José James
Blackmagic
[PIAS; 2 marca 2010]
Na fali ponownego zainteresowania rhythm and bluesem (zastępy oldschoolowych revivalistów, powroty Sade i Maxwella, błyskotliwe nowości itd.), debiutujący przed dwoma laty José James w 2010 r. ma szansę stać się ulubieńcem krytyki, a jego nowy LP – „Blackmagic” – jednym z wiodących albumów trendu. Powszechna we współczesnych czarnych nagraniach gra tradycją, sama w sobie ciekawa, mogła się ostatnimi laty przejeść i choć James tytułem płyty i mieszanką inspiracji wpisuje się w wyeksploatowany nurt afirmatywnego soulu, nie o korzenie, ani o czarność mu chodzi. Choć jest tu pewna sfera oczywistości – eksponująca etniczny pan-rodowód mieszczący tak jazz, jak hip-hop – to kiedy wsłuchać się w „Blackmagic” uważnie, na pierwszy plan wychodzi nie podskórny namechecking (Spójrzcie, ta fraza brzmi jak Grover Washington Jr., a wokal jak Marvin Gaye!), ale spokój pewnego siebie artysty. Pod warstwą beatów muskanych tąpnięciami dusznego, neo-soulowego basu kryje się kropla czystego dźwięku – krucha wrażliwość, której autor „Blackmagic” od nikogo nie przyswoił, lecz wygenerował nakładem własnego talentu.
Wyczucie Jamesa w podbarwionych jazzowym fortepianem kompozycjach znajduje przełożenie na subtelne niuanse muzyki, w której każdy akord ma poruszać niezależnie od gatunkowego uwikłania. Tam gdzie innym wyszłaby konfekcja i mdławe balladki, w których styl staje się usprawiedliwieniem oczywistej treści, José udowadnia wyższość pierwotnej intuicji nad powszechnym dzisiaj, wykalkulowanym wyrobieniem i osłuchaniem. Inni promowaliby tę płytę wspierając się autorytetem producenta – Flying Lotusa – czy rosnącym zainteresowaniem poszukującym soulem; James nie musi nic robić – wszystko co mógłby o „Blackmagic” powiedzieć, nagrał.
Komentarze
[16 marca 2010]
Jose to fachura od wywoływania kisielu w majtkach panienek, o których możecie pomarzyć. [co to znaczy? nic]
Facet robi soul. Tego nie ogarnie żaden nerd. Generalnie każdy, kto zna przynajmniej jeden adres serwisu o muzyce dla młodzieży, nie zaczai. W tym wypadku muzyka nie jest dla nerdów. [idę się zabić]
Chrzanić historycyzm, gatunkowość, czy wreszcie rootsy - to po prostu kolo śpiewa i robi to lepiej niż bóg. [nie udało mi się zabić, idę płakać nad klęską, przy "Blackmagic".]
[15 marca 2010]