Ocena: 9

Enchanted Hunters

Dwunasty Dom

Okładka Enchanted Hunters - Dwunasty Dom

[Latarnia Records; 7 listopada 2019]

Chwilę po początkowym hajpie, wielu recenzjach oraz słowach zachwytu i nam wypadałoby napisać na temat objawienia niezalowej sceny, jakim rzekomo jest „Dwunasty Dom”. Jeśli chodzi o samą budowę albumu, ciężko dodać coś więcej: w relacji z Ł Festiwalu wspominałem już o tym, jak dobry jest to materiał. Sprawdzał się on w warunkach koncertowych, a teraz wiemy też, że sprawdza się (może nawet lepiej) w warunkach domowych.

Tak równego – nie ma tu praktycznie słabego numeru, co najwyżej ze dwa, które nie są świetne – i ciekawego materiału nie słyszałem w polskiej muzyce od lat. Uwierzcie, próbowałem się przypieprzyć i dać pożywkę wewnętrznemu malkontentowi – początkowo czułem, że trochę za dużo jest tu chórków i ogólnie wokali, raziła mnie niekiedy konstrukcja tekstów – ale za każdym razem kończyło się to niepowodzeniem. Nawet gdy przy jednym odsłuchu coś mi zgrzytało, przy kolejnym okazywało się sensowne i zrozumiałe. Długo czekałem na polski album, którego odtwarzanie da mi tak wiele nieskrępowanej radości: cieszę się, że nareszcie coś takiego powstało. Za to dziękuję tej płycie najbardziej.

Skupmy się jednak na samej zawartości „Dwunastego Domu”. Bardzo mi się podoba, że drugi wers w „Dwóch Księżycach” kończy się słowem chwilkę, a nie chwilę. Tego typu zabiegi silnie odciążają całą płytę. Z jednej strony unosi się tu w powietrzu duch wielkiego dzieła – teksty są ezoteryczne, kompozycje kunsztowne – ale dziewczyny, które za to odpowiadają, wydają się ludzkie i ściągają ten cały, pewnie niezamierzony, monument na ziemię, nadając kameralności całemu przedsięwzięciu. Ponadto warto odnotować, że udało się tu skutecznie ożywić koncept ejtisowego synthpopu poprzez dodanie wielu odniesień do współczesnej muzyki tanecznej: „Przyjaciel” oraz „Burza” to niesamowite bangery, co w ciekawy sposób przełamuje pierwszą, spokojniejszą część płyty.

W kwestii przemyślanej budowy utworów trudno powiedzieć coś nowego (najlepiej jest oddać głos samym artystkom): jest ona w tym momencie już wizytówką dziewczyn. Najjaśniej jest to widoczne chociażby w „Pretekście”, przynoszącym nieco na myśl najlepsze patenty z repertuaru Basi Trzetrzelewskiej. Swoistą kropką nad i jest użyta paleta brzmień: jednocześnie spójna, jak i dająca szerokie pole manewru w kwestii kreowania nastrojów. Jedynie „Fraktalom” mógłbym zarzucić nieco zbyt płaski miks, ale to w duchu tego niezadowolenia na siłę, o którym pisałem w drugim akapicie.

„Dwunasty Dom” raczej nie będzie (i nie powinien być) albumem klasycznym, wielbionym i uznawanym przez ogół za wybitny. Ta płyta nie jest uniwersalna (jeżeli jakakolwiek płyta może się aktualnie zbliżać do takiego określenia) i zupełnie rozumiem, że ktoś może się nią nie zachwycać. Czuję, że najbardziej może ona trafiać w mood nostalgicznych, nieco zawiedzionych życiem chłopców i dziewczynek, którzy lubią pławić się w nostalgii oraz dużej ilości naraz nutek. Dla mnie materiał stanowi idealną równowagę pomiędzy kompozytorskim rozpasaniem a chwytliwością, przy czym Enchanted Hunters jednocześnie okraszają to jakąś mgiełką nieporadności. Dzięki temu przyjemnie się do tego domu wraca, ale równie dobrze ta nieporadność czy żonglerka rozwiązaniami harmonicznymi może kogoś zrazić lub zmęczyć.

Nie zrozumcie mnie źle: cieszy mnie fakt, jak wielu osobom te utwory zrobiły dobrze, ale wydaje mi się, że poziom przedpremierowej egzaltacji był tutaj nieco zbyt wysoki, czego efektem jest to, że taka postawa odrzuca trochę osób do duetu. Sam mam znajomego, który za czasów szkoły średniej niesamowicie jarał się Davidem Bowiem przez co, trochę z przekory, miałem negatywne odczucia co do tego artysty i długo nie dawałem mu szansy. Taki sam mechanizm może zajść w przypadku „Dwunastego Domu”: przesadne nadmuchanie tego balonika może odnieść odwrotny skutek. Ta płyta zdecydowanie na to nie zasługuje – jest jednym z tych albumów, które zyskują bez tego ogólnego kontekstu. Dlatego niech każdy da jej szansę, chociażby odsłuchując ją przy myciu naczyń. Świat, w który Enchanted Hunters chcą nas wciągnąć, może porwać wielu, jeżeli tylko im na to pozwolimy.

