Kassin
Relax
[LAB 344; 30 marca 2018]
Kassin jest u nas znany głównie jako ten Brazylijczyk od płyty z Mitchami, która doczekała się recenzji tyleż dobrych, co dość zachowawczych (widział ktoś negatywną recenzję płyty Mitch & Mitch?). Przyznam, że album „Visitantes Nordestinos”, choć efektownie brzmiał na żywo dzięki znanej umiejętności Morettiego i spółki do cieszenia się muzyką, całościowo nawet nie tyle rozczarowywał, co zwyczajnie nie porywał. Był na nim z pewnością aranżacyjny kunszt, brakowało jednak czegoś, co pozwoliłoby wyjść z zamkniętego kręgu stereolabowo-jazzowych rozwiązań. Stanowił – tylko i aż – momentami zajmującą, czasem nużącą retro-zabawę.
Odkrywanie Alexandre Kassina jednak dopiero przed nami, a o tym, że warto się za to zabrać świadczy album „Relax”. Pokazuje on bowiem, że żywiołem czterdziestopięcioletniego multiinstrumentalisty, producenta i wokalisty jest piosenka, którą potrafi się zajmować z imponującym rozmachem, a jednocześnie poptymistycznym luzem. Otwierająca całość „Comprimidos Demais” to przeprowadzona z polotem lekcja na temat: jak tworzyć prawdziwie barokowo-popowe dźwiękowe tło, zaskakiwać i zadziwiać, a jednocześnie zrobić miejsce dla leniwej, bardzo spokojnej melodii. Słucham i mówię: mistrz, wysyłam link z albumem Kassina do miłośnika wysmakowanego, brazylijskiego popu – Pawła Sajewicza, pierwsza reakcja na Messengerze – serduszko. Nie to, że jestem zaskoczony. Naprawdę trzeba się postarać, by nie zakochać się w tej płycie od pierwszego utworu.
Jeśli jednak wam się to nie udało, Kassin idzie za ciosem. Tytułowy kawałek, czyli minimalistyczny funk schłodzony space-popowym lodem i podany z dęciakowymi palemkami, to przepis na hymn wakacji. Prawdziwie oszałamiająca jest kolejna „Estricnina” – próbuję sobie wyobrazić ten numer w jakiś realiach i widzę wycieczkowy statek, na którym melancholijny wokalista śpiewający piękny, ale konwencjonalny balladowy standard, dostaje akompaniament zaciekle improwizujących, zbuntowanych muzyków, sprawiających pełną ekspresji grą, że cała kompozycja wydaje się utworem nie z tego świata, zachowując jednak cały czas rys czegoś przede wszystkim ładnego, subtelnego i jakoś tradycyjnego.
Kassin potrafi w niezwykły sposób nagrywać relaksujące, kawałki, które słuchane pobieżnie wydadzą się po prostu miłym, radiowym soft-rockiem („Sua Sugestao”) lub niezobowiązującą piosenkową bossa novą („Digerido”), a gdy wchodzimy bliżej w relacje z tą muzyką, odkrywamy aranżacyjne i wokalne szczegóły, które świadczą o ogromnej wrażliwości i pomysłowości. Chyba od czasu słusznie wychwalanego u nas pięć lat temu albumu Dorgas, nie słyszałem płyty, która tak efektownie łączyłaby inspiracje muzyką brazylijską, jazzem, popem, emanując radością grania, a przede wszystkim radością życia.
Komentarze
[6 września 2018]
[27 sierpnia 2018]
[24 sierpnia 2018]