiła mnie piosenka MGMT „Time To Pretend”. Gdy kolega podesłał mi linka do niej na youtubie, miała bodajże z 50 tysięcy odsłuchań. Tamtego niedzielnego wieczora trochę podbiłem tę liczbę. Następnego dnia rano miast szykować się do pracy siedziałem przed kompem jak zaczarowany chcąc jak ci kolesie z teledysku palić ognisko na plaży. W efekcie do tamtej pracy nie pojechałem już nigdy więcej. Chociażby z tego względu dla mnie to najbardziej wpływowy numer tego roku. Z polskich pod prysznicem bardzo często śpiewałem kawałek „Nie wiem” Ust Krwawiących Miłością, każdorazowo zżymając się na to, iż nie daje rady wyciągnąć tej kapitalnej frazy „tyle nocy nie przespanych tyle książek przeczytanych w bezlitosnej samotności znów nic nie wiem o miłości”. Piosenka ta rozbraja mnie do tej pory.

Michał Skrzydło: „Dowtown Line” Griffin House.

Afrojax: Z w miarę bieżących – „Drugs In My Body” Thieves Like Us, „Work” Kelly Rowland w remiksie Freemasons, „Trance Like Turn” Violens, „Easy On The Eye” TCIOF. Ostatnią z nich nawet sobie rozpisałem, żeby zobaczyć jakie magiczne sztuczki tam chłopcy odpierdalają.

Radek Łukasiewicz: Santogold – piosenki „Les Artistes” – szkoda że płyta nierówna, bo śpiewaczka ma wielki potencjał. Antony & The Johnsons – „Shake That Devil” – najlepszy dla mnie utwór Antonego, dziwię się, że nie wejdzie na płytę, a jest tylko na minialbumie. Portishead – „The Rip” – cała płyta w ogóle w porzo, ale ten numer jest genialny.

Marek Jałowiecki: Piosenka, która nie wychodziła z mojej głowy to „Break” zespołu Aphrodite’s Child kończąca ich znakomity album „666” z roku 1971. To coś tak wyjątkowego, że w pierwszym momencie nie mogłem uwierzyć, że tak cudowna i jedyna kompozycja może się ukrywać przed światem. Arcydzieło trwające 2 min. 58 sek.

3. W starociach dokopałem się do...

Borys Dejnarowicz: Nagranych na VHS meczów piłkarskich z lat dziewięćdziesiątych. Moje archiwum obfituje w prawdziwe skarby, jak na przykład finał Pucharu Europy Mistrzów Krajowych z 1991 roku między Crveną Zvezdą Belgrad i Olympique Marsylia, wygrany przez czerwono-białe pasy w karnych, po bezbramkowym spotkaniu. Łezka się w oku kręci na myśl, że była to ostatnia szansa zobaczenia w jednej drużynie tak doskonałych zawodników jak Jugović (Serb), Pančev (Macedończyk), Prosinečki (Chorwat), Savićević (Czarnogórzec) czy Belodedici (Rumun). To z pewnością jeden z najważniejszych meczów jakie widziałem i odegrał ogromną rolę w ukształtowaniu się mojej osobowości.

Bartek Czarkowski: Lady Pank „Lady Pank”.

Maciej Cieślak: Włoskiego ensemblu muzyki improwizowanej z 1960 roku, GRUPPO DI IMPROVVISAZIONE NUOVA CONSONANZA. Przyzwoite choć nie zaskakujące, za to ciekawostka – na trąbce Ennio Morricone.

Michał Biela: Billie Holiday.

Artur Rojek: Townes Van Zandt.

Benoit Pioulard: „Afro-harping” Dorothy Ashby, Alice Coltrane „Journey In Satchidananda”, Don Cherry „Brown Rice” i Terry Riley „Descending Moonshine Dervishes” (głównie dzięki Windy Weber).

