Kazik, podziękuj Glińskiemu
Ściągnięcie piosenki Kazika „Twój ból jest lepszy niż mój” z Listy Przebojów Trójki niespecjalnie mnie przejęło. W przeciwieństwie do krzyczących cenzura! jako lewak popieram instytucję cenzury, choć oczywiście w innym wydaniu: wolałbym, żeby cenzurowane były treści homo- i transfobiczne, seksistowskie, rasistowskie i klasistowskie.
W jeszcze mniejszym stopniu skłonny byłbym załamywać ręce nad zmianami w Trójce, bo śmieszą mnie raczej ci, którzy coś tak chwilowego i płynnego, jak stacja radiowa z jej programem, linią muzyczną, nastrojem, prowadzącymi i bazą słuchaczy, traktują jak monolit, który powinien trwać przez lata. Oczywiście szkoda, że struktura, na której od wczesnych lat 80. opierał się Program III Polskiego Radia została złamana akurat przez rząd PiS, ale ta struktura powinna zostać zburzona już ze dwie dekady temu. Trójka była radiem młodej, wielkomiejskiej inteligencji początku lat 80., która wkrótce wyewoluowała w coś w rodzaju klasy średniej. Tamte przemiany stanowią już historię i tak samo do historii powinno przejść radio, które stanowiło ich symboliczną reprezentację, a w jakimś stopniu pewnie też katalizator. Sentymenty są tyleż zrozumiałe, co mało pomocne w pogodzeniu się z tym, że Program III już dawno stał się skansenem, z którym należało się pożegnać.
Dlatego zamiast drzeć szaty o Trójkę wolałbym zwrócić uwagę na fakt, że Kazik Staszewski mógłby być wdzięczny dyrektorowi Tomaszowi Kowalczewskiemu i premierowi Piotrowi Glińskiemu, bo dzięki ich polityce kulturalnej znalazł się znów w centrum wydarzeń. Od dawna nie śledzę już Kazika i nie pamiętam, kiedy ostatni raz jakiś jego utwór zrobił taką furorę. A zwłaszcza utwór tak przeciętny muzycznie i tekstowo jak „Twój ból jest lepszy niż mój”, marny cień muzycznej satyry na polityków, którą artysta uprawiał z powodzeniem przez całe lata 90.
Jako nastolatek – jak wielu młodych mężczyzn w Polsce – miałem moment intensywnego słuchania Kazika. Pod koniec podstawówki, gdzieś pomiędzy 12 a 15 rokiem życia, kupowałem i pożyczałem kasety Kultu, Kazika i KnŻ, odtwarzałem je z komunijnego magnetofonu na cały regulator i znałem na pamięć wszystkie teksty. Być może to był zresztą najlepszy czas w twórczości Staszewskiego: wyszły wtedy jego solowe albumy „12 groszy” i „Melassa”, „Ostateczny krach systemu korporacji” Kultu, „Las Maquinas de la Muerte” KnŻ, a na deser jeszcze wspaniałe „A pudle?” El Dupy. Nieco później doszły jeszcze „Melodie Kurta Weilla”, „Piosenki Toma Waitsa”, „Czterdziesty Pierwszy” i „Los się musi odmienić” Kazika, „Salon Recreativo” i „Poligono Industrial” Kultu oraz „Występ” Kultu – płyty, które jeszcze budziły moje zainteresowanie, choć już raczej z przyzwyczajenia niż ekscytacji. Potem Kazika słuchałem już wyłącznie z kronikarskiego obowiązku, bez emocji i bez oczekiwań.
Wtedy, w drugiej połowie lat 90. i na początku następnej dekady Kazik awansował do ról moralnego autorytetu, „oficjalnego” idola młodzieży i dyżurnego komentatora życia politycznego; role te odgrywał oczywiście już wcześniej, ale to w tym okresie zdobył chyba największe uznanie i poważanie. Dla socjologów i dziennikarzy Kazik stał się rodzajem barometru, który miał wskazywać nastroje i przekonania młodych ludzi, albo sejsmografu zapowiadającego nadchodzące trzęsienia i poruszenia. Leszek Gnoiński napisał o nim książkę, a sam Kazik pisał felietony w „Wyborczej”.
