MLODY KOTEK
TYCHY
[Enjoy Life; 2 lutego 2019]
Post-rapowe ziarno zasiane w skażonej olejem napędowym glebie wypuszcza trujące kwiaty – zaciągniemy się ich pyłkiem i zejdźmy do melancholijnego wnętrza tej maszynki. „TYCHY” to drugi album MLODEGO KOTKA, który korzysta ze zdobyczy artysowskiego trapu, ubiera go w post-klubowe nuty i niechcący odpowiada na pytanko, z którym ostatnio mierzą się choćby sławne Syny. Czym jest inność w blokach? Imo sposobem na przetrwanie tylko etycznie różniącym się od konformizmu i bandyterki, bo w zasadzie jedni i drudzy chłopcy są wkurwieni, zmęczeni i mają mało kasy. MLODEMU KOTKOWI udało się zalać strukturalne problemy i postawić piękny trzypiętrowy bloczek na dobrze skomunikowanym osiedlu z historią.
„TYCHY” to tribute dla miasta, któremu nie pykło. Nowe Tychy były wielkim projektem urbanistycznym realizowanym przez niemal cały PRL, po czym w III RP, od 1990 r. do 1995 r., z rejestrów miasta ubyło 60 tysięcy mieszkańców (1/3 populacji). Kto chciałby się urodzić w znikającym miejscu (na Ziemi)? Nie ma na „TYCHACH” sexy-pocztówki powojennego modernizmu, charakternej rezygnacji czy innych przedsiębiorczych wyjść awaryjnych. Mamy raczej znany z miasteczek i osiedli wykwit anten szukających jakiegokolwiek sygnału nadziei i przymus oddychania, mimo że nikomu w smak nie jest powietrze, do którego jest się tak przyzwyczajonym (KAMEL).
Realizm „TYCHÓW” bierze się z tak ciasno splecionego ze sobą losu mieszkańców i infrastruktury, że bąble powietrza wydobywające się z zalanych wodą płuc zdają tu sprawę ze składu chemicznego jeziorka chłodzącego miejscową elektrociepłownię, a także ze stanu zdrowia zajechanych tłoków w nieczynnej fabryce domów (KREW). Samplowanie jest ważne, MLODY KOTEK nie ucieka się przy tym do wywołania ducha pokoju z czyjegoś dzieciństwa – pamięć sampla jest na to zbyt krótka. Chodzi o coś deczko przyszłościowego, co zresztą zawsze za samplami stało, mianowicie renowację zaloopowanej infrastruktury, aby mogły ją zasiedlić nowe generacje głosów i syntezatorów. W złapanej na dyktafon kapitalistycznej rzeczywistości biedacy utrzymują się na powierzchni tylko na słowo honoru. Nieładnie jest żartować z prawideł trzymających w ryzach ten zabiedzony grajdół, skoro po socjalistycznym projekcie zostały szczątki wyposażenia pokładowego. Tak też tradycyjne więzi okazują się być potrzebne, aby coś z tego życia, siłą rzeczy razem, mieć.
Dzieje się to w lecie i gdy robi się za duszno, KOT otwiera okno i daje odetchnąć (KENNY). Produkcja „TYCHÓW” jest dobrym przewodnikiem napięcia między biegunami loozu i emo na całej długości plików. Jest również przewodnikiem po turystycznych atrakcjach dystopijnego krajobrazu (PIRAMIDA) nad którym kiedyś unosiły się vaporowe wyziewy, ale po wyjściu z klubu zmieniły swój stan skupienia. Co to był za klub i jakie w nim leciały bity? Na dworzec zajechał skład TLK z Warszawy, tylko uwaga na pluskwy urzędujące w siedzeniach, bo długo po wyjściu z pociągu będziesz się drapał i mielił w ustach skamieniałą gumę.
KOTKA trudną miłość do Tychów słychać po niechęci do jej objaśniania – jakby w odpowiedzi na sytuację osób, które nie mają czasu i energii, aby z taką czy inną mapą się zapoznać (OSKARD). Nie ma zresztą po co, gdy technologia zamyka w pigułce uroczy letni dzień zanim ten na dobre się zacznie, to znaczy, przepadnie w pracy od świtu do nocy jedynie po to, aby mógł się powtórzyć (NA CIEPŁOWNIĘ). I weź tu mimo wszystko spróbuj Enjoy Life w GOP-ie, chłopie.
Komentarze
[8 marca 2021]
[16 lipca 2019]