Bartek Chmielewski: Ponieważ chciałem napisać tekst o lirykach piosenek big bitowych to gruntownie przekopałem internet pod kątem polskiej muzyki lat 1965-1970. Z tekstu póki co nic nie wyszło, ale latem wiele frajdy dostarczyły mi pozycje takie jak „Złote Lata Polskiego Beatu – 1966 vol.2”, pierwsza płyta Czerwono Czarnych, czy dwie składanki polskich zespołów protopunkowych z lat 60 „Wrenchin The Wires”, które ukazały się tylko na Zachodzie, a na których znalazły się nagrania zespołów o tak barwnych nazwach jak Dzikusy, Passaty, Pesymiści czy (moja ulubiona) Kawalerowie. Z lat 90. wyciągnąłem dla siebie dwie płyty zespołu PRL, „Polski Rock’n’roll” i „Zła wiadomość”, słusznie moim zdaniem porównywane przez naczelnego Lampy z dokonaniami Pete’a Doherty’ego.

Girl Talk: Zbyt wielu, by wymieniać, ale kupiłem „Greatest Hits” 10CC, które często puszczałem.

Michał Skrzydło: John Denver, Al Stewart.

Afrojax: Zmasakrował mnie Akufen, ale to w sumie całkiem nowe jest. Ze starszych cały czas Yellow Magic Orchestra. Nawet rozważałem naukę japońskiego, ale nie mam czasu.

Joel Karlsson: Big Star (znowu), Prefab Sprout (znowu), Main Attractions i piosenka „On The Beach” Chrisa Rea.

Radek Łukasiewicz: „Piper At The Gates Of Dawn” – Pink Floyd, The Knife – „Heartbeats”.

Marek Jałowiecki: W starociach dokopałem się do... No tak ,właściwie o tym to już mówiłem w punkcie pierwszym . Ale dodam co nieco. Dozbierałem na vinylach płyty Neila Diamonda, poznałem kilka płyt Johna Cale’a , których wcześniej nie znałem, m.in. „Music For A New Society”, kupiłem bardzo trzeszczącą kopię płyty Johna Foxxa „The Garden”, trzeszczy ale jest pięknie, wiele vinyli zespołu 10CC, płyty orkiestry Paula Mauriata, płyty Mantovaniego, Gary Brookera i jeszcze trochę.

Tomek Gogolewski: Fugazi.

4. Książki i autorzy, którzy zrobili na mnie wrażenie…

Afrojax: Rozważałem przeczytanie książki, ale nie mam czasu.

Marek Jałowiecki: Pierwszy raz zetknąłem się z twórczością Gary Shteyngarta, Rosjanina mieszkającego od 1979 w Nowym Jorku. Jego „Pamiętnik rosyjskiej debiutantki” to książka, która mnie zadziwiła i wciągnęła, ale muszę przyznać, że nie sprawiała mi przyjemności, kiedy ją czytałem. To dziwne i wręcz wykluczające się stany, ale tak było naprawdę. David Lodge to mój faworyt od wielu lat. Jego nowa powieść „Skazani na ciszę”, zabawna tragiczna jednocześnie to Lodge w wysokiej formie. „Droga” Cormacka McCarthy’ego to lektura, którą zalałem łzami po zamknięciu ostatniej strony. Tragiczna, smutna, prawdziwa podróż na koniec wszystkiego. Zaraz po takiej dawce futurystycznego smutku warto sięgnąć po którąś z nowel Woody Allena. I na koniec Jean-Claude Izzo i jego „Solea”, ostatnia część „trylogii marsylskiej” zainspirowana utworem Milesa Davisa. Przytoczę fragment recenzji z „Le Monde” – „Nieuleczalna melancholia. W niej cały urok i siła książek Izzo”. No tak, słowo trylogia przypomniało mi, że były jeszcze trzy książki, które mocno mną potrząsnęły w roku 2008. Te książki to: „Trzynaście”, „Dwanaście” i „Jedenaście” składające się na trylogię Marcina Świetlickiego. Styl pana Marcina, znany od wielu lat z piosenek i wierszy nabrał w jego kryminałach rozmachu. Czyta się te książki jednym tchem. Można popłakać nad mijającym czasem i marnością współczesności. Dziękuję Panie Marcinie. Przeczytałem też wszystko co możliwe Iana McIwana. Brytyjski styl tego autora bardzo mi odpowiada. Jego powieści są pełne prawdziwych uczuć, ciekawych historii i „człowieczeństwa”.

Bartek Czarkowski: Jonathan Littel „Łaskawe”, Różni Autorzy „Rewolucja ‘68”.

