Ocena: 7

Muchy

Notoryczni debiutanci

Okładka Muchy - Notoryczni debiutanci

[Sony; 8 marca 2010]

Pamiętasz, poszliśmy do domu kulturyyy! Próbując wrócić do „Terroromansu” kilka miesięcy temu, wyłączyłem płytę gdzieś po pierwszym refrenie „Wyścigów”, nie mogąc czy raczej nie chcąc udźwignąć całego bagażu refleksji związanych z błękitnym debiutem Much. Z obawami szedłem na ich koncert do Hard Rock Cafe – nowy materiał nowym materiałem, ale co się stanie, gdy zagrają „Zapach wrzątku” albo „Miasto doznań”? Czy nie zapadnę się pod ziemię? W sukurs tym niezdrowym emocjom przyszły „Wyścigi” we własnej osobie. Pod światło widać jak bardzo się... SPOCIŁEM – zaśpiewał Michał Wiraszko i kompletnie rozładował napięcie, świadomie bądź nie zdjął klątwę z tej trudnej do wysłuchania na trzeźwo piosenki. Oczywiście, „Wyścigi”, „21 dni”, „Miasto doznań” czy „Górny taras” to dziś kanon polskiej muzyki rozrywkowej, ale to „spociłem”, to jedno „SPOCIŁEM” uświadamia, jak bardzo zdeterminowany jest zespół w poszukiwaniu świeżości. Przez dwa długie lata od wydania „Terroromansu” Muchy zdążyły się po prostu porządnie zmęczyć tymi dwunastoma apostołami polskiego indie-rocka. Grają te kawałki raczej z obowiązku. Naturalnie grają je świetnie, coraz lepiej z każdym kolejnym wieczorem – tych sto kilkadziesiąt koncertów słychać zwłaszcza w rozśpiewanym gardle Wiraszki. Ale u progu wiosny 2010 roku nie da się już z tamtej płyty wycisnąć ani kropelki ponad to, co zostało wyciśnięte. Pamiętasz, poszliśmy na wyścigiii! Tak, pamiętam, ale nie wracajmy tam już.

Nie ulega dziś przy tym wątpliwości, że „Terroromans” BYŁ krążkiem pokoleniowym, tak jak argumentowali pod koniec 2007 roku jego najgorętsi orędownicy. Nie w takim znaczeniu, w jakim okazał się nim na przykład debiut CKOD – zauważmy, że w tamtym przypadku pojawienie się zespołu sprokurowało zawiązanie się skonsolidowanej, radykalnej w poglądach społeczności fanów, którzy jednak ze swoimi nastoletnimi problemami byli daleko od meritum jego manifestu. Przeciętny die-hard fan „Kulek” nie miał nic wspólnego z „generacją nic”, urodził się bowiem mniej więcej w momencie, w którym członkowie zespołu uczyli się zaciągania. Fani Much A.D. 2007 byli – z grubsza licząc – rówieśnikami zespołu, a cała ich fascynacja poznańską kapelą nie wynikała z wpatrzenia w sugestywne pozy muzyków na scenie. Chodziło o więź pokoleniową właśnie – żadna rockowa płyta ostatnich lat nie wyrażała lepiej wielkomiejskiej melancholii dwudziestoparolatków niż „Terroromans”, a subtelne echa poetyki tego krążka pobrzmiewały w niejednej z późniejszych piosenek grup, w których bezskutecznie upatrywano następców Much. Te wszystkie dziesiąte piętra i taksówkami w miasto albo byle czym przecież aż prosiły się do wrzucenie do worka post-.

