Ocena: 7

Soap & Skin

Sugarbread [EP]

Okładka Soap & Skin - Sugarbread [EP]

[Play It Again Sam; 11 marca 2012]

Od wydania debiutanckiego albumu Soap&Skin mijają w tym roku cztery lata – z obiektywnego punktu widzenia to niewiele, jednak sama artystka przeszła, cytując klasyków, długą i krętą drogę. Zaczynała jako osiemnastolatka, choć już wtedy zdawała się mieć dokładną wizję tego, jaką osobowością muzyczną chciałaby zostać i jaką muzykę pragnie tworzyć. „Lovetune for Vacuum” był albumem tak spójnym, jak i hermetycznym; zamkniętym w neoklasycznych ramach podobnych do siebie motywów fortepianowych, opartych często na tym samym metrum. Ponadto można było odnieść wrażenie, że Anja Plaschg z jednej strony zbyt polega na tradycji europejskiej muzyki klasycznej (wystarczy porównać utwór „Cynthia” do początku „Sonaty Księżycowej” Beethovena lub dostrzec nokturnowe zmiany dynamiki w budowie „The Sun”), a z drugiej nie wyróżnia się na tle swoich wielkich poprzedniczek, Nico czy Tori Amos. Kontrapunkt dla fortepianowych arpeggiów w muzyce Soap&Skin stanowiły na pierwszej płycie głównie partie smyczków, a ten pomysł wybrzmiał już przecież i na „Desertshore” i na „Little Earthquakes”. Paradoksalnie najbardziej urzekające okazały się na „Lovetune for Vacuum” te momenty, które zaburzały klawiszowy flow albumu: odgłosy nakręcanej pozytywki, minimal techno „DDMMYYYY” czy industrialność „Turbine Womb”, a nawet zakrawający na martial industrial „Marche funebre”.

Wymienione wyżej utwory zdawały się zapowiedzią wolty i wyznacznikiem dalszego kierunku rozwoju dla Soap&Skin. Z tej perspektywy zeszłoroczny album (a właściwie minialbum, liczył bowiem tylko osiem piosenek) „Narrow” jawił się jako dowód artystycznej stagnacji i zachowawczości Anji Plaschg – tego, że nawet jeśli ma pomysł na siebie, to realizowana w niezmienionej postaci formuła niebawem się wyczerpie. Całe szczęście, „Sugarbread” to zdecydowany krok naprzód – wyraz wolności i niezgody na podporządkowanie się formie jako konstruktowi tłamszącemu swobodę ekspresji.

Utwór tytułowy to wzorcowy przykład realizacji techniki cut-up w muzyce. Początek przywodzi na myśl wczesną twórczość Coil – słychać tu zarówno dramaturgię „The Anal Staircase”, kawałka otwierającego „Horse Rotorvator”, jak i echa „Cathedral in Flames” z płyty „Scatology”. Tę skrajność kontrapunktuje głębia i instrumentalna maestria neoklasycznego darkwave’u w stylu Dead Can Dance czy solowej Lisy Gerrard. Taneczny, jednostajny beat przypomina „Hot on the Heels of Love” Throbbing Gristle. W wyliczankę domniemanych nawiązań można by się bawić jeszcze długo. Anja Plaschg nie sięga jednak wyłącznie po muzykę brytyjską czy australijską – wręcz przeciwnie, niejednokrotnie zdaje się puszczać oko do swoich krajan z Der Blutharsch czy Allerseelen. Partie chóralne w „Sugarbread”, wykonywane po łacinie, przypominają fragmenty płyty „Der Sieg des Lichtes ist des Lebens Heil!”, a z drugiej strony (o ironio) motyw przewodni filmu „Omen”, skomponowany przez Jerry’ego Goldsmitha.

Równie wysoki poziom trzyma „Me and the Devil”, utwór niemalże orkiestralny, oparty na rozpaczliwym staccato skrzypiec. Podobnie ekspresyjnie brzmi głos Anji – wydaje się pewniejszy niż na poprzednich wydawnictwach, wchodzi tak na wysokie, jak i na niskie rejestry, załamuje się, ale w sposób kontrolowany i opanowany. „Pray”, finał EP-ki, stanowi doskonałe wytchnienie od patosu i gęstości dwóch pierwszych utworów. Kameralna, nostalgiczna, niemal szeptana kompozycja pod koniec przeobraża się w sekwencję powtarzanych w równych interwałach niskich A, jednocześnie kreśląc tło dla krótkiej improwizacji na trąbce, która z pewnością przypadnie do gustu fanom naszych rodaków z kIRk.

„Sugarbread” to EP-ka bardzo intertekstualna (lub, posługując się neologizmem, „intermuzykalna”) i wyrafinowana aranżacyjnie, wzmagająca apetyt na długogrające wydawnictwo Soap&Skin. Niemniej jednak oferuje zdecydowanie za mało materiału rzeczowego, by móc ocenić ją w kategoriach świadectwa dojrzałości artystycznej. Pozostaje mieć nadzieję, że „Sugarbread” będzie Anji Plaschg sterem, żeglarzem, okrętem; oraz że artystka wykaże się w muzyce taką samą bezkompromisowością, jak w przetwórstwie spożywczym.

Anna Szudek (11 marca 2013)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Zwolniak
[11 marca 2013]
racja, że dwójka nie była zbyt ciekawa choć 'Wonder' miażdżył przepięknie

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także