Ocena: 4

Prefuse 73

The Only She Chapters

Okładka Prefuse 73 - The Only She Chapters

[Warp; 25 kwietnia 2011]

Rozdział pierwszy

Zaskakującą rzeczą u Guillermo Scotta Herrena (oprócz szokująco podobnego imienia i nazwiska do jednego z protoplastów rapu) jest ciągłe rzucanie sobie kłód pod nogi. Amerykanin kieruje kilkoma projektami naraz i nie da się odeprzeć wrażenia, że najlepsze dla jego kariery muzycznej byłoby zogniskowanie uwagi wokół jednej marki.

Rozdział drugi

Czemu zatem powinien to być Prefuse 73? Płyty „One Word Extinguisher” oraz przede wszystkim kapitalne „Vocal Studies & Uprock Narratives” wyraźnie dają do zrozumienia, iż Herren najlepiej odnajduje się w hip-hopowej strukturze, ubarwionej IDM-owym syntetycznym brzmieniem i glitchowymi drobiazgami. Kaskadowo zmieniające się motywy, wyraziste cięcia, szczegółowe kompozycje z płynnie przeplatającymi się fakturami nadawały nowej jakości istniejącej przecież już tyle czasu muzyce hip hop. Niektórzy doszukiwali się nawet małej rewolucji i całkiem słusznie, bo z twórczości Guillermo wyrósł między innymi niepowtarzalny styl Flying Lotusa – prawdziwie nowoczesnej, muzycznej postaci, która w zeszłym roku dobitnie pokazała, jak robić elektronikę na najwyższym poziomie.

Rozdział trzeci

Nastały czasy suszy i pięć kolejnych albumów Prefuse ciężko nazwać udanymi. Kulały kompozycje, o kick-assach takich jak „Storm Returns” czy „Last Light” mogliśmy zapomnieć. Ta twórcza niemoc, przejawiająca się głównie w zatraceniu umiejętności odfiltrowania miałkich pomysłów od tych naprawdę dobrych, rzuciła cień na twórczość Warp-owskiego reprezentanta i Herren był powoli degradowany do statusu nudziarza. A przecież jeszcze na początku wieku otrzymywał miano najświeższego twórcy elektronicznego hip hopu. Może to faktycznie kwestia prowadzenia zbyt wielu projektów naraz? Może najlepsze lata ma za sobą? A może jeszcze nie powiedział ostatniego słowa?

Rozdział czwarty

I tak oto, zadając sobie te pytania, dotarliśmy do roku 2011. „Only She Chapters” to płyta koncepcyjna, w skład której wchodzi osiemnaście rozdziałów, w których głównym spoiwem jest damski wokal i dość gęsta chmura trzasków. Głosu przy nagrywaniu użyczyła między innymi Zola Jesus, Shara Worden (wokalistka My Brightest Diamond) i Trish Keenan, niedawno zmarła wokalistka Broadcast. Krążek z założenia miał być dziełem ambitniejszym, nie-piosenkowym i trudniejszym w odbiorze niż wychillowane, copy-paste’owe wydawnictwa, o których wspominałem na początku drugiego rozdziału. Ci, którzy wierzyli ciągle w Prefuse’a, zapowiadali prawdziwy melanż z pogranicza ambientu, IDM-u i utrzymanego w ciemniejszych barwach glitchu. Być może Herren wyszedłby obronną ręką z wyboru takiej formy, gdyby nie fakt, że operował naprawdę niewielką ilością porządnego materiału. Choć płyta opakowana jest w naprawdę spójną produkcję o porządnym brzmieniu, to całość nie przypomina monochromatycznego obrazu złożonego z krótkich pociągnięć pędzla, a bardziej szarą breję w ozdobnej butelce. W efekcie staje nam przed uszami typowy album o przewadze liczebnej wypełniaczy. Z osiemnastu kompozycji wybijają się trzy. „The Only Trial Of 9000 Sons” uwodzi pięknymi, rozwodnionymi, kobiecymi wokalizami, między które wkrada się niepokojący, punktowy syntezator. Jego naturalną kontynuacją jest anielsko spokojne „The Only Way To Find”. Trzecim zasługującym na wyróżnienie numerem jest rozdział zatytułowany „The Only Lillies & Lilacs Pt.2”, który na dobrą sprawę urzeka tym samym, co dwa wcześniej wspomniane highlighty. Te trzy utwory są o tyle ważne, że wpisują się całkiem zgrabnie w stylistykę płyty, co świadczy, że eksperyment mógł się udać. Ale tak się nie stało. Reszta idzie w zapomnienie, gdyż poza tą skromną trójką nie zapamiętałem z tego krążka nic. Nie poczułem żadnego klimatycznego powiewu, nie byłem nawet w stanie określić kolorystyki albumu (ciemnoszary i jasnoszary?), zatem płyta nie sprawdziła się nawet jako tło. Aż dziw bierze, że artysta z tak wielkim potencjałem wypuścił produkt, który jawi się głównie jako pompatyczna nuda.

Epilog

Po raz kolejny zawiedziony, kończę swoją pierwszą recenzję i tym samym kończę swoją „przygodę” z „Only She Chapters”. Bo do płyty nie wrócę. Ten rozdział jest zamknięty.

Paweł Szygendowski (13 czerwca 2011)

Oceny

Średnia z 1 oceny: 1/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także