Rzadko kiedy debiuty stają się wydarzeniami tak wyrazistymi – w gruncie rzeczy „Terroromans” był wszak muchowym „The Best Of”. Kiedy odpalaliśmy po raz pierwszy album w listopadzie 2007 roku, tylko trzy indeksy pozostawały niespodziankami. W trakcie kolejnych miesięcy ta kolekcja kilkunastu piosenek złączyła się w nierozerwalną całość, obrastając legendą i niezliczonymi interpretacjami. Historia, jaka dzieje się na „Terroromansie”, jest jednak w dużej mierze historią napisaną przez jego słuchaczy. Tak naprawdę „Notoryczni debiutanci” są po części drugim debiutem Much – po raz pierwszy bowiem przedarli się przez cały proces świadomego tworzenia albumu od A do Z. Efekt jest łatwy do przewidzenia. Tam, gdzie „Terroromans” gonił od refrenu do refrenu, „Notoryczni” podporządkują singlowe ambicje większości piosenek celom większej całości. Terroromansowa natura zdobywcy, ten galop za przebojem i ofensywność ustępują zrezygnowaniu, melancholii i introwersji. Nawet w najbardziej stadionowych, śpiewnych momentach „Notoryczni debiutanci” pozostają płytą rozczarowaną.

Kluczowa być może dla wiodącej myśli „Notorycznych debiutantów” – rozterek i wyzwań związanych z wkraczaniem w dorosłość – piosenka „Przyzwolitość” podejmuje ten wątek w najbardziej czytelny sposób. Żadna muzyka nie zilustrowałaby tych wersów lepiej niż brzmienie wczesnych The Smiths – zespołu, który na swojej debiutanckiej płycie śpiewał No, I’ve never had a job / Because I’ve never wanted one / I’ve seen you smile / But I’ve never heard you laugh. Związki są zbyt jasne, by je tu wykazywać. Piętno ulubionego zagranicznego zespołu Michała Wiraszki nosi też kompozycja „15 minut później” – jeden z pogodniejszych momentów tracklisty. (Tu z kolei pomyślicie o utworach w rodzaju „Is It Really So Strange?” czy „Rubber Ring”. Na fali tego skojarzenia sam tytuł odsyła do słynnej frazy Morrisseya: Fifteen minutes with you / I wouldn’t say no). Gdy pomyśleć jak niewielu, w gruncie rzeczy, zespołom udało się przekonać fascynację The Smiths do przejścia na swoją stronę, obie próby budzą szacunek.

Wyżej wspomniany leitmotiv „Notorycznych debiutantów” to koncepcja wymagająca dużej poetyckiej wrażliwości. Dość powiedzieć, że w ostatnich latach podobne wyzwanie z powodzeniem podjął w polskiej muzyce chyba tylko Afro Kolektyw na „Czarno widzę”. Teksty nie są tu tak jednoznacznie depresyjne jak „Paranojanabloku”, ale magazyn „Lampa” mógłby pokusić się o wysnucie kilku wcale nie naciąganych analogii między Afrojaxem A.D. 2006 a Wiraszką A.D. 2010. Książeczka z tekstami do „Notorycznych” nie wytrzyma pewnie na dłuższą metę porównań z wybitnym storytellingiem Michała Hoffmanna, ale nie w tym rzecz. Zbyt często piszemy o muzyce przez pryzmat sportowej rywalizacji. Mimo niedopowiedzenia i abstrakcyjności piosenki Much emanują bardzo podobnym nastrojem. Nieprzypadkowo artystyczny zenit płyty, „’93”, rozpoczyna się od linijki jakby żywcem wyjętej ze wspomnianego wyżej utworu Afro: Spotykamy się pod blokiem / Tam gdzie kiedyś była pralnia. Ciąg dalszy nagrania to już przyszła historia polskiego rocka. Finał, w którym zespół intonuje hymniczny refren w stylu Lecha Janerki, a Wiraszko odfruwa w rejony zarezerwowane dla tekstowych szczytów „Terroromansu”, jest koronnym potwierdzeniem, że wciąż to mają.

Kolejny indeks płyty, „Kołobrzeg-Świnoujście”, wzbudził już pewne kontrowersje wśród części starszych stażem fanów. Oczywiście w „oryginale” to żelazny punkt dema „Galanteria” i koncertowy standard zespołu z czasów, gdy tworzyło go trio. Kto raz usłyszał ten riff gitarowy, przywołujący skojarzenia z rozstrojonym sygnałem karetki pogotowia ratunkowego, nie zapomniał go pewnie do dziś. Oskarżenia o lenistwo byłyby tu jednak absurdalne – potwierdzi ten, kto przesłuchał „Notorycznych debiutantów” więcej niż pół raza. Trudno o utwór trafniej puentujący atmosferę krążka niż ta duszna, zatracająca się piosenka; samo zresztą umieszczenie swojego pradawnego utworu w roli swoistego post scriptum płyty podejmującej w melancholijny, słodko-gorzki sposób wątki przeszłości, musi być zabiegiem stuprocentowo świadomym.