Jakiś czas temu wróciłem do tych (i paru wcześniejszych) albumów Kazika, Kultu, KnŻ i El Dupy. Byłem ciekawy, co dziś mogę w nich usłyszeć. Przede wszystkim zdumiały mnie banalność, mielizna i chaotyczność poglądów Kazika, nie wspominając o całej masie głupot. Skrajny libertarianizm, któremu przyklasnąłby Janusz Korwin-Mikke, mizoginia i pogarda dla kobiet, ideał wolności sprowadzony do anarcho-konserwatywnej samowolki, święte prawo własności ponad wszystko, darwinizm społeczny poparty wyśmiewaniem się z klasy ludowej, tania wzniosłość i religijny bełkot – to miały być te przemyślenia uważnego i inteligentnego obserwatora polskiej rzeczywistości? Co w takim razie powiedzieć o tych dziennikarzach, redaktorach, krytykach i socjologach, którzy traktowali Kazikowe mądrości niemal jak prawdy objawione?
„Twój ból jest lepszy niż mój” pokazuje zresztą, że intelektualnie Kazik ani odrobinę się od tego czasu nie rozwinął – albo starannie to ukrywa. W tej piosence nie ma przecież nic ponad złość, że szefowi rządzącej partii wolno więcej niż Kazikowi, artyście polskiemu. Faktycznie to niesprawiedliwe, ale mocno ograniczone.
Ale drugie moje zaskoczenie dotyczyło samej muzyki: jak ona jest ciekawa, bogata, odważna i różnorodna na tych wszystkich płytach! Ogromna w tym zasługa nie tylko Kazika, lecz także jego współpracowników, od składu Kultu (Janusz Grudziński, Ireneusz Wereński, Krzysztof Banasik, Piotr Morawiec i Andrzej Szymańczak, zastąpiony później przez Tomasza Goehsa) i KnŻ (Adam Burzyński, Robert Friedrich zastąpiony później przez Olafa Deriglasoffa, Tomasz Goehs i Michał Kwiatkowski), poprzez gościnne występy na płytach tych zespołów m.in. Violetty Villas, DJ Feel-X, Janusza Zdunka, Sławomira Pietrzaka, Andrzeja Olejniczaka czy Dr. Yry, po solowe projekty Kazika, w których oprócz już wymienionych twórców udzielali się chociażby Jerzy Mazzoll, Tomasz Gwinciński, Edyta Bartosiewicz, Sławek Janicki, Jacek Majewski, Leszek Możdżer, Tomasz Glazik czy Andrzej Izdebski. Wielu z nich – i paru kolejnych – przewinęło się przez El Dupę i nieco późniejszego Buldoga.
Wymieniam te wszystkie postacie po to, by pokazać, że oprócz grona stałych współpracowników Kazik posiadał także szeroką sieć muzyków, których zapraszał do nagrań, z którymi występował i współtworzył mniej lub bardziej trwałe projekty. Przy czym byli to muzycy reprezentujący najróżniejsze gatunki i stylistyki, od punku, hardcore’u i metalu, poprzez yass i hip hop, po rejony bardziej popowe niż alternatywne, jak w przypadku Villas i Bartosiewicz – dwóch wokalistek, których głos wpłynął bardzo mocno na klimat płyt nagranych z ich skromnym przecież udziałem (swoją drogą, czy nie były to jedyne kobiety, jakie artysta zaprosił do twórczej kolaboracji?). Kazik był w stanie wciągnąć do wspólnej realizacji swoich pomysłów całą plejadę muzyków, w tym jednych z najciekawszych w tamtym okresie, jak Deriglasoff, Feel-X, Mazzoll czy Pietrzak.
Kazik był w latach 90. i później niesłychanie zdolnym, czujnym na nowe prądy i stylistyki muzykiem i organizatorem, który potrafił łączyć ze sobą najróżniejsze gatunki w mieszankę wybuchową. Potrafił włączać do wspólnej pracy twórczej muzyków różnej proweniencji, z różnych pokoleń i o odmiennych wrażliwościach. Razem z nimi nagrywał piosenki i albumy, które stanowiły w swoim czasie jedno z najodważniejszych połączeń między muzycznym mainstreamem a alternatywą. Umiał też sięgać po twórczość innych – nie tylko własnego ojca, lecz także Weilla i Waitsa – i przerabiać ją zgodnie z własną wizją. Dzięki temu był w stanie odcisnąć tak silne, oryginalne piętno na polskiej muzyce pierwszych dwóch dekad III RP. Produkcje Kultu od „Taty Kazika” do „Salonu Recreativo”, trzy pierwsze płyty Kazika na Żywo, wreszcie „12 groszy” i „Melassa” – to wszystko były albumy, których oddziaływanie pod względem muzycznym trudno przecenić (abstrahuję tutaj od wcześniejszej twórczości Kazika i Kultu, która wymagałaby osobnego omówienia).