Borys Dejnarowicz: Nie będę zbytnio oryginalny, ale mam taki tomik prozy Borgesa, który zacząłem jeszcze na studiach, parę lat temu. Delektuję się nim, czytając „na boku” średnio jedno opowiadanie rocznie. W 2008 padło na „Pierre Menard, autor Don Kichota”. Istotnie, zrobiło to na mnie wrażenie, co potwierdzą moi najbliżsi, którym po kolei wręczałem tę książkę, każąc uważnie przestudiować tekst. Nikt potem nie żałował.

Tomek Gogolewski: J. Żulczyk „Zrób mi jakąś krzywdę”.

Maciej Cieślak: Carl Gustav Jung – Wspomnienia, myśli, sny. Czytam ją z przerwami od roku, niesamowita rzecz, przypomina że zakupy w Tesco i wieczór z dvd to nie jedyne sposoby na uczestniczenie we własnym życiu.

Joel Karlsson: W tym roku przeczytałem wszystkie książki Philipa Rotha. Niesamowite rzeczy.

Michał Biela: Wojciech Jagielski „Wieże z kamienia” i „Modlitwa o deszcz”. Octavio Paz „Podpatrywanie Indii”. E.H.Gombrich „O sztuce”. Danilo Kis „Grób dla Borysa Dawidowicza”.

Artur Rojek: A.Eisenberg, H.E.Murkoff, S.E. Hatheway „Pierwszy rok z życia dziecka”.

Benoit Pioulard: Gertrude Stein „The Making Of Americans”, Augusten Burroughs „Dry” i Harmony Korine „Collected Fanzines”.

Bartek Chmielewski: Czytałem głównie starocie, ale udało mi się też łyknąć parę tegorocznych książek. Ze smakiem wchłonąłem „Radio Armagedon” Jakuba Żulczyka. Nie jest to może powieść tak zgrabna jak jego debiut, ale ma wciągający mroczny klimat, jest fajnie zakorzeniona w polskiej rzeczywistości, no i ma mocny muzyczny background, gdyż opowiada o młodzieżowej rewolucji wywołanej tekstami i muzyką tytułowego zespołu (gdy kiedyś zapytałem autora jak sobie wyobrażał muzykę Radia Armagedon, odpowiedział, iż coś w stylu Atari Teenage Riot). Mocne kryminały z gatunku takich, które przerwa się tylko na jedzenie picie i czynności fizjologiczne napisali Jo Nesbo, autor „Pentagramu” (tytuł i okładka okropna, ale treść doprawdy soczysta) i Denise Mina „Pole Krwi”. Treści nie będę streszczał, powiem tyle, że w pierwszej ginie między innymi młody recenzent muzyczny będący w trakcie przesłuchiwania płyty zespołu Violent Femmes, a druga powinna się spodobać Kubie Ambrożewskiemu, gdyż akcja jej dzieje się w Szkocji lat 80, a więc ejtisowe klimaty Wysp, z odwieczną wojną między kibicami Celiticu i Rangersów w dalekim planie.

Girl Talk: Cokolwiek z Hudson News.

Michał Skrzydło: „Czarny Ogród” Małgorzaty Szejnert.

Radek Łukasiewicz: Odkryłem Edgara Kereta i zaliczyłem już trzy zbiory jego opowiadań i nie mam dosyć.

5. Film, który zapamiętam...

Joel Karlsson: „Happy Go Lucky” Mike’a Leigh.

Tomek Gogolewski: „Tajne przez poufne”, „Paranoid Park”, „Control”.

Maciej Cieślak: Na przykład „Antena”, współczesny niemy film argentyński, albo boksik „czarna seria” z serii polskiej szkoły dokumentu albo baśń „Gwiezdny pył” czyli „Stardust” albo „The Fall”, w wersji polskiej „Magia uczuć” (nieźle, co?) i wiele innych. Ale cóż, i tak „Andriej Rublow” rządzi.

Bartek Czarkowski: „Mroczny rycerz”.

Borys Dejnarowicz: Jakoś nie chce mi się śledzić nowości kinowych, więc bieżących filmów widziałem w mijającym roku może z dziesięć, nie więcej. Natomiast na wrocławskim festiwalu Era Nowe Horyzonty obejrzałem wreszcie „Słowo” Dreyera z 1955 i przyznam, że ostatnia scena pozostawiła mnie niepiśmiennym analfabetą. Mnie już mało co potrafi ruszyć przed wielkim ekranem... A jednak.

