Ocena: 8

Grizzly Bear

Shields

Okładka Grizzly Bear - Shields

[Warp records; 18 września 2012]

Zjechawszy świat dookoła, dotarłszy z „Veckatimest” prawie wszędzie (pamiętamy!), brooklyńczycy wrócili na swoje śmieci i zarządzili półroczną kwarantannę od szyldu Grizzly Bear. Nie każdy z nich był w stanie odstawić muzykę, ale jeśli już pisali, to raczej na własne konto. Do tego stopnia, że do studia trafili całkowicie wyczyszczeni – sami przyrównali ten stan do powrotu do szkoły po wakacyjnej beztrosce.

Stąd też z tej sesji przywieźli jedynie dwa pierwsze single. Trudno jednak myśleć o tym jak o powolnym powracaniu do formy, skoro „Sleeping Ute” brzmi, jakby był jakimś nieodkrytym hidden trackiem z poprzedniej płyty. Płyty, która była przecież otwartym flirtem z przebojowością, którą w „Yet Again” obudowali motoryką i nerwem opatentowanych w Nowym Jorku gitar, które za oceanem pociągnąć mogą za sobą wielokrotnie większą publikę. To najlepszy moment tego albumu a jeden z najpiękniejszych w kolekcji grupy, gdy natchniony jak nigdy Ed Droste łapie w żagle wiatr, który energią wyzwoloną pod koniec pozrywa wszystkie dotychczas przez zespół stawiane maszty.

Po wichurze Droste zabrał kolegów do domu swojej babci. Tego samego, w którym zarejestrowali „Yellow House”. Postanowili spróbować inaczej. Dotąd wyobrażałem sobie Grizzly Bear jako bardziej interakcyjną spółkę kompozytorską niż choćby wyraźnie stylistycznie rozdzielony duet Portner/Lennox. Okazało się, że stało się tak dopiero podczas ostatniej sesji – choć osobiście nie widzę powodów by wierzyć, że takie „Half Gate” Rossen z Drostem napisali wspólnie przy kominku, a już np. „Ready, Able” nie.

Produkujący również ten album basista Chris Taylor przypomniał sobie w żółtej chatce swoje mniej zamaszyste patenty. Podłoga gdzieniegdzie skrzypi, fortepian stoi bardziej na środku pokoju (porównajcie jego brzmienie w „Sun In Your Eyes” z tym z „Foreground”), aranże są duszne i bardziej wycofane (co nie znaczy, że mniej efektowne) niż ostatnim razem. Produkcja jednak produkcją, podobnie historie dla prasy, jednak gdyby obnażyć te kompozycje – niewiele lat minęło od „Veckatimest”. Tu tkwi mój główny zarzut w kierunku „Shields”. Może gdyby prócz zespołowej chemii poszukali jeszcze świeżości (która jedynie gdzieniegdzie przebłyskuje), dostalibyśmy naprawdę wielki album. Bo to wielki zespół jest i nie przypadkiem Warp nie waha się wydawać ich prawie jednocześnie z Flying Lotusem, mimo że pasują do tamtejszego katalogu jak pięść do nosa. Na tę chwilę mają w dorobku trzy przepiękne, klimatyczne i szarpiące prawie każdej wrażliwości struny albumy. Może i mogą tak na następnym, ale to wcale nie marudzenie, że stać ich na jeszcze więcej.

Mikołaj Katafiasz (16 października 2012)

