Ocena: 6

Myrkur

Myrkur [EP]

Okładka Myrkur - Myrkur [EP]

[Relapse; 16 września 2014]

Dunki mają głowę na karku: potrafią rekonstruować gatunki w taki sposób, że brzmią i chwytliwie, i nowatorsko, a przy tym zamknąć je w charakterystycznej oprawie wizualnej i wizerunkowej. Jako pierwsza przekonała mnie o tym MØ na tegorocznej edycji Colours of Ostrava. To przekonanie ostatnio potwierdziła Myrkur.

Myrkur w języku islandzkim oznacza ciemność i jako pseudonim artystyczny stanowi najlepsze wprowadzenie w muzykę artystki, ukrywającej przed opinią publiczną zarówno swoje prawdziwe imię, jak i oblicze. Równocześnie Dunka traktuje swój wizerunek nad wyraz świadomie, fotografując się w określonych charakteryzacjach i sceneriach, które harmonizują z jej muzyką. Najłatwiej byłoby bowiem określić Myrkur jako reprezentantkę nurtu atmospheric black metal, czerpiącą z dokonań Ulver i Deafheaven. Mając jednak w pamięci nazwę projektu, trudno nie doszukać się na jej debiutanckiej EP-ce islandzkiej melodyjności spod znaku płyty „Medúlla” Björk, zwłaszcza w odniesieniu do wokalu (wystarczy wspomnieć słynne „Where Is the Line”, oparte w całości na wysokich chórkach). To właśnie głos Myrkur przemienia jej utwory w piosenki: raz folkowe, raz nawet popowe („Dybt I Skoven”), natomiast we fragmentach a capella buduje kojarzące się z chórem gregoriańskim faktury, które – podobnie jak na „Bergtatt” – przywodzą na myśl rozległość północnego pustkowia. Przed osunięciem się w banał chronią EP-kę nieoczekiwane wolty stylistyczne, jak w „Latvian Fegurð”, które nagle przechodzi w stoner, albo w „Nattens Barn”, które gdzieś w okolicach czwartej minuty wybrzmiewa echem Mr. Bungle.

„Myrkur” to bardzo wygładzony i przystępny debiut, siłą rzeczy narażony na krytykę, choć zebrał też sporo pochlebnych recenzji. Z pewnością nie jest to – wbrew zapewnieniom managementu artystki – „black metal, jakiego nigdy wcześniej nie słyszałeś”, wszak ma z tym gatunkiem mniej więcej tyle wspólnego, co z Melissą Auf der Maur. Warto jednak pamiętać o Myrkur i przekonać się, jak tę pierwszą, skromną EP-kę przekuje w długogrające wydawnictwo.

Ania Szudek (29 października 2014)

Oceny

Krzysztof Kwiatkowski: 6/10
Średnia z 1 oceny: 6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: mweicher
[30 października 2014]
wyluzuj ziomek, nikogo się nie czepiam, tylko doprecyzowuję sobie w związku z dyskusją
Gość: krzysiek
[30 października 2014]
W tekście jest napisane, że autorkę można uznać za czerpiącą z Ulver i Deafheaven, a nie że Deafhaven to black metal. Czy naprawdę 50% komentarzy musi polegać na czepianiu się, które na dodatek wynika z niedostatku umiejętności czytania ze zrozumieniem?
Gość: mweicher
[29 października 2014]
Deafheaven to już bardziej blackgaze jest
Gość: Krzysiek
[29 października 2014]
@KaMil - w jakim sensie kuriozalnie? Można z takim porównaniem oczywiście dyskutować, ale użycie okreslenia "kuriozalne" jest w tym momencie... kuriozalne. Nie wiem też co złego jest w takich "ogólnych" przykładach i co zmieniłoby użycie zdecydowanie mniej znanej nazwy dla czytelnika Screenagers. Chyba tylko niektórym poprawiłoby się samopoczucie.
Gość: KaMil
[29 października 2014]
Czy autor recenzji przesłuchał ciut więcej nagrań zespołów poruszających się w szeroko pojętej stylistyce Black Metalu, czy jednak Ulver i Deafheaven wystarczyły? O ile ten pierwszy projekt jestem w stanie zrozumiec (jakoś) tak porównanie panów z DH jest kuriozalne.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także