Wróćmy do zakończonego niedawno podsumowania dekady, które mogliście przeczytać na łamach Screenagers. Kasia Wolanin, kreśląc notkę o „Terroromansie”, wybrnęła sprytnie z konieczności pisania „na serio” o tym przegadanym wzdłuż i wszerz krążku, nawiązując do tego, co dostrzegaliśmy w debiucie Much już na wysokości jego wydania. Fenomen przebojowości „Terroromansu” opierał się na dwóch ogromnych walorach płyty – błyskawicznej, rzecz jasna, chwytliwości samych melodii oraz killer-linijkach Wiraszki. W oderwaniu od oryginalnego kontekstu te sentencje często nie były niczym więcej jak symbolem wielkomiejskiego młodzieżowego spleenu. Pamiętam jednak, jak przez dobry miesiąc liczba moich znajomych na Gadu-Gadu cytujących w opisie cokolwiek z „Terroromansu” nie spadała poniżej trzech. Jestem po swojej stronie. Zakochuję się w tramwajach, zakochuję się na mieście. Wyglądasz tak nierozsądnie, to nieistotne. Nagle wszyscy ci dorośli ludzie na chwilę stali się znów wrażliwymi licealistami-blogerami.

W kontekście poważniejszej natury albumu numer dwa pomyślicie zapewne, że na tej płycie nie ma „opisów”. Ależ skąd – oczywiście, że są. Trudno o recenzję „Notorycznych debiutantów”, która niby niechcący nie wtrącałaby między wierszami cytatu z jednej z piosenek. To całkiem dobry dowód na to jak wyrazisty i zaraźliwy kod komunikacji z otoczeniem stworzył zespół. Poetyka samych tytułów skłania do konstatacji, że ten niedoceniany element songwriterskiego rzemiosła jest dla Much niezwykle istotną składową dzieła. „Notoryczni debiutanci”, „Przyzwolitość” czy „Zimne kraje” to zbitki definiujące pojęcie catchphrase w języku polskim; tak zgrabne, niejednoznaczne i fajne na kilku płaszczyznach jednocześnie, że niejeden siedziałby nad nimi kilka nocy.

Co chcę powiedzieć, to to, że „Notoryczni debiutanci” pozostają albumem z muzyką rozrywkową, tj. płytą, przy której można się dobrze bawić. „Terroromans” u niejednego fana funkcjonował na zasadzie piosenek, przy których można drzeć ryja – na „Notorycznych” znajdziecie sporo materiału, który działa podobnie. Dobrym przykładem jest tu numer tytułowy, którego hymniczne zaśpiewy zdają się wprost ryczeć z głośników. „Najfajniejsze w tej piosence jest to, że ma dwa refreny”, skomentowała moja dziewczyna, kiedy niedawno darliśmy się przy nim w najlepsze, podróżując samochodem. Stawiam To będzie dobry rok przeciwko To miasto ważnych spraw, ale o tym pogadamy za kilka tygodni. Innym kandydatem są „Zimne kraje” – arcychwytliwa piosenka najbliższa gówniarskiej energii „Terroromansu”, rasowy singiel Much. Zimne kraje / Do których nikt nie podróżuje to być może najlepszy nie-do-końca-rymujący się refren ostatnich miesięcy.