Jednakże Kazik – komentator życia politycznego, Kazik – tekściarz i felietonista, Kazik – krytyk współczesnej kultury wypada dziś niesłychanie blado, a wręcz śmiesznie. Jest banalny, nudny, przewidywalny i całkowicie mieści się w głównym nurcie polskiej polityki, tym nurcie ultraliberalnym, który – jak zauważyła Małgorzata Jacyno – od lat wyznacza Korwin-Mikke, a cała reszta sceny politycznej podąża za nim. Kazik należał do koryfeuszy tego nurtu w kulturze i muzyce popularnej. Nic nie wskazuje na to, by miał dokonać pod tym względem jakichś przewartościowań, a strata Kazika ciągle rośnie. Dlatego lider Kultu mógłby być wdzięczny szefostwu Trójki i ministrowi kultury, dzięki któremu mógł znów na stare lata przywdziać nieco złachany strój kontestatora. Ale to korzyść doraźna, a patrząc na dotychczasowy dorobek Kazika, docenić trzeba przede wszystkim jego nietuzinkowy wkład muzyczno-organizacyjny. Nad przemyśleniami Kazika o polityce i społeczeństwie lepiej dla samego artysty byłoby spuścić zasłonę milczenia.
Komentarze
[19 maja 2020]
Wyjaśnij pojęcie randomowości
[19 maja 2020]
Łacheckiego :)
Oj, nie, tam oczywiście pełno jest kaszaniastych recenzji. Lecz i tak lepiej, niż obecnie, wspaniałe analityczne recenzje Jana B, niekiedy ciekawe Borysa, rozkminy Michała z (niekiedy). Więc, nie że kiedyś Porcys super, teraz nie, kiedyś po prostu miał lepszych pisarzy.
Nieporadnictwo, że recenzje są nieporadne, clumsy, if you will :)
Mnie Kazik zawsze zgrzewał, bardziej w felietionie ubodło mnie co autor napisał o cenzurze, o czym napisałem w moim długim wywodzie, który obecnie znajduje się na page'u 2 tego wątku.
Natomiast sytuacja z Trójką, ktoś już tutaj napisał, bardziej wypromowała przeciętny kawałek, efekt Streisand :)
[19 maja 2020]
Oczywiście ten felieton jest trochę niepoważny, autor mógłby darować sobie prowokacyjny wstęp, powściągnąć dziwne wnioski (Kazik = chłopactwo, nie mizoginia; choć to chłopactwo od czasów skumania się ze Skurczem jest coraz bardziej ciężkostrawne) i trochę mocniej wsłuchać się w teksty z lat 80. i 90. (rzeczy z lat 00. można spokojnie odpuścić). Ale jedno jest tu bardzo wartościowe, na co mało kto zwraca uwagę: wniosek, że Kazik nie jest wybitnym umysłem/autorytetem, na jakiego się go przez lata kreowało. To był zawsze tylko i aż obserwator, który przez lata w genialny sposób potrafił ubrać w słowa to, co widzi (pierwsze z brzegu: "Polska", "12 groszy"), ale nigdy mędrzec, który potrafiłby poprzeć argumentami swoje czasem dziwne poglądy w taki sposób, że można to zrozumieć.
Polecam wywiad-rzekę "Idę tam gdzie idę", czyli prawdopodobnie najbardziej miałką rzecz, jaką na sumieniu ma Rafał Księżyk. W zasadzie do wszystkich wymienionych w tym felietonie słabości Kazik się tam przyznaje - jest bardzo bezrefleksyjne umiłowanie konserwatywnego liberalizmu spod znaku Korwina, jest płytkie januszowe zauroczenie Ameryką ("bo tam tyle można, a tu nie"), jest bezrefleksyjne patrzenie na wszystko niemal wyłącznie z własnej perspektywy. Ale przede wszystkim Kazik strasznie słabo to argumentuje. I spoko. Taki po prostu jest. Gorzej, jeśli ktoś wmawia, że to coś więcej niż tylko wynurzenia muzyka-przedsiębiorcy, self-made mana, płytkie, niezbyt dobrze uzasadnione spojrzenie na sprawy społeczne, a prawda objawiona.
Zatem ja w powyższym tekście nie widzę kontrowersji, a wręcz cieszę się, że ktoś to głośno powiedział.