Michał Biela: „To nie jest kraj dla starych ludzi”. „Blood Simple”. „Gosford Park”. „Zaćmienie” (Antonioni).

Artur Rojek: „Noodling” Anne Julie Raccoursier.

Radek Łukasiewicz: „Motyl i skafander”, może zapamiętam też inne filmy, ale z tego roku ten najbardziej.

Afrojax: „Wall-E”. Bardzo mi przykro.

Benoit Pioulard: „Mister Lonely”, „Control”.

Bartek Chmielewski: Z tych, co widziałem, a nie było ich za wiele to irlandzki „Eden” Declana Recksa, mocna opowieść o tym jak mimo najszczerszych chęci ciężko wytrwać w związku małżeńskim i szwedzki „Mimowolnie” Rubena Ostlunda, trochę zabawny a trochę przerażający film ukazujący wpływ grupy na zachowania jednostki.

Girl Talk: „Step Brothers”.

Marek Jałowiecki: Chyba „Pojedynek”, kameralne dzieło Kennetha Branagha z Michaelem Cainem i Judem Lawem. No i jeszcze „Klimaty”, film turecki w reżyserii Nuri Bilge Ceylan. Największą jednak radość sprawiło mi pojawienie się na rynku boxów z filmami Wima Wendersa. Dzięki nim mam na zawsze swoje ukochane, filmowe pozycje. Boxy Claude’a Leloucha też mnie ucieszyły.

6. Oraz klasycznie: ROZCZAROWANIE roku…

Borys Dejnarowicz: Hm, niech pomyślę. Ceny płyt i kaset? Popularność disco-polo? Nowa płyta Metalliki? Śmierć Layne’a Stayleya? Naprawdę, nie mam pojęcia.

Michał Biela: ODKRYCIE ROKU: Adam Repucha.

Tomek Gogolewski: Tegoroczny koncert The Mars Volta w Stodole... A z polskich rzeczy – dobór artystów do off-sesji w Trójce.

Bartek Chmielewski: To, że nie zaprosili MKLu na żaden z licznych festiwali letnich w Polsce, a tak na poważnie ponieważ nie miałem specjalnych oczekiwań odnośnie niczego, to i się specjalnie nie zawiodłem. Może trochę więcej oczekiwałem od nowej płyty Stephena Malkmusa, która niby jest fajna, ale jakoś posłuchałem dwa razy i już do niej nie wracam, no ale czy to rozczarowanie?

Michał Skrzydło: Mogwai „The Hawk Is Howling”.

Bartek Czarkowski: Nowe CSS, płyta The Verve, brak M.I.A. na Openerze i kilku innych poza line-upem.

Afrojax: Dolar poszedł w górę zanim zdążyłem kupić więcej sprzętu do studia.

Radek Łukasiewicz: Nowe Calexico – miałem za duże oczekiwania. Nosowska/Osiecka – płyta nie jest zła, ale oczekiwałem chyba cudu i to chyba dlatego jest rozczarowanie.

Marek Jałowiecki: Chamstwo części publiczności na koncercie zespołu Lambchop w Fabryce Trzciny.

Maciej Cieślak: Na nic specjalnie nie liczyłem, nie było więc rozczarowania.

opracowanie: Paweł Sajewicz (5 stycznia 2009)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
iammacio
[7 stycznia 2009]
top Biela, Afro, Cieślak (no co za osobowość)
Gość: luk
[6 stycznia 2009]
borys w jakimś wywiadzie mówił, że ostatnio słucha tylko ambientów, instrumentalnej czy klasycznej
?
Gość: tys
[6 stycznia 2009]
mars volta ...zgadzam sie!! ;(
Gość: 17
[6 stycznia 2009]
szukam lokatora. mieszkanie na mokotowie!
Gość: szczur
[6 stycznia 2009]
teraz rock zawsze na miejscu
Gość: popularny kowal
[6 stycznia 2009]
"Borys Dejnarowicz: Hm, niech pomyślę. Ceny płyt i kaset? Popularność disco-polo? Nowa płyta Metalliki? Śmierć Layne’a Stayleya? Naprawdę, nie mam pojęcia."

haha klasyka
wchłonąłem wszystkie wypowiedzi Zmywaka i Borysa.
kubasa
[5 stycznia 2009]
Świetne. Niewiarygodnie przybossowali Cieślak i Biela.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także