Ocena: 8

Interpol

Antics

Okładka Interpol - Antics

[Matador; 27 września 2004]

Fenomen Interpolu w naszym kraju łatwo wytłumaczyć. Z jednej strony może być on efektem kultu jakim obdarzane jest w Polsce Joy Division oraz zespoły garściami czerpiące z twórczości tychże, by do The Cure się ograniczyć. Z drugiej strony słuchacz znad Wisły pod terminem "nowa muzyka" rozumieć może niskiej jakości hip hop, jakim atakowany jest codzień, słabawy dance lub co najwyżej garażowe pojękiwania. Nie dziwne więc, że gdy jeden z zespołów nie do końca słusznie zaliczanych o New Rock Revolution, nagra płytę "na poważnie", zawierającą jedenaście doskonałych utworów o klimacie przywołującym dokonania Iana Curtisa, to w sercu Polaka zajmie wyjątkowe miejsce.

"Turn On The Bright Lights" to rzadko spotykane połączenia nasycenia z niedosytem. Oczywiście, wszyscy byliśmy pod wrażeniem świeżej, oszałamiającej muzyki Interpolu, ale wszyscy też wiedzieliśmy, że w zespole leży potencjał, który predestynuje ich do nagrywania albumów jeszcze lepszych. Z miesiąca na miesiąc oczekiwania wobec grupy rosły, a zważywszy na to, iż kolejne bastiony (z Modest Mouse i The Strokes na czele) upadały, coraz jaśniej widać było, że Interpol pozostaje największą nadzieją muzyki rockowej. Tygodnie poprzedzające premierę oprócz rosnącego nie tylko w Polsce kultu wokół zespołu, stały pod znakiem wyszarpywania z odmętów internetu skrawków nowej muzyki podpisanej przez Banksa i spółkę. "NARC", "Mascara", "Strangers In The Night", "Length Of Love" - każdy dźwięk witaliśmy z radością i nerwowym oczekiwaniem na całość. Na początku roku ukazała się tracklista "Antics" a już w czerwcu mogliśmy posłuchać utworów z płyty w wersji mono. Już wtedy wiadomo było, że jesień należeć będzie do Interpolu. Jednocześnie tliła się obawa, że drugie wydawnictwo zespołu nie zostanie należycie zrozumiane. Posypią się z niejednej strony gromy o mały postęp w stosunku do debiutu, o brak przebojów na miarę "PDA" czy "Obstacle 1", o niezerwanie z etykietką pogrobowców Joy Division. Dziś, kiedy album ujrzał światło dzienne, wierzę, że za kilka lat wszystkie negatywne sądy zostaną zweryfikowane i historia przyzna "Antics" ocenę równie wysoką jak "Turn On The Bright Lights".

W przypadku, gdy recenzent jest wielkim fanem kapeli i jego stosunek do muzyki zespołu wykracza poza ocenę samej muzyki pojawia się niebezpieczeństwo, że tekst będzie ubocznym skutkiem egzaltacji piszącego. Kiedy jednak krytyk patrzy zbyt chłodnym okiem na album, może się zdarzyć, że jedynie muśnie jego zawartość, na zejście głębiej już się nie decydując. Tak więc czytając moją recenzję, wiedzcie, że "Antics" znam lepiej niż bardzo dobrze, a to jak potraktujecie moje zachwyty - czy dacie im wiarę, czy też zrzucicie na karb posuniętego do ekstremum subiektywizmu, zależy tylko od was.

Przyznaję, że widząc okładkę jedynie na ekranie komputera nie byłem zachwycony. Smętny napis na nienaturalnym, białym tle - wątpliwy pomysł. Na żywo jednak artwork prezentuje się o niebo lepiej. Po zdjęciu tekturki naszym oczom ukazuje się pudełko z gustowną czarną

książeczką, oczywiście nie zawierającą tekstów. Mam czasem wrażenie lekkiego upośledzenia członków zespołu. Słaba nazwa kapeli, mało oryginalny wygląd i ubiór, wkładki o nijakiej zawartości - cała otoczka kuleje. Pozostaje na szczęście muzyka, a ta "jakoś" się broni.