Jakub Nowosielski (24 listopada 2019)

Oceny

Marcin Małecki: 8/10
Michał Weicher: 8/10
Grzegorz Mirczak: 7/10
Średnia z 3 ocen: 7,66/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Soczyste testykalia
[5 grudnia 2019]
Chciałbym się z wami kochać
Gość: obieranie ziemniaków
[5 grudnia 2019]
pozdrawiam mame i weronike z koszalina
Gość: gość
[2 grudnia 2019]
Dlatego też napisałem kilka postów wcześniej, że dla kogoś może być ten album albumem roku, nie tworząc teorii spiskowych. Tylko prawidłowość jest zauważalna, więc nawet jeśli ty nie dajesz oceny z przyczyn środowiskowych, gdzieś jednak takie zjawisko ma miejsce, co zostało zauważone zarówno przez zwolenników albumu, jak ich tych, dla których jest po prostu git.
Gość: JN
[2 grudnia 2019]
Cóż, ja dziewczyn osobiście nie znam, nie czuje się też częścią jakiegoś dziennikarskiego środowiska. Dla mnie to tylko i wyłącznie bardzo dobra płyta, wg mnie godna wysokiej oceny i w moim przypadku nie ma tu żadnego ataku na "niezależność dziennikarską". O innych nie mogę się wypowiadać, ale skoro ta dyskusja odbywa się tutaj, to jednak chce się odnieść do personalnych zarzutów o bezstronność, które nie są niczym uzasadnione w tym przypadku. Można się z takim odbiorem nie zgadzać, ale wietrzenie spisków chyba nie jest zbyt zdrowe.
Gość: gość
[2 grudnia 2019]
Nikt nie twierdzi, że nie jest to dobra płyta, tylko, że oceny są "lekko" zawyżone. Co swoją drogą jest nieco niezgodne z niezalowymi ideałami sierpnia, gdzie przecież oprócz tego, że muzyka jest niezależna, dziennikarstwo też powinno być niezależne, bo gdy nie jest niezależne od wpływów środowiskowych, staje się lansowaniem znajomych, czyli czymś co uprawia Krzysztof V. lansując twórczość swojego kolegi z T.Love (wywiad z Newsweeka, rok bodajrze 2012). Więc tak jak pisałem, nieco wstrzemięźliwości, nie jest to zła płyta, lecz też nie jest arcydziełem.
Gość: M
[1 grudnia 2019]
No już nie przesadzajmy - wiadomo, że chcą posłodzić swoim (znakomitym z resztą) koleżankom i oceny są lekko zawyżane, ale to raczej nie jest casus Armando Suzette co go tylko p. Borys słuchał, ale serio dobra płyta.
Gość: gość
[29 listopada 2019]
Tak, zdaję sobie sprawę, że z pełną premedytacją, ująłem tak po prostu :) Natomiast nie można wykluczać, że dla kogoś może być ten album albumem roku (nie tworząc teorii spiskowych), lecz faktycznie jest tu zauważalna pewna prawidłowość, że działa efekt "po znajomości", podobnie jak z innymi artystami, którzy zostali wymienieni w tym wątku.
Gość: Kurwa wyjebana mac
[29 listopada 2019]
Nie mimowolnie, tylko z pełną premedytacją. I nie są "istotne", tylko absolutnie kluczowe
Gość: gość
[29 listopada 2019]
Andrzeju, nie denerwuj się :)