Szkoda trochę, że wobec chłodnego przyjęcia singla „Przesilenie” dyskusja o „Notorycznych debiutantach” skupiła się jak na razie na kwestii mającej znaczenie piątorzędne, czyli produkcji. Jasne, płyta brzmi o niebo bardziej profesjonalnie niż „jedynka” – pamiętajmy jednak, że dla grupy fanów ulubioną pozycją w dyskografii Much nadal pozostaje garażowa demówka sprzed czterech lat, a sam zespół zaistniał dzięki dobrym piosenkom i charyzmie Wiraszki, a nie wyrafinowanemu brzmieniu swoich nagrań. Nie dajmy się zwariować – „Notoryczni” to jak na polskie warunki bardzo dobrze wyprodukowana płyta pop-rockowa, ale w warunkach światowych poprawna, niczym się nie wyróżniająca. Modestmouse’owskie tricki w „Przesileniu” lub skręt ku Tigercity z „Ancient Lover” (jedna z ulubionych płyt Michała z 2009 roku) w kawałku „Księgowi i marynarze” to fajne akcenty, zwiększające przyjemność ze słuchania płyty, ale nie wywołujące specjalnych emocji.

„Notoryczni debiutanci” to album stojący na własnych nogach wystarczająco mocno, by nie potrzebować takich podpórek. To płyta, która rejestruje drogę Much od jednosezonowej rewelacji do firmy, która na lata może decydować o artystycznych standardach polskiego gitarowego popu. Tak dojrzały i solidny album to znakomity krok w tym kierunku.

Kuba Ambrożewski (18 marca 2010)

Oceny

Kuba Ambrożewski: 7/10
Maciej Lisiecki: 7/10
Marcin Małecki: 7/10
Przemysław Nowak: 7/10
Bartosz Iwanski: 6/10
Kamil J. Bałuk: 6/10
Kasia Wolanin: 6/10
Krzysiek Kwiatkowski: 6/10
Średnia z 17 ocen: 6,23/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Wybierz stronę: 1 2
Gość: night
[18 marca 2010]
we wszelakich dyskusjach (czy też dyskursach co to je tak bardzo lubicie) o tym zespole ciężko nie wejść z jednej strony w formę albo nastoletniego frustrata hipstera który w przerwach pomiędzy brandzlowaniem się przy monitorze jebie kolejno wszystkie płyty na rymie myśląc przy tym że jest taki przefajny i luźny, albo z drugiej strony kapelusza, w formę hipokryty wychwalającego muchy, przy chociażby jednoczesnym wbijaniu w ziemię zespołów pokroju wspomnianego niewiele różniącego się od nich happysadu (nie mówiąc o innych zespołach zagranicznych które takie granie wyssały z mlekiem matki), piszącego 11 akapitowe recki gościa który podnieca się przeciętnymi w kontekście całego wszechświata muchami, podczas gdy świat lepszymi i bardziej zajmującymi albumami jest wybrukowany. pierwsza płyta była spoko, bezpretensjonalna, umiarkowanie świeża na tym polskim poletku, kilka fajnych tekstów, nawet sporo dobrych melodii, mówiąc językiem młodzieży (hehehe) 7/10. natomiast cała ta ówczesna dyskusją o pokoleniowości strasznie jałowa i świadcząca o tym jakie to pokolenie jest w takim razie chujowe jak barszcz, jeśli ktoś tam jest w stanie dostrzec swoje życiowe rozterki i problemy to mi w takim razie nie pozostaje nic innego jak tylko współczuć życia; rozkminy tekstów to osobna kategoria lokująca takich pseudoanalityków literatury muzycznej właśnie gdzieś pośród grupki wyemancypowanych studentek polonistyki czy tam licealistek, powszechnie wyśmiewanych przecież nawet na samym screenagers przez kilku redaktorów z kielą na czele :) zresztą komu ja to mówię - jak coś to mnie tu nie było, nowy album po inicjalnych odsłuchach totalnie dla mnie nieistotny, choć przecież nie jakiś fatalny, pozdro :]
kuba a
[18 marca 2010]
Zgadza się. Nie ukrywam, że nie jestem znawcą twórczości Świetlickiego (ostatnio próbowałem po latach przebrnąć przez LP "Ogród Koncentracyjny" i... jest to spore wyzwanie w obecnych czasach), a już w jego poezji prawie w ogóle się nie orientuję i po prostu nie kojarzyłem tego. Zatem "cofam to, co cofnąlem" - acz plus dla Much za to, że tę frazę odświeżyły i umieściły w nowym kontekście. Dzięki, Jan.
Gość: Jan
[18 marca 2010]
tak na marginesie to zbitka "zimne kraje", którą Pan Redaktor wyróżnia to Świetlicki przecież jest...
Gość: insidejoker
[18 marca 2010]
moi znajomi jadą tą płytę jak diabli , mnie natomiast nawet odpowiada , 6/10.
Katie
[18 marca 2010]
Być może Muchy nagrywają dojrzalsze czy spójne płyty (którzy to Notoryczni Debiutanci są *wyraźnie* słabsi od Terroromansu), ale na koncertach w większych fragmentach dalej brzmią jak drugorzędna, gitarowa kapelka z Wysp (co jest i urocze, i śmieszne zarazem). Inna sprawa, że sam zespół chyba też zdaje sobie sprawę, która ich płyta jest ciekawsza, skoro na koncercie w ramach trasy pt. Notoryczni Debiutanci Tour grają 7 piosenek z nowej płyty i 9 z poprzedniej.
Gość: everysmith
[18 marca 2010]
"Liryka Much wynika z pidzamopornowej szkoły i ma te same wady co tam"
Liryka - hohoho. Na Terroromansie tego nie było, a raczej tylko momentami. Nieuzbrojone oko tego nie zauważało, chyba, że miało wmontowane 'szkiełko' polonisty. Tam były cytaty (i żadna pidżamaporno-style) , tu są jakieś na siłę wymyślone tekściwa, czasem mają sens, ale na krótką metę.
I nie brońcie Kołobrzegu. Maluch jest ok, ale stuningowany to wiocha.
kuba a
[18 marca 2010]
Zdziwiony, lead na głównej: "wbrew obiegowej opinii, tylko nieznacznie słabszym od przełomowego debiut". Poza tym 7/10 dla "Notorycznych" względem 8/10 i miejsca w setce dekady "Terroromansu" dokładnie to komunikuje. Więc nie wiem o co chodzi, że "nikt nie potrafi przyznać".

