Charly Bliss
Young Enough
[Barsuk; 10 maja 2019]
Każdy, komu do gustu przypadły pierwsze dwie płyty Weezera, z pewnością szukał później równie nośnego i charakterystycznego power popu. Tak się złożyło, że dwa lata temu ukazały się dwa albumy, które doskonale wpisywały się w estetykę weezcore’u, łącząc znakomite melodie z gitarami rodem z amerykańskiego garażu - „Greatest Hits” Remo Drive oraz „Guppy” Charly Bliss. Każdy z tych zespołów chcąc uniknąć zaszufladkowania, dosyć wyraźnie zmienił muzyczny kierunek na swoich tegorocznych płytach.
Na Remo Drive przyjdzie jeszcze czas, na razie skupiamy się na „Young Enough”. Pilotujący całość singiel „Capacity” pokazał, że grupa przewodzona przez Evę Hendricks podczas prac nad swoim sofomorem znacznie większy nacisk postawiła na brzmiące dosyć ejtisowo klawisze, nie rezygnując przy tym z gitarowego hałasu czy też dobrze znanego schematu zwrotka-refren. To zdecydowanie najbardziej nośny i hitowy utwór na płycie, który zapada w pamięć równie błyskawicznie co „Ruby” czy „Westermarck” z debiutanckiego albumu.
Nie oznacza to jednak, że reszta „Young Enough” nie jest warta uwagi: pędzący „Under You”, niesamowicie chwytliwe „Hard to Believe”, czy też bujający utwór tytułowy doskonale pokazują, że proporcje między urokliwą melodyjnością, popowymi syntezatorami i fantastycznie prezentowanymi gitarowymi riffami zostały idealnie zachowane. Koniecznie trzeba też wyróżnić „Fighting in the Dark”, klimatyczny skit, który bardzo dobrze odnalazłby się na soundtracku do „Stranger Things”.
Ekspresyjnie wyrzucane przez Hendricks linijki, w których swoim charakterystycznym głosem śpiewa o przemocowych typach, nastoletniej naiwności, bólu, rozczarowaniu i życiowych zawijasach, są podane w niezwykle umiejętny sposób: słodycz melodyjek, które je prowadzą, sprawia, że w pierwszej chwili nie zwraca się uwagi na powagę poruszanych problemów; dopiero po paru sekundach odbiorcę uderza problematyka i swoisty mrok tych stadionowych, śpiewnych refrenów.
Wszyscy, którzy oczekiwali od Charly Bliss, że nagrają „Guppy 2”, mogą czuć się zawiedzeni. „Young Enough” nie jest jednak rozczarowaniem – to poszerzenie muzycznych horyzontów grupy, które pokazuje, jak należy łączyć popowość kompozycji z rockową energią. Mam nadzieję, że ten krążek trafi do odtwarzacza Riversa Cuomo – przydałyby mu się korepetycje z pisania piosenek, które będą wręcz uzależniająco fajne.