OOP #6: styczeń 2011

Zdjęcie OOP #6: styczeń 2011

OOP w roku 2011 zwiększa dynamikę poświęcając objętość, co leży w zupełnej zgodzie z prawami Newtona. Polecamy jedenaście albumów. Wśród nich płyty, kasety, wznowienia starych winyli i nowe wydawnictwa.

Kontakt: rekomendacje@gmail.com

Wiele z polecanych płyt i kaset można usłyszeć w audycji Tableau! w radiu.sitka. Nowe odcinki w każdy wtorek o 21:00. Odsłuch

ostatnich kilku odcinków na stronie podkastu: tableau.podomatic.com

Zdjęcie OOP #6: styczeń 2011 1

Estrogen Highs – Friends & Relatives LP (Gramery)

Jeszcze jedna najzwyklejsza płyta pod słońcem. Trzech (w porywach czterech) facetów z New Haven w stanie Connecticut nagrywa LP brzmiący jak wypadkowa najnowszej fali jankeskiego DIY (vide Meercaz, Meth Teeth i Medication) i starych płyt z nowozelandzkiego Flying Nun. Ich pierwszy LP, „Tell It To Them”, był tyleż spontaniczny, co niespecjalny. Brzmiał jak Home Blitz ze znacznie mniejszą ilością talentu i pomysłów. Natomiast tutaj mamy do czynienia z graniem wyrobionym. Album powstawał przez rok i to słychać. Tłuczenie talerzy zastąpiono brzdąkaniem w deseń The Clean i Tall Dwarfs. To zresztą całkiem niezły podział stron winyla, bo brzmienie zmienia się wydatnie od „Graffiti Pt. 1”. Poprzednia inkarnacja Estrogen Highs nie nagrałaby takiego kawałka. To są okolice art-popu Electric Bunnies. I jako art-pop rozumiem w tym przypadku dziewięciominutowy kawałek oparty na perkusji, akustyku i nieustającym cichym feedbacku gitarowym. Świetne są też „Kaleidoscope”, „Irresponsibility” i hymniczny „Weed Queen”, o dość oczywistej tematyce (my alliegance is to the crown). Fantastyczny album i, co częste w przypadku takiego grania, z początku zupełnie niezachwycający. Borowanie głowy zaczyna się dopiero po kilku przesłuchaniach.

Ręcznie klejone okładki, niektóre białe labele po obu stronach płyty zawierają napis namazany własnoręcznie przez zespół. W trakcie przygotowywania płyt całe trio nawdychało się oparów kleju i niektóre napisy są dość dziwne. Tak przynajmniej brzmi wymówka wokalisty zespołu. Polecam też niedawno opublikowany wywiad na TermBo. Można tam przeczytać jak ów wokalista wystąpił w fotoreportażu polskiego czasopisma Fluid.

Na dniach wychodzi ich dwunastocalowa EP-ka „Cycles”. Jeśli ktoś chciałby z tej okazji zdeponować 24 dolary, byłbym wielce wdzięczny. To już szósty odcinek OOP, zasłużyłem. (Marek Sawicki)

nakład: 500

strona zespołu

strona labelu

wywiad

playlista dla New Haven Register

Zdjęcie OOP #6: styczeń 2011 2

wSzaniec – Wideo Mondo LP (No Sanctuary / Blinded Records / Teeth To Concrete / Yama Dori)

Noise-hc-punk grany przez duet z Krakowa. Kompilacja dwóch dem wydanych wcześniej na kasecie i CDr, obecnie trudnodostępnych. O Wilczym Szańcu mówiło się w środowisku fanów dziwnego punku często. Trudno się dziwić – nikt w naszym kraju tak nie brzmi.

Spośród obu dem zdecydowanie wygrywa zajmujący stronę B „Grytwiken”. Posłuchajcie jak riff w „Nieporządku” zastępuje zimnofalowy klawiszowy odjazd, by później przejść w „Słoneczko”. Świetna sekwencja. Strona A natomiast ma dużo ewobraunowych naleciałości. „Antyczna rasa”, poza wokalami, brzmi jak materiał z „Sea Sea”. Najciekawiej robi się w momencie wejścia „Centrum Zdrowia Dziecka”. Kapitalny kawałek, przypominający dziwniejsze odjazdy Dry-Rot (singiel „This Is A Forest”, na przykład). Zresztą, Wilczy Szaniec cechuje podobna dyscyplina brzmieniowa. Jest to rzadko spotykane w graniu tego typu.