Oceny

Sebastian Niemczyk: 9/10
Karol Paczkowski: 8/10
Michał Pudło: 8/10
Wojciech Michalski: 8/10
Jędrzej Szymanowski: 7/10
Paweł Szygendowski: 7/10
Średnia z 7 ocen: 7,71/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Wybierz stronę: 1 2
Gość: shshsh
[24 lutego 2013]
Ja sam całkowicie lekceważyłem gryzlich, dopiero w 2012 odsłuchałem pierwszy raz Yellow House, bardzo mi się spodobało, więc niedługo potem sięgnąłem po Veckatimest, i nawet nie wiedziałem, że szykuje się kolejna płyta, a tu niewiele później wpadło mi w łapy Shields:) Zdarza mi się, że płyty docierają do mnie z kilkuletnim opóźnieniem nawet
Gość: anka
[23 lutego 2013]
O rany, jakoś z dużym opóźnieniem czytam recenzję ostatniej płyty Grizzly Bear i przeglądam komentarze do recenzji. I wow i jeszcze raz wow. Dla mnie jedna z płyt roku cudooo i to od początku do końca. Pieprzyć produkcję (panowie krzesło vs kevin shields). Nie będziemy analizować bo po co, zdajmy się na odczucia. Dla mnie super - 2 miesiące pod wpływem, dzień w dzień. Ostatnio „odkryłam” inne cudo z ubiegłego roku (duże opóźnienia to widać moja specjalność). Co prawda nikt o tym nie pisze, a szkoda bo uważam że warto. Lost in the Trees – A church that fits our needs.
Gość: grandel
[28 listopada 2012]
Od wielu dni na codziennym rozkładzie i wciąga, coraz bardziej, chociaż trzeba przyznać że od połowy jest dużo lepsza (ostatni utwór to już w ogóle majstersztyk) Świetny album.
Gość: krzesło
[31 października 2012]
Moim zdaniem właśnie produkcja tej płyty jest ponadprzeciętna. Jest odwrotnością toporności. Tłumaczenie "słucham muzyki producenckiej" nie ma tutaj racji bytu. To, jak zespół do tego podszedł jest fascynujące. Kompozycje są ogromnie rozbudowane, do tego dochodzi niespotykane brzmienie basu i perkusji, która kotłuje prawie w każdym numerze. Czasami tak głośno, że ma się wrażenie eksperymentu. Co nie zmienia faktu, że numery jednak mają pozostawioną piosenkową strukturę.
Gość: Bobby Gillespie
[25 października 2012]
@ hejka kevin, nie troluj tak... jak dla mnie 7/10 ale to troszke naciagana siódemka.... słabizne od yeseyear ( czy jak to sie tam pisze) tez zawyzyliscie troche ocene, albo nawet troche bardzo;/
Gość: rozmartyn
[23 października 2012]
@django Wszystko u Ciebie w porzadku?
Gość: django
[23 października 2012]
Chociaż puszczona od końca dociąga do szóstki.
Gość: django
[23 października 2012]
Postanowiłem przesłuchać płytę jeszcze raz i muszę stwierdzić że 5 jednak. Już więcej tego nie bede słuchał bo sie nie da.
Gość: django
[22 października 2012]
A nie, sorry, pojebało mi się, to jednak byłem ja, czyli 9
Gość: django_the_first
[22 października 2012]
Zmieniam zdanie, szóstka max. Przede wszystkim doceniam jednak to, że ktoś na tyle uważa mnie za autorytet w tych kwestiach, że aż chce się pode mnie podszywać:)
Gość: kow
[21 października 2012]
słyszałem jeden utwór u Lettermana i byłem zachwycony, oby tak brzmiała całość. w dodatku zabawni ludzie. nie jestem fanem "Veckatimest", więc może to jest moment, żeby się do nich przekonać.
Gość: django
[21 października 2012]
Sorki, jednak się myliłem. To grower, tak z 9 lekką ręką.
Gość: django
[21 października 2012]
Płyta poza kilkoma dobrymi utworami (Speak in Rounds, Yet Again, Half Gate) rzeczywiście jest dość nudna i przewidywalna - szczególnie dla kogoś kto nie wsiąka łatwo w klimat Grizzly Bear. Lekka zniżka formy po Veckatimest, ósemka jest wg mnie oceną zdecydowanie za wysoką, choć ja również poprzedniego albumu nie oceniłbym tak wysoko. Tegoroczna EPka Rossena bardziej przypadła mi do gustu.
Gość: miko
[20 października 2012]
co nie zmienia faktu że płyta faktycznie jest nudna i toporna
Gość: drumm
[20 października 2012]
Kevin Shields to było niskie
Gość: Bateman
[20 października 2012]
Shields - toporny to ty masz umysł.
Gość: pszemcio
[19 października 2012]
aha
Gość: Kevin Shields
[19 października 2012]
Bo jesteś dużym chłopakiem, udzielasz się tu od lat i generalnie trochę trudno pojąć, że wciąż zapominasz jak ważna jest indywidualna percepcja jakiejś twórczości i kontekst dla każdego słuchacza. Słucham muzyki producenckiej, więc płyta Grizzly Bear pod względem aranżacji jest dla mnie toporna i siermiężna. Ale też znam wcześniejsze i także w tym kontekście tak uważam. Ale to dość świadomy zespół więc wydaje mi się, że tak chcieli. Więc zrobili. No i tyle.
Więc jaka jest odpowiedź na Twoje pytanie? Toporne aranżacje są w ponad połowie z utworów - bo takimi je słyszę. Ty nie - i ja nie zadam Tobie pytania - gdzie ty słyszysz tę lekkość i polot. Tak jak nie zadam pytania środowisku około trójkowemu i tvp kulturowemu "gdzie tu dobra muzyka" w kontekście Marii Peszek. Bo wiem, że oni naprawdę słyszą tam dobrą muzykę. Szokujące prawda?
Gość: pszemcio
[19 października 2012]
no ale odpowiadasz pytaniem na pytanie, a ja o prostą rzecz spytałem odnosnie twojej wypowiedzi
Gość: Kevin Shields
[19 października 2012]
Wow, pszemcio, jeśli ich nie słyszysz to znaczy, że dla Ciebie i sporej części świata ich nie ma. A ja mam problem?
Gość: pszemcio
[19 października 2012]
wow, gdzie te toporne aranżacje?
Gość: Kevin Shields
[18 października 2012]
No niestety, pomimo kilku świetnych songów podstawowy zarzut względem tej płyty jest taki, że jest bardzo nierówna. Momentami rzeczywiście nuży. I też trochę wkurzają toporne i siermiężne aranżacje. Nie wzmacniają bądź co bądź w dalszym ciągu "quasi-baśniowej" aury bijącej z kompozycji.
Gość: pszemcio
[17 października 2012]
Plus czwartą (pierwszą) nudną płytę.
Gość: leon
[16 października 2012]
Piękna płyta, moim zdaniem właśnie różni się klimatem, produkcją od poprzedniej.
Gość: lebek7@wp.pl
[16 października 2012]
rewelacja, gdy już mi się wydawało, że w tym roku będzie dominował kolor orange, to wtedy pojawiło się \"Shields\" i rozłożyło mnie na łopatki.
Wybierz stronę: 1 2

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także