Ocena: 6

Please The Trees

A Forest Afair

Okładka Please The Trees - A Forest Afair

[Starcastic Records; 10 października 2012]

Zanim krążek z muzyką Please The Trees wylądował w moim odtwarzaczu, moje wyobrażenia na temat tego zespołu wiodły w kierunku depresyjnych brodaczy, wypełniających duszne przestrzenie pomiędzy interwałami gitary akustycznej. Z pewnością taki obraz podsunęło mi pobieżne sprawdzanie solowych występów niejakiego SelFbrusha – wokalisty tej grupy (co akurat w wypadku jego solowej działalności jest spostrzeżeniem w stu procentach trafnym). Tymczasem pierwszy kontakt z recenzowanym przeze mnie tytułem (warto dodać, że to już trzecia płyta Please The Trees), może nie zaskoczył mnie, ale uruchomił w mojej głowie zupełnie inne wizje. Zamiast spodziewanego wycyzelowanego i wyciszonego folku, otrzymałem nieco zadymiony przekrój moich ulubionych męskich barytonów muzyki popularnej.

„A Forest Affair” to w skrócie brudne ballady o bluesowym rodowodzie, choć charakter tej muzyki można przybliżyć z jeszcze większą dokładnością. Mam na myśli oczywiste porównanie, które z pewnością ciśnie się wszystkim na usta po przesłuchaniu tej płyty. Tak, Nick Cave & The Bad Seeds maczali w tym palce (nie dosłownie, ale zapośredniczeni w inspiracji), choć tempem i wyważeniem bliżej czeskiemu (!) zespołowi do innych wielkich z tego rejonu muzyki, czyli Tindersticks. Niestety w miarę odsłuchu pokusa porównań wciąż narasta, w pewnym momencie możemy dojść do konstatacji, iż naszych sąsiadów mniej dzieli od Nashville (skąd wywodzi się na wskroś amerykański Lambchop), niż od granicznego Cieszyna. Myślę, że nie ma w tym żadnej przesady, muzycy na tej płycie po prostu świadomie operują cytatami, pomimo oczywistych odniesień mamy do czynienia z bardzo porządnym materiałem. Wracając do wokalu, o którym napisałem we wstępie, SelFbrush celuje nie tylko w okolice Kurta Wagnera, Stuarta Ashtona Staplesa, czy nawet Matta Berningera, ale również dzięki zgrabnym falsetom na „Nobody No One” zahacza o Bono (nawet gitara o funkowym sznycie ewokuje klimat U2), a dodatkowo jego barwa głosu przyjaźni się z Bowie’m (swoją drogą „Hell On Earth” to w zasadzie „Heroes” w wersji dirty). Warto wspomnieć jeszcze o instrumentalnych smaczkach – „A Forest Affair” to nie tylko formuła piosenkowa. Muzyka na tej płycie skręca także w bardziej postrockowe rejony, oferując mroczne, mamroczące drone’y elektrycznych gitar.

Szeroka paleta przypisów, którymi opatrzony jest nowy album Please The Trees, nie uwłacza jego zawartości. Sięgając po ten krążek musimy po prostu być świadomi, że usłyszymy muzykę dobrze znaną, i na tym wąskim gruncie grupa kreśli swoją ścieżkę odrębności i kształtuje swój artystyczny język (o tym relatywnie pojmowanym indywidualizmie niech świadczy mnogość porównań – gdyby było ono jedno, sprawa przedstawiałaby się inaczej). Dlatego „A Forest Affair” powinno znaleźć poklask nie tylko wśród miłośników bibliografii, ale też melancholików. Koncerty grane w Polsce przez ten zespół ułatwią zainteresowanym kontakt z opisaną wrażliwością.

Rafał Krause (29 grudnia 2012)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także