Ocena: 7

Kurt Vile

b'lieve i'm goin down...

Okładka Kurt Vile - b'lieve i'm goin down...

[Matador; 22 września 2015]

Kurt Vile to ambasador myślenia o dupie Maryni. To taki gość, który w nocy przypomina sobie, że musi kupić coś instant, bo przecież nie zjadł kolacji. Nie musi się ubierać, choć od dawna już trochę jakby kimał - ostatecznie na wszelki wypadek jakiś czas temu przestał ściągać dżinsy przed zaśnięciem. Dotarłszy do sklepu, zapomina po co właściwie tu przyszedł. Kupuje więc szpinakowego szejka, żeby zaraz utytłać nim sobie swoje sfatygowane adidasy forum mid.

Można by pomyśleć, że to ta sama zawadiacka postawa, którą prezentuje sobą Mac Demarco, ale nic z tych rzeczy. Vile bowiem nie pajacuje, a jego roztargnienie przychodzi bez pomocy z zewnątrz. Nie bez powodu jednym z najczęściej cytowanych tekstów Vile'a jest ten, który wskazuje na sporą samoświadomość: Sometimes when I get in my zone, you'd think I was stoned / But I never as they say, touched the stuff. Vile myśli o piosenkach.

Czy dało się przewidzieć, że nasz bohater stanie się tak wielki? „Childish Prodigy” z 2009 roku miało bardzo solidne momenty, ale ostatecznie była to przefiltrowana przez owe czasy amerykańska rockerka. Przełomem było urocze - i po raz pierwszy kompletne od A do Z - „Smoke Ring For My Halo”. Gdybym w 2011 r. miał zgadywać, w którą stronę się to wszystko potoczy, to obstawiłbym raczej coraz większe zamykanie się kuca w sobie przy jednoczesnym akompaniamencie coraz większego zgiełku. Czyli bardziej Julian Lynch, „III: Arcade Dynamics” Ducktails, albo i nawet Benoit Pioulard. Nasz bohater postanowił tymczasem raczej destylować niż zagęszczać swoje piosenki. „b'lieve i'm goin down...” wydaje się być właśnie zwieńczeniem tego procesu.

I niech zabrzmi to jak recenzja pięćdziesięcioletniego fana Trójki: na najnowszej płycie długowłosego barda znajdziemy wszystko to, co tak mocno błyszczało na poprzednich płytach. KV wciąż wyraźnie myśli gitarą, ale z nieznaną nam wcześniej uwagą zaczął skupiać się na detalach. Przed wydaniem płyty, nasz bohater przypominał o swojej fascynacji „Nightfly” Donalda Fagena („It's definitely got that night vibe”) i słychać to właśnie przede wszystkim w syntetycznie wypieszczonych akcentach. Słodziutkie, psychodeliczne i z pozoru szalenie proste „Life Like This” czaruje pociągnięciami gitary i „yeah” (to drugi singiel z płyty, w teledysku partię tę wypowiada kolorowy goryl). Podobnie „Lost My Head Here” i „Bad Omens”. Drugie oblicze płyty prezentują zaś piosenki zdecydowanie bardziej introwertyczne. Marudne „All in a Daze Work”, szlachetnie smutne „That's Life, Tho (Almost Hate To Say)” albo „Kidding Around” (jawnie nawiązujące do „Peeping Tomboy”) przypominają, że Vile za mentorów obrał sobie takie unikaty jak Willie Dunn czy Thomas Jefferson Kaye (bez tego drugiego nie było by też pewnie „I'm An Outlaw”).

I drobnostka: celowo nie wspomniałem o pojawiającym się na płycie opus magnum Vile'a. Zgadujcie.

Artur Kiela (26 listopada 2015)

Oceny

Jędrzej Szymanowski: 7/10
Michał Weicher: 7/10
Wojciech Michalski: 7/10
Średnia z 3 ocen: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: alex
[27 listopada 2015]
Jak nie Pretty Pimpin to nie wiem

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także