Ocena: 7

Rycerzyki

Rycerzyki

Okładka Rycerzyki - Rycerzyki

[Stajnia Sobieski; 20 września 2015]

Kiedy gdzieś w „środowiskowych kuluarach” dotarła do mnie pierwsza wieść o przerzucaniu się Rycerzyków z angielskiego na mowę (tj. śpiew) najbardziej adekwatną do ich nazwy, byłem – przyznam – mocno podekscytowany. Wszak po trzech anglojęzycznych singlach i wobec ogólnej świadomości tego, jak wiele projektów ze Stajni Sobieski posługuje się obcym narzeczem, nawet do głowy by mi nie przyszło, że zespół zdecyduje się pójść w tym kierunku (który – przypomnijmy – w Screenagers szczególnie sobie przecież chwalimy). Efekt? Bez specjalnego certolenia się zaznaczę, że jest znakomity i jeżeli przynajmniej tymi nośnymi polskimi fragmentami zespół nie rozkocha w sobie całej rzeszy trójcore’owych fanów Micromusic, Pustek i Dawida Podsiadło (Mateusze, Fdydedyki, Paszpodty Polityki), to JA JUŻ NIE WIEM.

Niemal połowa tracklisty albumu stała się zatem nośnikiem zasadniczego novum w twórczości krakowskiej grupy. Somnambuliczne i marzycielskie teksty piosenek po polsku zostały przez wokalistkę, Gosię Zielińską, napisane z dużą troską o współbrzmienie słów. Na bazie rozwijanych w coraz to osobliwszych kierunkach serpentyn linii melodycznych „Lotty”, „Ławic” czy „Mar” mnożą się kolejne zręczne aliteracje, i to bez straty dla sensu snutych historyjek. To, jak istotny dla Rycerzy jest fonetyczny walor „słów” samych w sobie (pojmowanych jako „ścieżka wokalu”), w pełni pokazuje już opener płyty. Dosyć paradoksalnie, bowiem freak folkowe „Lentilki” Gosia śpiewa w języku wymyślonym, siłą rzeczy dopuszczającym więc dowolność w konstruowaniu dźwięcznych sylabicznych złożeń, bez dyktatu treści. Tym sposobem formacja na samym wstępie zaznacza, że w swoich piosenkach pod każdym względem na pierwszym planie stawiać będzie muzykalność.

Trudno oczywiście wyobrazić sobie debiut krakowian bez wyżej napomkniętych, wcześniej już znanych i lubianych singli. Dla „Mating Season”, „Rimemba” i „Hounds” również zatem znalazło się tu miejsce, co w świetle jakości tych kawałków jest w pełni zrozumiałe, nawet jeśli – tak jak ja – nie przepadamy za językową niekonsekwencją w obrębie albumów. Muszę jednak dodać, że – w odróżnieniu od sporego grona innych krytyków – nie mam problemu z Rycerzykową realizacją któregokolwiek z praktykowanych przez grupę języków. Jak starałem się zaznaczyć na początku, szczególną atencją darzę fragmenty polskie – śpiewane hiperpoprawnym tembrem nacechowanym pierwiastkiem „pani z przedszkola” z wyraźnym „bananem” na twarzy (bardziej urocze, niż infantylne). To zaś, że angielski wokalistki nie jest perfekcyjny, wobec czego słyszalny jest w nim pewien swojski akcent, paradoksalnie wręcz nadaje tej muzyce dodatkowy odcień egzotyki.

Chociaż korzennych inspiracji dla tych piosenek należałoby szukać raczej w sferze anglosaskiej muzyki popularnej (od słonecznego Fleetwood Mac, przez szlachetność Kate Bush i Prefab Sprout, po dziwactwa Mercury Rev i Animal Collective – wszystko to z aptekarskim zacięciem Stereolab), to niezaprzeczalnie jest w nich coś, co skłania recenzentów do snucia odniesień do folkloru (vide tekst Jakuba Wencla dla Dwutygodnika). Nie chodzi tu wyłącznie o wspomniany, zabarwiony swoistą słowiańskością angielski, który poniekąd wyróżnia się w środowisku muzycznym nakreślonym konkretnym zestawem inspiracji. Powodem jest również pewna baśniowość tej muzyki. Baśniowość – by tak rzec – generyczna, wypływająca jakoby z pytyjskich związków człowieka z naturą. Oniryczne wizje z piosenki „Mary” swobodnie krążą gdzieś w okolicach romantycznie (w znaczeniu „epoki literackiej”) rozumianej balladyczności, z kolei wariackie, niby odstające od reszty utworów „Wroty” dowodzą, że na płycie Rycerzyków – podobnie jak w fabułach magicznych podań – można spodziewać się serii nawet najdziwniejszych rozwiązań. Ta czarodziejska przyroda kukałaby z piosenek Rycerzyków nawet gdyby oni sami nie podawali jak na dłoni kolejnych tropów odsyłających w jej stronę. Sesja zdjęciowa w ogrodzie botanicznym, teledysk w malowniczych lokacjach Mszany Dolnej, pojawiające się gdzieniegdzie na przestrzeni albumu sample z ptasiego radia – wszystko to idealnie uzupełnia sztafaż działalności zespołu i pozwala zorganizować zestaw tak bardzo różnorodnych piosenek we względnie spójną całość.

Jędrzej Szymanowski (6 listopada 2015)

Oceny

Jędrzej Szymanowski: 7/10
Kuba Ambrożewski: 7/10
Marcin Małecki: 7/10
Wojciech Michalski: 7/10
Michał Pudło: 6/10
Piotr Szwed: 6/10
Średnia z 6 ocen: 6,66/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: adrian
[6 listopada 2015]
Tekst jest nieźle napisany, co naprawdę rzadkie. Język profesjonalny, lecz nieprzesadnie niezrozumiały dla przesadnie niewiedzących o co chodzi. Troszkę mi brakuje w recenzjach czysto muzycznych aspektów. Ok, folklor, ale w czym? W charakterystycznej rytmice utworów, w jakimś szczególnym instrumentarium, gdzie?
To tylko moje odczucia, bo tekst wyszedł piękny. :)
Gość: marihunanen
[6 listopada 2015]
*grafika* 8/10
*tekst* 6/10
*ryceżyki* 2/10
Gość: jaxxx
[6 listopada 2015]
"Bez specjalnego certolenia się zaznaczę, że jest znakomity i jeżeli przynajmniej tymi nośnymi polskimi fragmentami zespół nie rozkocha w sobie całej rzeszy trójcore’owych fanów Micromusic, Pustek i Dawida Podsiadło (Mateusze, Fdydedyki, Paszpodty Polityki), to JA JUŻ NIE WIEM."

A ja wiem. Ten wokal nie przyniesie im rzeszy fanów.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także