Album wydano na 180-gramowym winylu. Lakierowana okładka. Pięćdziesiąt kopii z dodatkową wkładką na czerwonym papierze. Okładka autorstwa Wojciecha Hermana. Świetna robota. Czekam na LP z nowym materiałem. (Marek Sawicki)

nakład: 316

Płyta jest dostępna do ściągnięcia za darmo tutaj

strona zespołu

strona labelu

Zdjęcie OOP #6: styczeń 2011 3

The Young – Sweet/Swollen 7'' (Mexican Summer)

Dwukawałkowa kontynuacja znakomitego zeszłorocznego „Voyagers Of Legend”. Singiel jest bardziej w stylu strony B wspomnianego LP. Tempa są wolniejsze, klimat zupełnie niewesoły. Zespół sprawia wrażenie świadomego, że „Phobis Cluster” to ich najlepszy kawałek, więc obie strony singla przyjmują jego luźniejszą strukturę. „Swollen” przypomina bardziej jam fuzzowy niż klasyczne indie z okolic „Bird In The Bush”.

Singiel wydany w kartonowej kopercie. W środku jednostronna kolorowa wkładka na ekologicznym papierze. O Mexican Summer pisałem już wielokrotnie. Powiem tylko, że czekam na nowe nagrania The Young wydane, mam nadzieję, tym razem dla innego labelu. (Marek Sawicki)

nakład: 500 numerowanych kopii

strona zespołu

teledysk

Zdjęcie OOP #6: styczeń 2011 4

Pheromoans – Midnight Watchdog 7" (Sweet Rot)

Jeszcze jeden singiel post-poetów z Londynu. Trzy pełne kawałki i dziewięciosekundowe zakończenie pod tytułem „L’Epiphanie”. Razem pięć minut. W tytułowym utworze Russel Walker uskutecznia najlepszą deklamację od czasu „Penis Envy ‘96”. Nie widzę większego sensu w rozwodzeniu się nad tą płytą. Pheromoans produkują najlepszy post-punk na półkuli północnej (południową zajmują się UV Race) i ta płyta jest tego efektem. Trzeba też powiedzieć, że Pheromoans są jedynym zespołem, w którym jeden z członków jest odpowiedzialny za chillwave. To bardzo nowatorskie i prawdziwie frapujące podejście do zupełnie obcego im (i mnie) gatunku.

Nowy LP Pheromoans, „It Still Rankles” ma ukazać się w lutym. W oczekiwaniu nań polecam lekturę wywiadu z Pheromoans w czwartym numerze zinu Niche Homo, jest to nadzwyczaj zabawny tekst. (Marek Sawicki)

nakład: 500

teledysk niezwykłej wręcz jakości

występ na żywo

strona zespołu

strona labelu

Zdjęcie OOP #6: styczeń 2011 5

Index – Black Album + Red Album + Yesterday & Today 2CD (Lion Productions) / Bill Orcutt – A New Way To Pay Old Debts CD (Editions Mego)

Dwa bardzo ważne i bardzo potrzebne wznowienia trudno dostępnych płyt. Index, zespół grający w połowie lat 60. w Detroit, nagrał i wydał dwa albumy. Żaden z nich nie posiadał tytułu, odróżniają się tylko kolorem okładki. Oba wydawnictwa wyszły w bardzo małym nakładzie i stały się niesamowicie rzadkim i drogim artefaktem. Muzyki Index można było posłuchać jedynie dzięki szumiącym i trzeszczącym mp3, zgranym z podniszczonego winyla. Ludzie z Lion Productions jakimś cudem odnaleźli oryginalne taśmy z ich nagraniami, zebrali i wydali to w dwupłytowym zestawie. Pomijając wysoką cenę wydawnictwa, jest to powód do dużej radości, albowiem materiał jest potężny. Index specjalizowali się w bardzo niewesołej psychodeli nagrywanej domowym sposobem. Często wspomina się o ich proto-punkowym (czy też proto-post-punkowych) brzmieniu. Nikt w tamtych czasach tak nie brzmiał. Posłuchajcie psych-surfu w „Eight Miles High”, „Turquoise Feline I” i „Shock Wave” lub proto-noise’u w „Feedback”, nagranego na dwa lata przed „White Light/White Heat”. Plus dziwaczna wersja „Spoonful”, przypominająca nieco 10-minutową interpretację Japończyków z The Helpful Soul. Płyta druga, zawierająca odnalezione nagrania, jest lekturą mniej obowiązkową. Głównie z uwagi na zupełny brak spójności i dość standardowe brzmienie.

