Elefant
Sunlight Makes Me Paranoid
[Kemado; 2003]
Dokładnie rok temu na rynku pojawił się debiutancki longplay zespołu Elefant (w domyśle: "Słoń) - "Sunlight Makes Me Paranoid". Dziś, w chwili gdy wytwórnia Kemado przygotowuje reedycję tego wydawnictwa, powracamy do roku 2003 oraz do tegoż właśnie albumu.
Słoń ma długą trabę
I to cała jego broń,
A kto trąby nie ma,
Ten na pewno nie jest słoń...
Elefant wypłynął na falach wywołanych debiutem Interpolu. I choć duch popu zdecydowanie wziął u nich górę nad rewitalizowanym przez nowojorczyków curtis'owskim podejściem do muzyki, zespołowi udało się nie przekroczyć granicy kiczu i zbyt nachalnej komercyjności. Nie da się jednak zaprzeczyć, iż "Sunlight Makes Me Paranoid" to album pełen górnolotnych, mniej lub bardziej banalnych wyznań miłosnych, i pod tym względem zwyczajnie kuleje. Znacznie bardziej ciekawie przedstawia się natomiast od strony gatunkowej. Jest swoistym wagonem w trasie wiodącej przez najbardziej charakterystyczne zakątki lat '80. Od stacji Joy Division, do stacji wczesnego The Church. Po jednej stronie zasiadają czteroakordowe gitary oraz nieśmiertelne "pa, pa, pa, pa" w chórkach. Po drugiej zaś, coś dla miłośników post-rockowych, chłodnych brzmień. Zdecydowana rytmika bębnów i stonowanych gitar oraz muskanie refrenów syntetyką klawiszy. Od szybkiego tempa pierwszysch kompozycji ("Make Up", "Now That I Miss Her"), album wykazuje powolną tendencję spadkową. Końcowe utwory są już samotnymi wysepkami melancholii ("Static On Channel 4"). Z ów tygla antagonizmów wyłania się produkt bardzo przystępny. Rewelacją jest kompozycja tytułowa - rozmarzony wokal, falująca gitara i stałe wsparcie elektronicznego szumu. Udane utwory znane z EP-ki ("Annie", "Bokkie") poddano ponadto studyjnej obróbce, dodając im pulsującej przebojowości i dynamiki, pozbawiając za to intymności i ambicjonalnego charakteru. Wymiana ewidentnie niekorzystna. Słoń stracił na wadze.
Pechowy cykl wydawniczy Kemado sprawił, iż "Sunlight Makes Me Paranoid" po niesprawiedliwych porównianiach z "Turn On The Bright Lights" stanie niejako w szranki z "Antics". I choć przegra po raz kolejny, to warto zapamiętać go jako godnego przeciwnika. Cóż, ktoś tu po prostu ma dłuższą trąbę.