Föllakzoid
III
[Sacred Bones; 30 marca 2015]
Rzekomo muzyka Föllakzoid ma wiele podtekstów. Pierwszy: podprogowa promocja nielegalnych substancji odprężających. Drugi: gloryfikacja nieskończonej struktury kosmosu. Trzeci: przywoływanie duchów krautrocka, co niejako wiąże się się z podtekstem pierwszym, jak i podtekstem drugim. Czwarty: zachęta porzucenia ziemskiego padołu; naturalnie myślami, nie ciałem, niekoniecznie z dopingiem. Wypada potwierdzić: wszystko się zgadza. Chilijczycy ukrywają jednak jeszcze jeden podtekst zwany szkopułem. Teoretycznie jest on jedynie przezroczystym post scriptum - ale na dobrą sprawę, przy odrobinie dobrej woli, nadający oddzielny wymiar. Ambientalne techno.
Błogostan Global Communication pojawi się za każdym razem, gdy zwrócimy uwagę na pulsacje. To chillout wyścielony niepokojem, pojawiającym się po kilku minutach, gdy okazuje się, że odprężenie jest pozorne. To niejedyny supeł do rozwiązania. Cała płyta jest poukładana, niezwykle koherentna, mimo że anturaż zdecydowanie naciska na formę bezmiaru, nie wyznaczania sobie celu, skoku w otchłań. Zderzenie tych dwóch światów jest zresztą największym osiągnięciem Föllakzoid. Zderzenie, w którym zdecydowanie wygrywa chirurgiczna precyzja. Nie ma co ukrywać - jest to imponujące, kiedy zdaje się, że każdy dźwięk jest silnie kontrolowany, obdarzony rodzicielską, autorytarną opieką. Nie jest to kwestia matematyki - raczej jej brak, bądź przesunięcie na daleki margines, plastyczności. W minimalu "III" nie ma miejsca na niepotrzebne ruchy, ozdobniki, porywczość. Niby nie wiemy dokąd zmierzamy, a przecież meta jest aż nadto widoczna.
W pewnym momencie to nieco kłuje. Ilość plusów jest przytłaczająca, lecz syntetyczność "III" blokuje przeskok z zadowolenia w zachwyt. Kluczową kwestią są oczekiwania/wymagania jakie w sobie chowamy i odpowiedź na pytanie, czy ten przepiękny trans absolutnie wszystko rekompensuje. Föllakzoid nie rozpieszczają odbiorcy, dawkując przyjemność bez pośpiechu i mozolnie. Chciałoby się powiedzieć "stop" - coś wykreślcie, spalcie, albo przełóżcie, przemieńcie. Nie wiem, "coś".
Tak się nie dzieje. Krok po kroku, nuta po nucie, wpadamy w odrętwienie, tak jak życzą sobie autorzy "III". Jest gdzieś w pobliżu "ale", nie ma jednak większego prawa głosu. Niecna, psych rockowa intryga, w którą w całości się angażujemy.