Bill Orcutt natomiast – gitarzysta nieistniejącego już, niestety, Harry Pussy. Na „A New Way...” – gra bardzo swoją wersję bluesa. Przez „bardzo swoją wersję” rozumiem surowe nagranie improwizacji zagranych na zmodyfikowanym, czterostrunowym akustyku. To jest granie skierowane do ludzi gotowych na bójkę z muzyką lub lubiących brak subtelności. Orcutt wyciąga z gitary naprawdę ostre, atonalne dźwięki. W przerwach między kolejnymi atakami strun słychać przejeżdżające za oknem studia samochody, w innym momencie rozbrzmiewa dzwonek telefonu. Orcutt zostawił wszystkie te dźwięki, ponieważ kojarzą mu się z nagraniami terenowymi. Bardzo bluesowe podejście. „Sad News From Korea” to kawałek Lightnin’ Hopkinsa, choć w życiu byście tego nie powiedzieli bez spojrzenia na tytuł. Pierwotnie Orcutt wydał ten album własnym sumptem w nakładzie trzystu kopii. Teraz ukazuje się po raz pierwszy na CD, wzbogacony o siedmiocalówkę „High Waisted” i cztery niepublikowane wcześniej utwory. Odradzam płytę ludziom skarżącym się na nadwrażliwość zębów. (Marek Sawicki)

strona Lion Productions

strona Editions Mego

Bill Orcutt

Orcutt występujący na żywo

Zdjęcie OOP #6: styczeń 2011 6

Vortex Rikers – Vortex Rikers (Sweat Lodge Guru)

Onieśmielający ciężar tej kasety i jej przytłaczająca gęstość sprawiają, że nie jest zbyt rozrywkowa. Łatwo o efekt zapchanego ucha, a nawet mdłości. Paradoksalnie, bo przecież pełno tu dzwoneczków i innych zaprowadzających rządy lekkości ozdobników. Wśród peryferii inspirowanych chłodem kunsztownego electro lub może już minimalistycznego techno, przetaczają się nasączone paliwami obłoki waty, jak gdyby ambient narodził się w Detroit. Vortex stoją jedną nogą w krainie RxRy – mrocznego, zmierzchającego chillwave’u, drugą już w witch house’ach spod egidy Balam Acab. Udostępniona kilka tygodni temu EP-ka o wspaniale pretensjonalnym tytule „Wake Up And Smell The Ashes” dopełnia pierwsze kroki obiecującego duetu. (Filip Szałasek)

nakład: 70 kaset

bandcamp

Zdjęcie OOP #6: styczeń 2011 7

Dirty Beaches – Badlands (Zoo Music)

Każdego Tajwańczyka po przeprowadzce z Hawajów do Montrealu kusi wypuścić winyl i ruszyć w trasę z Dum Dum Girls. Alex Zhang Hungtai nie jest wyjątkiem. Jak sam zachwala: Side A will be all bangers, with songs about leaving, and being chased on the road, and driving a burning car into oblivion. Side B will be ballads, and dirges laced with murder and lament. Dla realizacji tych tematów Zhang sięga po tendencyjne sceny kina drogi od Ride po Wooden Shjips (tytuły: „Hundred Highways”, „Speedway King”). Część z nich ogałaca z transowości i negatywnych emocji tak, że przeradzają się w happy-desert rockową wersję Japandroids. W „Sweet 17” prymitywizm środków ociera się o standardy wsiowego rockabilly, ale guilty pleasure szybko zyskuje przeciwwagę w trzech ostatnich trackach, zdradzających powinowactwo ze stałymi tematami Dulliego (tytuły: „Lord Knows Best”, „Black Nylon”, „Hotel”). (Filip Szałasek)

nakład: 500 winyli

video

strona labelu

Zdjęcie OOP #6: styczeń 2011 8

Beru – Daughter of Eve (Digitalis)

