Holiday Sidewinder
Forever or Whatever
[Personal Best Records; 4 października 2019]
W ostatnich latach mam jakąś wyjątkową słabość do twórczyń z Antypodów. Pisałem tutaj już o The Beths i o Stelli Donnelly, a tym razem szczególną uwagę zwróciłem na Holiday Sidewinder. Jej wakacyjny pop pozwala na niespełna pół godziny wrócić na rozgrzane plaże nadmorskich kurortów. Swoją drogą, sama Sidewinder chyba czuła, że „Forever or Whatever” to niezwykle letnia płyta, gdyż wraz z nią wypuściła swoją wersję beachboysowego „Kokomo”. Ale to tylko bonus, przejdźmy do dania głównego.
Debiutanckie ośmioutworowe wydawnictwo artystki umiejętnie miesza ze sobą nośną popowość lat osiemdziesiątych, idealną dla mainstreamowych stacji radiowych, oraz indie gitarki z czasów, gdy każdy zespół obecny na okładce NME był nową nadzieją rocka. Mamy tutaj zmysłowe „Baby Oil”, które czerpie tyle samo z dorobku Kylie Minogue co z PC Music, silnie zanurzone w retromanii „Tra$h Can Luv” (to mógłby być ze spokojem singiel wczesnej Madonny czy Cyndi Lauper), ale również najbardziej hałaśliwy i współczesny pod względem rwanego tempa utwór tytułowy oraz delikatną gitarową balladę „Whispers”, przypominającą nieco „All That” Carly Rae Jepsen. Tropów z przeszłości dla poszukiwaczy duchologiczno-retromańskich naleciałości znajdzie się tutaj więcej, jak chociażby wdzięczna parafraza dobrze znanego motywu ze starego radiowego hitu, która rozpoczyna „Holiday Inn”, czy mocno klawiszowy „Leo”, rozpoczynający całą płytę.
Aż dziwne, że przy takim potencjale przebojowości o „Forever or Whatever” jest zupełnie cicho: ze świecą można szukać recenzji tego materiału, a sama Sidewinder w nielicznych wywiadach więcej opowiada o całej swojej dotychczasowej muzycznej ścieżce, niż o całkiem świeżo rozpoczętym solowym rozdziale. Podejście Holiday niejako koresponduje z tytułem płyty – niezależnie od tego, czy przebije się do względnego mainstreamu i będzie już na zawsze rozpoznawalna, czy jej dorobek zostanie skwitowany wzruszeniem ramion, ona sama chce spełniać się jako artystka.
Mamy nadzwyczaj ciepły październik, a co za tym idzie, chwytliwe letnie hity Holiday Sidewinder odnajdą się w tej aurze wyjątkowo dobrze. „Forever or Whatever” momentalnie zamieni polską złotą jesień w letni wypoczynek na australijskiej plaży. Posłuchajcie Holiday, nawet jeśli nie macie już żadnego dnia urlopu do wykorzystania.