Ocena: 7

Kidd x BROKN FLWRS

Rytuały Przejścia

Okładka Kidd x BROKN FLWRS - Rytuały Przejścia

[skwer.org; 26 czerwca 2020]

Omawiając „Rytuały Przejścia” na kanale RapMATTers, Mateusz Osiak zaznaczył na wstępie, że jego wybory recenzenckie są zamachem na jego wyświetlenia, co dobrze obrazuje pozycję Kidda w polskim rap-świecie. Nie jest to bowiem artysta mainstreamowy (nigdy zresztą nie chciał z mainstreamem romansować), którego ksywa zadziała na miliony słuchaczy, ale z pewnością jest on twórcą, którego muzyka od dwudziestu lat postrzegana jest jako symbol jakości, niezależności i tego mitycznego „prawdziwego przekazu”, obok którego entuzjaści hip-hopu DIY nie przejdą obojętnie.

Najnowszy album współzałożyciela Skweru tylko to potwierdza: Wojtek Cichoń nadal jest na obrzeżach rodzimej sceny, ale jednocześnie konsekwentnie buduje swoją legendę. Kidd jest bezkompromisowy, szczery i bezpośredni, choć niesprawiedliwe byłoby stwierdzenie, że jego twórczość stoi w miejscu, a on sam serwuje ciągle te same patenty. Wręcz przeciwnie, pod względem poruszanych tematów „Rytuały Przejścia” różnią się od poprzednich dokonań Kidda. Nie chodzi tu jednak o wprowadzenie radykalnych zmian, co raczej naturalny rozwój artysty. Teksty Cichonia zawsze były osobiste, mocno egzystencjalne, naładowane emocjami i mocnymi diagnozami, chociaż częściej jednak skierowane do środka niż na zewnątrz. Na „Pansofii” usłyszeć mogliśmy Nie o sobie, no to kurwa – o kim mam pisać?, na „Rytuałach Przejścia” mamy natomiast takie wersy, jak ten: Odpowiedzialność za siebie kończy się tam, gdzie egoizm / Nigdy nie będziesz home alone – nieważne, co odpierdolisz. Podobnego zdania jest również Patryk Szaj, który w dołączonym do wydawnictwa eseju pisze, że najnowszy album Kidda wyraźnie eksponuje pewien zwrot – poczucie wyobcowania, obecne w treści wielu wcześniejszych utworów, nie zniknęło, ale przestało być sprawą jednostkową. Nie znaczy to, że wersy Wojtka Cichonia straciły na sile – w końcu Szaj zaznacza, że mało kogo stać dziś w rapie na taką wiwisekcję, podaną w surowej, niepopadającej w egzaltację formie i trudno się z tymi słowami nie zgodzić.

Podoba mi się to, w jakim kierunku zmierza Kidd, ponieważ udowadnia on, że dojrzewanie to proces nieustanny, a ponadto pozwala słuchaczowi dojrzewać razem z nim (o czym wspominają zarówno Szaj, jak i Osiak). I to chyba jest najmocniejszą stroną Cichonia – pokazywanie, że każde doświadczenie może być tak samo uniwersalne, co bardzo osobiste. Znacie to uczucie na pewno – słuchacie kogoś, kto rozprawiając się z własnymi emocjami, jednocześnie wchodzi do Waszej głowy, wyciąga z niej wszystko, co się w niej kotłowało, i ubiera to w formę brutalnie rozdzierającą rany, ale i niewyobrażalnie oczyszczającą. Pozostaje tylko napisać: dzięki, Wojtek, że Cię mamy.

Koniecznie trzeba docenić też BROKN FLWRS, który swoją muzyką idealnie podbił teksty Kidda, zostawiając im przy tym sporo przestrzeni. Brzmienie „Rytuałów Przejścia” jest w większości klasyczne, ale mimo to – oparte na nowoczesnych rozwiązaniach. Tak spójne, co i różnorodne, nie dominuje nad tym, co w twórczości Wojtka Cichonia jest najważniejsze – nad słowem. Nie jest przy tym przezroczyste, ponieważ nie brak mu charakteru i błyskotliwych rozwiązań. Poza tym imponuje mnogością inspiracji, które zostały zamknięte w zgrabnych, bujających formach.

Nie wiem, czy to nadal styl syberyjskiej kuny lotnej, ale jedno jest pewne: Kidd nigdy nie zawodzi. Jego kolejny album jest taki, jaki powinien być – stanowi zarówno dla niego, jak i jego słuchaczy, tytułowy rytuał przejścia.

Emilia Stachowska (31 sierpnia 2020)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także