Co do zakazanej piosenki - nie odbiega szczególnie niczym od wszystkiego, co Kazik robi od początku XXI wieku. Jarmarczna, randomowa muzyka (nie, że zła, bo jarmarczna, zła, bo randomowa, tak jak tragicznie randomowy był punk rock Kukiza w "virusie sld") + publicystyczny tekst bez polotu. No, ale wiadomo, "context is the king" (nie, tu nie ma ironii teraz).
O Trójce nie wspominam, choć trzeba to jasno zaznaczać, że podziało się skurwysyństwo. Bez względu na jakość kawałka i tego, czy Kazik jest/był mądrym tekściarzem.
[19 maja 2020]
nieporadnictwo to coś związanego z poradnikiem?
also chyba omijały cię wysrywy łaseckiego czy jak mu tam, że tak chwalisz staruchów
[19 maja 2020]
[19 maja 2020]
[19 maja 2020]
[18 maja 2020]
W sumie, nie ma różnicy
[18 maja 2020]
[18 maja 2020]
[18 maja 2020]
He used to be cool, but then he turned into a tool :)
[18 maja 2020]
[18 maja 2020]
Przestańmy stosować retorykę 3szóstek - nara typie, moja racja jest najmojsza (nawet gdy jej nie mam). Swoją drogą, ten też już padł. Motto organizacji Nerv z Neon Genesis Evangelion: God is in his heaven, all is right in the world :)
[18 maja 2020]
[18 maja 2020]
[18 maja 2020]
Wreszcie ktoś to zauważył :)
"kierownictwo radia jest głupie, żeby robić zadymę"
Efekt Streisand, dokładnie
Zgadzam się w pełni, obecnie jest dostęp do ogromnych ilości muzyki - radio, streaming, płyty które sobie zamawiasz i za tydzień masz paczuszkę.
Radio obecnie jest tylko dla tych, którzy tylko z niego mają dostęp do muzyki, oprócz nich, wszyscy czerpią muzykę skądinąd. Cała zadyma mi przypomina jakiś fake artykuł, że fani Dire Straits starli się z fanami The Who w Biedronce :)
[18 maja 2020]
[18 maja 2020]
Ooo, zaraz sprawdzam tekst o Curtisie, dzięki za cynk.
Tak a propos dobrych tekstów, pisałem już kiedyś w komentarzach, że przegląd dysko Deep Purple z perspektywy byłego Janusza Rocka jest arcydziełem.
@Screenagers, nie macie jakiegoś byłego Janusza, który by napisał podobny o, hm, Yesach, Jethro Tull, czy Camel? Tzn. artystach wyklętych przez niezalowe towarzystwo, lecz odgrzebanych przez niegdysiejszego szalikowca :)
[18 maja 2020]
[18 maja 2020]
[18 maja 2020]
Ależ spokojnie, ja tylko udzielam dobrej porady. Ja argumentowałem w moim pierwszym wpisie w tym threadzie, coś w tym stylu. Jeśli nie chcesz, be my guest, tylko ostrzegam.
To tak jak z Ghostbusters z 2016, większość narzekała w komentarzach, że gówniany film, lecz kilku, że dlatego, bo tam kobiety grają główne role - Sony usuwało merytoryczne komentarze i zostawiało takie, żeby budować narrację, że nie, nie film gówniany, tylko mizoginii hurr durr, bo kobiety. Nikt oczywiście, poza niewielką grupą, nie miał do filmu, że kobiety (w końcu Wonder Woman czy Alita Battle Angel sprzedały się dobrze), tylko, że był gówniany.
Innymi słowy, nie dokładaj autorowi cegiełki do narracji, bo zaraz będzie, że go prawak (mi to tak blisko do prawicy jak i lewicy, no, dalej do lewicy przez ich zakłamanie) mu zajebał z karata :)
[18 maja 2020]
[18 maja 2020]
Pamiętaj, nie wolno "lewaka" obrażać, bo wtedy będzie z siebie robił ofiarkę. Więc nie bluzgajcie, tylko argumentujcie - będzie z siebie robił ofiarkę tak czy owak, lecz nic nie pociska "lewaka" tak jak prawda, to dla niego jest jak slap, przedstawienie w punkt, slap in the face. Bo to, że go zwyzywasz, to takie przekomarzanki, lecz gdy mu wyłożysz wszystko w punk, to chodzi codziennie i patrzy się czy niezgodności nie ma (joke, u nich nigdy nie ma niezgodności)
[18 maja 2020]
[18 maja 2020]