Między bulgotami rodem ze „Sway” McCanna, mętną sampledelią Mon Petit Chevalier, a post-folkowymi pasażykami ukrywają się prawdziwe perełki piosenkowego minimalizmu. Rozwidlające się ścieżki ukrywają mikroskopijne zwrotki i refreny. Bardziej interesująca jest druga strony kasety: poszczególne, obezwładniająco piękne kołysanki urywają smagnięcia noise’u lub trzaski statycznego lo-fi, ciężkie jak walące się drzewa. Na wysokości 05:22 wkrada się interesująca lesista wariacja na temat witch house’u, ale magia rozpoczyna się dopiero pod koniec ósmej minuty rzeczonej strony B, po jednym z eksperymentalnych przerywników. To, co się tu dzieje, to najlepszy free-folk jaki słyszałem w 2010. Tiny Vipers, Scout Niblett i znowu Tiny Vipers, a po chwili, poparte tylko niejasnym przeczuciem analogii, ale jednak warte adnotacji spostrzeżenie: tego nieskoordynowanego, narażonego na ciągłe rozproszenia songwritingu Jessica Callerio mogła uczyć się od zapomnianej Stiny Nordenstam. (Filip Szałasek)

nakład: 75 kaset

strona labelu

Zdjęcie OOP #6: styczeń 2011 9

Water Lily Jaguar – Digging Up Atlantis (Tranquility Tapes)

Ian Najdzionek dał się już poznać jako Gitche-Anahmi-Bezheu i Dream Safari, ale zaliczył u mnie tymi projektami co najwyżej jedną setną pierwszej bazy (=zapoznanie). Inaczej stoją akcje Water Lily Jaguar. Na „Digging Up Atlantis” składają się dwa kwadranse tęczowych klawiszowych loopów, jakby Rangers w wersji lite. Najdzionek nie rezygnuje z rozpoznawalnej szkicowości kompozycji, zmienia tylko instrument. Historia stara jak świat: Casio ściągnięte z Muzeum Historii Naturalnej, piwnica, stary pers na klepisku, w rogu farelka. A jednak wszystko to brzmi jak prawdziwy folk, jakby Vincent Gallo albo Ilyas Ahmed przesiedli się na klawisze. Dyskretne trele ptaszków przypominają o wybitnie naturalnej proweniencji tych tracków, zanurzonych w micie złotowiecznej sielanki z nieodłącznym dla niej atrybutem ckliwej intymności. Nawet kiedy opadają efekty, nie ma śladu po sztywności neoklasycznych ód, zostaje sam hipsterski ambient, medytacja dla fanów Ariela. (Filip Szałasek)

nakład: 100 kaset

strona labelu

Zdjęcie OOP #6: styczeń 2011 10

Softland City Singers – Parting the Veil of Isis (Tranquility Tapes)

Nazwa drugiego faworyta z Tranquility przypomina outfity w rodzaju American Analog Set. Dopiero tytuł taśmy kieruje na bardziej adekwatną ścieżkę – trochę złowrogą, trochę mityczną. Utwór tytułowy to ni mniej ni więcej tylko scenka rodzajowa ujęta jakby pędzlem Turnera (np. obraz „Moonlight. A Study At Milbank”): ciężkie parowce przeciągłym, chropawym pohukiwaniem ostrzegają się nawzajem o sobie w mlecznobiałej księżycowej mgle zastanej nad smolistym nurtem rzeki płynącej przez mocno zindustrializowane tereny. Pod drugim i ostatnim indeksem ukrywa się bardziej dynamiczna akcja: płochliwe bity, wytrwale tropione przez dyskretny feedback, co chwila nikną w ujednolicającym otoczenie świetle zmierzchu. Całość przypomina trochę debiutancki self-titled We Fell To Earth, ale spodoba się zapewne fanom Stars Of The Lid, Dead Letters Spell Out Dead Words czy nawet Morphine. (Filip Szałasek)

nakład: 100 kaset

strona labelu

Marek J. Sawicki, Filip Szałasek (14 lutego 2011)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także