Ktokolwiek słyszał, ktokolwiek wie...

Gdzie szukać informacji o ludowej muzyce z Makau, zapomnianych zespołach z Harlemu i obskurnym punk-rocku, skoro nawet Google zdaje się wiedzieć tyle co nic?

Nie mogę wyjść ze zdumienia, jak wiele wspaniałej muzyki jest ukrytej przed potencjalnym słuchaczem. Nie niedostępnej czy finansowo nieosiągalnej. Ukrytej właśnie, nieznanej. Weźmy Polskę lat ’70 – pośród zaprzyjaźnionych demoludów byliśmy potęgą, z którą równać się mogły chyba tylko Węgry i ich eksportowa Omega (każde zjawisko należy mierzyć w odpowiednim układzie odniesienia). Przy tym nie mam na myśli różnej maści chałturników, którymi bogaty był nasz przemysł muzyczny. Piszę o prawdziwych wizjonerach – artystach z krwi i kości, o których z pewnością można powiedzieć, że coś niepowtarzalnego robili w skali światowej. A byli tacy, wierzcie mi. Powszechnie znamy (my – zainteresowani muzyką) dokonania Niemena z SBB i Helmutem Nadolskim (a kto nie zna, niech czym prędzej uderzy się w pierś), zjawiskowych Marka Grechutę i Ewę Demarczyk, ale już niekoniecznie słyszeliśmy o grupie Osjan przez którą przewinęli się z jednej strony Milo Kurtis i Wojciech Waglewski, a z drugiej Tomasz Stańko i Don Cherry w rolach luźnych współpracowników. Albo: o ile dużym szacunkiem i uznaniem cieszy się słynny czarny longplay pani Demarczyk (jeszcze z lat ’60), o tyle zapomniana (i chyba w tym przypadku również niedostępna) pozostaje jej płyta nagrana dla radzieckiej Melodii, która podobno sprzedała się w liczbie… 17 milionów egzemplarzy! Nie pomyliłem się – przynajmniej nie ja, co najwyżej autor strony demarczyk.pl, z którym nawiązałem niegdyś korespondencję, oczywiście niedowierzając podawanym przez niego danym. A jednak – twierdzi on, że dane są oficjalne i zupełnie wiarygodne (choć radzieckie…). Tak czy inaczej, milion czy siedemnaście, nierzadko, by dowiedzieć się o istnieniu wartościowej muzyki potrzeba niemal cudu. Albo wiele samozaparcia potrzeba, by się przekopać przez setki witryn internetowych, zbędnych informacji i wyskakujących reklam – by w końcu, straciwszy kilka godzin cennego czasu, wpaść na trop. A przecież „wpaść na trop” nie znaczy „wysłuchać muzyki”.

Zupełną ziemią nieznaną dla przeważającej części słuchaczy (w tym i dla mnie) pozostaje muzyka klasyczna. Ilekroć próbowałem choćby nadgryźć jej fenomen, nie ignorancja i niechęć, ale właśnie brak rozpoznania i wstępnej wiedzy okazywały się barierą. Do tego stopnia, że przez kilkanaście minut potrafiłem w sklepie muzycznym przeglądać kolejne pozycje działu „Klasyka” nie wybrawszy niczego. Bo przecież nie wiedziałem CO wybrać. Mozart, Bach, Vivaldi i inni – to tylko nazwiska. Podobno można kupować ich w ciemno, ale przecież ja nie chcę w ciemno – ja chcę świadomie. Chcę płytę wrzucić do koszyka z rozmysłem, a nie na chybił trafił! Nie mówiąc już o reszcie - mniej oczywistych kompozytorach. Czy ktoś z was potrafi wymienić choćby jednego twórcę średniowiecznego? (Na pierwszych zajęciach wiedzy o muzyce, moja grupa ćwiczeniowa otrzymała do rozwiązania krótki test sprawdzający wiedzę z zakresu teorii i historii muzyki właśnie. O ile dobrze pamiętam i tu nikt nie potrafił wskazać jednego nazwiska związanego z muzyką średniowieczną.)

W pomroce dziejów dziesiątki wartościowych soundtracków giną tylko dlatego, że film nie stał się przebojem. Obskurne punk-rockowe zespoły pozostają dla mnie nieznane, bo nie wiem gdzie miałbym szukać informacji o nich. Czy ktokolwiek wie? A muzyka azjatycka? Afrykańska? W filmie dokumentalnym na Planete napisom końcowym towarzyszył występ oszałamiającej grupy muzyków z wyspy Makau – nie śmiem nawet precyzować nazwy gatunku, który uprawiali, ale wiem, że grali fenomenalnie. Tu urywa się wszelki trop. Gdzie szukać? Jak szukać? Albo skąd wziąć nazwy pulsujących rytmem i piorunujących sekcja dętą grup, którymi ekscytował się w zadymionych pubach Harlem na początku lat ’70? Czy dzisiaj ktokolwiek byłby w stanie tak zagrać? Pewnie nie. Dlaczego zatem muzyka ta wciąż pozostaje dla nas ukryta? Jestem przekonany, że wiedza gdzieś jest, że gdyby tak połączyć siły to może…

Ale cała wiedza nie mieści się w jednej głowie.

Paweł Sajewicz (23 lutego 2008)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także