Mimowolnie poruszyłeś wątek, który tylko zasygnalizowałem w poprzednim poście - czy nie są tu istotne czynniki środowiskowe.
Gość: kurwa jebana mać
[29 listopada 2019]
jakbyście nie wmawiali mi na okrągło, że płyta Waszych koleżanek jest zajebista i 10/10, to może byłbym w stanie ją docenić. Fajnie, że sobie grają i w ogóle, ale jeśli ja wam zacznę tłuc do głowy, że mój 6-letni syn jest wybitnym malarzem, bo mnie się jego rysunki podobają, to pewnie nawet nie chciałoby się wam ich sprawdzać. Wracam słuchać "Divertimento"
Gość: gość
[29 listopada 2019]
Jest wiele pięknych płyt, które odkrywają swoje piękno po kilku przesłuchaniach, weź pod uwagę, że piękno jest arbitralne, co zresztą napisałem w poprzednim komentarzu. Dlatego istotny jest kontekst (im więcej płyt przesłuchałeś, tym lepiej) i pewna wstrzemięźliwość, nie natomiast, że płyta jest piękna (dla mnie) - 9/10. Hajp jednak jest, nie ma co ukrywać, zasłużony bądź nie, lecz jest.
Gość: M
[29 listopada 2019]
Hajp srajp. Płyta jest pìękna. Warto posłuchać kilkakrotnie, bo ma tak wiele do zaoferowania że za jednym czy drugim razem nie sposób to wszystko ogarnąć.
Gość: gość
[27 listopada 2019]
Pewnie, że może być 6, nie odbieram także tego, że dla ciebie jest 9. Tylko, że podejrzana jest ta synchroniczność w blogosferze, te wszystkie dziewiątki, że dla wszystkich jest albumem wybitnym. To jest bardzo arbitralne, lecz nawet w przypadku pozostałych overhype'ów (Daughters, blackmidi) nie ma aż takiej zgodności. Więc, żeby nie truć tyłka, dla ciebie czad, dla mnie tylko git, do overhype'u się zgadzamy
Gość: JN
[27 listopada 2019]
Jasne, że płyta jest "overhyped", właśnie o tym piszę w tym tekście. Ona nie powinna być uznawana za kultową i wybitną, bo nie jest wybitną płytą. Nie uważam, że jeszcze jest możliwość, by wybitne płyty, w ogólnie pojętej definicji tego słowa,tworzyć przy tym nadmiarze bodźców i tempie zmian w dzisiejszej muzyce (jak znacie jakieś wybitne albumy z ostatnich lat, to chętnie posłucham).

Ale to nie zmienia faktu, że mi album po prostu podszedł, dla mnie jest to 9/10 i płyta roku, nawet mimo tego zrażającego przesadnego podniecenia wokół. I nie sądzę, by wynikało to z jakichś niezdrowych poszukiwań tejże płyty roku, albo potrzeby dawania wysokich ocen "bo dawno nie było". Tak samo dla Ciebie może być 6/10 i to jest zupełnie ok, że Tobie ten album nie podszedł.
Gość: gość
[27 listopada 2019]
Jezu, wreszcie ktoś to napisał. Czym tu się podniecać, 6, maks 7, w dodatku "jak na polskie warunki", od którego Screenagersy i przede wszystkim Porcysy się wzbraniają. Taki watered down, cookie cutter synth-dream-pop z folkowymi naleciałościami, jest git, nic wyjątkowego. Z czegoś ten overhype musi wynikać, czynników środowiskowych, tudzież potrzeby odnalezienia płyty roku.
Gość: człowiek toster
[27 listopada 2019]
przyjemna płytka ale overhype jak czuj - stworzenie albumu, który ma momenty **WYBITNOŚCI** to nie to samo co stworzyć wybitny album
Gość: JN
[26 listopada 2019]
1. Można się sprzeczać, ja w praktycznie wszystkich utworach dziewczyn słyszałem ciekawe rzeczy w tej materii.
2. Nigdzie nie pisałem, że ten album jest idealnie zrównoważony. Melancholia dominuje, jasne, ale mimo wszystko dzięki temu pierwiastkowi przebojowości nie nuży i nie przytłacza.
3. Jak dla mnie zmywanie naczyń to jeden z tych momentów, kiedy w sumie fajnie jest się pogrążać w melancholii. Niemniej, w tym odniesieniu miałem na myśli bardziej to, żeby nie traktować tego albumu jako mistyczne doznanie, do którego trzeba mieć określony set and setting, tylko dać mu szansę jako zbiorowi dobrych piosenek, tak po prostu, nawet przy tak prozaicznej czynności.
Gość: Madak from Poland
[26 listopada 2019]
po pierwsze, nie ma tutaj dobrych kompozycji, co najwyżej ze dwa ("fraktale", "plan działania"), które są świetne
po drugie, album nie jest idealnie zrównoważony, przebojowość ustępuje tutaj melancholii
po trzecie album nie nadaje się do zmywania naczyń, właśnie przez tą melancholiczną senność
Gość: Xd
[25 listopada 2019]
Ciekawe, czy dziewczynom z EH podoba się ostatnia płyta afrojaxa. A już pewnie wszyscy razem kolektywnie doznają przy newest zealand
Gość: M
[24 listopada 2019]
" co najwyżej ze dwa, które nie są świetne"
No nie jestem ultrasem Latawca i trochę mnie drażnią księżycowo-ludowe wokalizy na początku Burzy, ale poza tym to luksja. Album dobry i do analizowania na słuchawkach i do przysypiania.
Hajp faktycznie przegięty, ale o ile nie jest to może najlepszy album w dziejach, to czołówka tego roku i dekady raczej na pewno.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także