Pierwszy na "Antics" "Next Exit" nie jest być może najbardziej finezyjnym utworem zespołu, ale na piosenkę otwierającą płytę nadaje się idealnie. Jednostajna, niczym nie zaskakująca, przywołuje klimat "NYC", oczywiście bez genialnej melodyjności swojego poprzednika z "Turn On The Bright Lights". Wskazuje jednak na główną cechę: konkretyzację oryginalnego brzmienia kapeli. Cięta gitara, wyrazisty bas oraz mocny i czysty wokal Banksa szczególnie widoczne są w drugiej na płycie, modelowej piosence "Evil". To co do dziś uderza mnie jednak w tym utworze to geniusz tekstu - nie tyle treści, ile jego melodii. Fantastyczna transformacja z "exotic" na "semi-erotic" ma już w mym jednoosobowym kręgu status kultowej. Struktura zwrotka - refren zostaje tym razem zachowana, ale zdaje egzamin, wyczerpując treść "Evil".

Zwiastunem wielkości płyty jest dopiero kapitalny "NARC". Oparty o intrygujący riff, obrazuje w pełni wielkość Interpolu znaną z debiutu. Popadający w zapętlenie refren swoje rozwiązanie znajdzie na wysokości trzeciej minuty, gdy przy współpracy heroicznej gitary (jedna z lepszych na płycie partii) Banks ukaże całą paletę emocji, jaką potrafi zawrzeć w swoim głosie - od tych nerwowo spokojnych po furiacko rozkrzyczane. Do miana największego utworu kapeli w całej dotychczasowej działalności może pretendować "Take You On A Cruise". Ze zdaniem, że to najlepsza kompozycja na płycie mogliście się spotkać pewnie nieraz i pewnie nieraz jeszcze się spotkacie. Nie jest to zaskakujące, zważywszy na budowę utworu, który zawiera właściwie pięć odrębnych części. Ten układ A-B-C-D-B-C-E tworzy rzucającą się przy pierwszym przesłuchaniu epickość piosenki, która wraz z przeszywającym, ukrytym pięknem stanowi o prawdziwej wartości "Take You On A Cruise". Dla mnie centralnym i najdoskonalszym momentem utworu pozostanie dramatyczny krzyk Banksa: I'm a scavenger between the sheets of union, rozpoczynający drugą cześć małego arcydzieła Interpolu. Gdy jesteśmy już przy tekstach warto wspomnieć o typowym dla "Antics" akwatycznym motywie, we're sailing to Norway w tym wypadku. (pojawi się on choćby w "Public Pervert").

Na singla wybrano piosenkę bez inklinacji do bycia wielkim przebojem. "Slow Hands" jest w istocie utworem dla Interpolu typowym, który od pospolitości ratuje kapitalny zaśpiew Banksa can't you see what you've done to my heart and soul, this is the wasteland now. Jednak, jak to się mówi, diabeł tkwi w szczegółach. Następny w zestawie "Not Even Jail" spełnia wszystkie przesłanki by nosić tytuł największego rockowego hymnu krótkiego jeszcze XXI wieku (no, może poza "Ashes Of American Flags" Wilco). Posłuchajcie w jak mistrzowski sposób Paul wyśpiewuje wers oh, but hold I still, darling, your hair is so pretty, rozważcie jak kapitalnie rozłożono napięcie - w pierwszej zwrotce oczekiwanie na refren jest utrzymane jeszcze w spokojnym tonie, w drugiej zamienia się w dramatyczny wrzask. A w odwodzie pozostaje jeszcze bez wątpienia refren roku, jeden z chwytliwszych jakie dane było mi słyszeć w ogóle. Godny następca TOTBL-owej Stelli...

