Ocena: 4

Artur Rojek

Kundel

Okładka Artur Rojek - Kundel

[Kayax; 13 marca 2020]

Czekaliśmy na nową płytę Artura Rojka 6 lat. Przez ten czas dawny wokalista Myslovitz był zajęty organizacją kolejnych odsłon OFF Festivalu. W międzyczasie wyszła przyjemna (chociaż przeznaczona bardziej dla wiernych fanów) koncertówka nagrana w siedzibie Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. Ale tak: 2020 rok, Artur Rojek budzi się niczym The Undertaker, odradza się jak feniks z popiołów. Dzięki temu możemy się cieszyć nową płytą dyrektora artystycznego katowickiej imprezy. Chociaż czy aby na pewno cieszyć?

Do współpracy nad „Kundlem” (swoją drogą świetna nazwa płyty) Rojek zaprosił Bartosza Dziedzica i Radka Łukasiewicza. Napawało to nadzieją – pamiętam produkcję Bartka Dziedzica na „Grandzie” Brodki czy pierwszej solowej płycie byłego lidera Myslovitz – jednak jednoczesna obecność Radka Łukasiewicza jako jednego z współpracowników nie wywołała u mnie radości, biorąc pod uwagę to, jak hamował potencjał Bisza na ich wspólnych płytach. Niestety, moje obawy wobec założyciela Pustek się sprawdziły, a i Bartosz Dziedzic tutaj bardzo rozczarowuje. Muzycznie „Kundel” brzmi jak odrzuty z „Małomiasteczkowego” Dawida Podsiadło, ale poszczególnym utworom brakuje jednak największej zalety płyty Podsiadło – przebojowości (oprócz drugiego na trackliście „Bez Końca”). Można wprawdzie powiedzieć, że Artur Rojek to nie jest jakiś tam popowy artysta, któremu potrzeba hitów, a jego muzyka to muzyka od serca dla serca. Otóż rzeczywiście tak jest, ale nie w przypadku „Kundla”. Z osobistej i intymnej atmosfery „Składam się z ciągłych powtórzeń” nie zostało nic. Ballady, będące zawsze zaletami Rojka, są nijakie i miałkie. Trzeba jednak przyznać, że jest kilka naprawdę dobrych muzycznie momentów na tej płycie: druga część zwrotki utworu tytułowego z bardzo dobrymi wersami (Jeśli wszystko, co mam to sztuczne perły, ładny kadr, przelewy z krwi) czy „Bez końca” z niezłym tekstem (które prawdopodobnie dobrze się odnajdzie na antenie radiowej Trójki). Ciekawą kompozycją jest też „Fur Meine Liebe Gertrude”, jednak zupełnie położoną na etapie produkcji. Po debiucie spodziewałem się bardziej elektronicznego Rojka, biorąc też pod uwagę jego muzyczne inspiracje, o których zdarzało mu się wspomnieć. Zamiast tego dostaliśmy pospolite pianino i niewyraziste tło, czego efektem jest bardzo generyczna płyta, skomponowana na jedno kopyto, na której udało się zawrzeć jednak kilka dobrych momentów.

Takich momentów w warstwie lirycznej jest jak na lekarstwo. Przyznam, że nie mam pojęcia jak duży wpływ na teksty miał wspomniany wcześniej Radek Łukasiewicz, ale patrząc na teksty obecne na płycie Lenny Valentino czy „Składam się z ciągłych powtórzeń” (gdzie Łukasiewicz maczał palce tylko w „Syrenach” i „Lekkości”) nie posądzałbym gospodarza o aż taką grafomanię. Kulminacją dennych linijek jest „A miało być jak we śnie” z wersami pokroju A oni tu grają hymn / Ze smartfona za jeden zł / Nie łapię, i ty nie łapiesz czy Wszystkich na czeka to samo: chujowy hip-hop. Równie złe wersy w połączeniu z muzyką z generatora hitów polskiej alternatywy słyszymy w pierwszym singlu. W „Sportowym życiu” Artur Rojek przy akompaniamencie śmiesznego akordeonu w tle śpiewa, że oświeci Cię myśl jak pochodnia, że dni to konfetti dla ognia lub staję się kundlem, by nie trwać sekundę. Na plus wybija się wspomniane wcześniej „Bez końca”: obrazowe wersy I możemy milczeć / Tak normalnie milczeć / Jak poranny śnieg, jak biały dym / Aż ukoi to jeden z najbarwniejszych momentów tej płyty oprócz przywołanych już wersów z „Kundla”.

Po przesłuchaniu tej płyty zagnieździła się w mojej głowie jedna myśl. Mianowicie wizualizuję sobie, że Artur Rojek pewnego dnia się obudził i zobaczył tysiąc komentarzy o treści „Rojas, gdzie nowa płyta???”. Zadzwonił do Radka, zadzwonił do Bartka, zrobili płytę na odpierdol, a potem Artur wrócił do słuchania Travisa Scotta i Billie Eilish, co jest bez wątpienia lepszym zajęciem niż słuchanie „Kundla”. Mam nadzieję, że Artur Rojek z zespołem nie wygonią mnie za ten tekst z koncertu, bo ciągle lubię was / choć byliście fajniejsi. Czekam natomiast na następny album Rojka, który zamknie mi mordę i pokaże światu, że jeszcze potrafi.

Jacek Sobiesiak (14 kwietnia 2020)

Oceny

Grzegorz Mirczak: 6/10
Marcin Małecki: 4/10
Średnia z 2 ocen: 5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: @zaniepokojony
[16 kwietnia 2020]
Zapomnij o Offie, Openerze, Tauronie i innych festiwalach. Muzyka na żywo dopiero w przyszłym roku, i to jak będziemy mieli szczęście.
Gość: zaniepokojony
[15 kwietnia 2020]
będzie w tym roku Off? Covid chyba odpuści do sierpnia, co?
Gość: Boomerzytofrajerzy
[15 kwietnia 2020]
Rodeo››› jakakolwiek płyta Rojka/Myslvotiz. O Kendricku nawet nie wspomnę, bo to inna galaktyka.
Gość: xXx
[15 kwietnia 2020]
A oni tu grają hymn / Ze smartfona za jeden zł / Nie łapię, i ty nie łapiesz czy Wszystkich na czeka to samo: chujowy hip-hop.

To akurat najlepsze dwie linijki tekstu tutaj
Gość: belmondo
[15 kwietnia 2020]
Boom oker
Gość: lolo
[15 kwietnia 2020]
Lamara to ty szanuj
Gość: Ktos
[14 kwietnia 2020]
Eilish czy scott to gowno nawet przy przecietnosci nowego Rojka. Wspolczuje obecnym mlodym ludziom calego tego hiphopu i popu z wastem, fka twigs czy lamarem na czele. Do tego maja te swoje cieniutkie seriale z netflixa. Nawet wspolczesna moda jest gowniana.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także