Parę linijek oczywiście można tam wytknąć, ale dość już ględzenia o nich, skoro tekstowo to naprawdę spójny i mocny album. Jak zwykle polska blogosfera skupia się na nieistotnych detalach, zamiast spojrzeć na problem szerzej.

Następni w kolejce do zabrania głosu: Adam B. i Marcin N. :)
Gość: Prochowiec
[18 marca 2010]
widzę, że redaktorów scr opanowała jakaś chora mania akademickiego rozbierania na czynniki pierwsze każdego aspektu płyty. czy muzyka Much jest tego warta? toż to ZWYKŁA popowa płyta. a te pierwsze akapity o pokoleniowości i porównaniu do CKOD są czerstwe jak ser edamski w mojej lodówce. wyluzujcie! zamierzacie teraz robić z każdej recenzji pracę naukową?*

*z przypisami i bibliografią
Gość: zdziwiony
[18 marca 2010]
No właśnie. Patronat patronatem, ale ja jestem zdziwiony że ani u Was ani na Porcysie nikt nie potrafił wytknąć Michałowi ewidentnych bugów w tekstach, ani przyznać, że koniec końców jest to płyta SŁABSZA od debiutu. Po osłuchaniu niewiele, ale jednak słabsza.
Ethan
[18 marca 2010]
Liryka Much wynika z pidzamopornowej szkoły i ma te same wady co tam. Obok tych tzw. killerlinijek egzystuje swobodnie grafomania. Zresztą nawet do podobnego typu odbiorców jest to kierowane. Uknułem sobie nawet termin "happysad muzyki indie" w stosunku do nich. W końcu moi współlokatorzy doznają na Muchach na przemian z Akuratem. Zresztą jeżeli sentyment i te kilka dobrych linijek czynią debiut płytą gdzieś na 6.5 to tutaj czym dłużej słucham Notorycznych tym niżej ją oceniam, teraz to gdzieś okolice 4.5. Jeżeli chodzi o dobre i pięknie abstrakcyjne teksty to zdecydowanie lepiej wypada Jesy, która jako Tiny Vipers wystąpi jutro w Warszawie.
Wybierz stronę: 1 2

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także