Siódmy na płycie "Public Pervert" uderza niespotykaną do tej pory w muzyce grupy żywotnością perkusji. To prościutkie przejście na wysokości 54 sekundy ma w sobie tyle mocy, że przez długi czas to właśnie ta piosenka najbardziej zapadła mi w pamięć. Gdy jeszcze wziąć pod uwagę hymniczne gitary kończące "Public Pervert" to wiemy, że mamy do czynienia z nową jakością w skromnym ilościowo dorobku Interpolu. Trudno to samo powiedzieć o "C'mere", bliskiemu "Evil" czy "NARC", pełniącego funkcję jedynego przebojowego kawałka na drugiej stronie płyty. Idealnego by poprzedzać nieco niedostępne "Length Of Love". Faktycznie może irytować bladość kompozycyjna tej piosenki, przy czym gdy temat jest nieciekawy, dzieło zawsze można uratować kolorami. Interpol mistrzowsko opanował taką grę: oszukują nas, że coś w takim kawałku jak "Next Exit" czy "Length Of Love" jest - tymczasem nie ma tam nic poza specyficznym klimatem. Ale to wystarcza...

Wszelkie jednak głosy krytyczne milkną, gdy z głośników wydobywa się fenomenalne "A Time To Be So Small". Poprzez pozostawienie miarowym, dostojnym pociągnieciom gitary głównej roli, utwór staje się niezwykle patetyczny, a gdy lekko rozpaczliwy, ale na pewno nie rozdygotany czy chybotliwy głos Banksa na tle wspomnianych, jazgotliwych gitar śpiewa when the cadaverous mob saves its doors for the dead men, you cannot leave, wiemy, że słuchamy jednego z najgenialniejszych zakończeń ostatnich lat. Czegoś na miarę "Source Tags & Codes".

Chwała i "8" Interpolowi nie tylko za wydanie fantastycznej płyty czy za podtrzymanie rewelacyjnej formy z debiutu. Udało się Nowojorczykom uniknięcie zaszufladkowania - nie stali się pupilami NME i nie nagrywają samych "PDA", w myśl, że jakikolwiek patos czy odrobina czerni to szczyt obciachu, ale też nie ma chyba niebezpieczeństwa, że za parę lat jako zdziadziali goci wybiorą się w trasę koncertową po byłym województwie kaliskim. W Polsce panuje idea "trzeciej drogi" polegająca na uczynieniu z Interpolu nowego Placebo (czytaj zakatowania dobrego zespołu aż do zarzygania). Jeśli można zrozumieć nadgorliwość w podążaniu tą ścieżką w przypadku 14- i 16-latków, to działanie pewnych ludzi z pewnej audycji pewnego radia przekracza ludzkie pojęcie. Jeśli się nudzisz to posłuchaj The Stooges bądź The Beatles a nie wersji promo "Slow Hands" dostępnej jedynie w Mandżurii. Bo skonstatowanie, że muzyka rockowa nie dzieli się dychotomicznie na fanów Briana i Paula oraz ich przeciwników może potem okazać się za trudne... I tym apelem o niezarzynanie jednej z nielicznych dziś prawdziwych pereł muzyki rockowej kończę moje wywody.

Jakub Radkowski (16 października 2004)

Oceny

Jakub Radkowski: 10/10
Kamil J. Bałuk: 9/10
Witek Wierzchowski: 9/10
Kasia Wolanin: 8/10
Krzysiek Kwiatkowski: 7/10
Kuba Ambrożewski: 7/10
Marceli Frączek: 7/10
Paweł Anton: 7/10
Maciej Maćkowski: 6/10
Piotr Wojdat: 6/10
Przemysław Nowak: 6/10
Tomasz Tomporowski: 6/10
Tomasz Łuczak: 6/10
Średnia z 106 ocen: 8,18/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: ala
[18 sierpnia 2010]
raczej "but hold still darling your hair so free".
kuba a
[8 grudnia 2009]
Dostała, ale w 2006 r. przy zmianie designu podjęta została kolektywnie decyzja o "denominacji" - po prostu wiele wczesnych (2003-2004) ocen było nadentuzjastycznych, z czym zgadzali się zazwyczaj nawet sami autorzy. Zmiany były robione przy ich zgodzie naturalnie. Informowaliśmy o tym procesie w oficjalnym newsie, także wszystko było jawne.
Gość: helduniu
[8 grudnia 2009]
ej a ta plytka pierwotnie nie dostala 10/10? nie rozumiem takich zmian ocen antydatowanych - zloooooooooo

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także