The Whitest Boy Alive
Rules
[Bubbles Records; 3 marca 2009]
„Rules” rulez! Szczerze? Jestem nieco zaskoczony. Nigdy nie przywiązywałem wielkiej wagi do twórczości Kings Of Convenience, skupiając się raczej na wczesnych wydawnictwach Badly Drawn Boya. Pierwszy album największego z żyjących białasów też gdzieś mi umknął. Szczęśliwie, na wysokości „Rules” udało mi się skoncentrować i ten cudownie naturalny, muzykalny krążek nie uchowa się już przed listą roku.
Drugi album The Whitest Boy Alive należy do tej kategorii płyt, w której kluczową rolę odgrywa *feeling*. „Rules” zagrane jest z fantastycznym wyczuciem. Aranże są skromne, lecz wysmakowane i w zupełności wystarczające. Analogowy klimat pierwszej połowy lat siedemdziesiątych przegryza się z echami klubowej elektroniki. Mówiąc prościej, te piosenki to nowoczesna muzyka przyrządzona w klasyczny (żeby nie powiedzieć stary) sposób. Brzmienie płyty osiąga ostatecznie efekt zbliżony do również niemieckiego Thief – warto bowiem pamiętać, że trzy czwarte składu Whitest Boy Alive tworzą nasi zachodni sąsiedzi (w tym jeden gość o polskich korzeniach – basista Marcin Öz).
Spiritus movens projektu, Erlend Øye, to istota ponadprzeciętnie wrażliwa i inteligentna. Rok temu Fred Falke wypuścił długi, słodki, mięciutki remiks „Golden Cage” – utworu z pierwszego longplaya projektu. Jakby chcąc się odgryźć, Norweg nagrywa dziś „1517”, które brzmi jak prequel (tudzież oryginał) „Harder, Better, Faster, Stronger”. I autentycznie sprawia, że nagranie Daft Punk brzmi, jakby zostało stworzone na bazie piosenki Whitest Boy Alive.
Codzienne oblicze „Rules” to introwertyczne, organiczne disco. Nieprzypadkowo, pierwszym instrumentem, jaki słyszymy na płycie, jest bas. Żywy bas, żywa perkusja, żywa gitara. Whitest Boy Alive zdarza się mocno ocierać o nowofalowe zespoły z ruchomą sekcją rytmiczną – Talking Heads, Orange Juice czy The Police – i redukować ich brzmienie do niezbędnego, bardzo efektywnego minimum. To odkrywczo poprowadzony dialog z teoretycznie oczywistą tradycją, który dzięki dobrym motywom i inteligentnym rozwiązaniom obserwuje się z ogromnym zaciekawieniem. Zwłaszcza, jeśli zmęczenie modą na krzykliwe syntezatory i coraz bardziej uciążliwe małpowanie lat osiemdziesiątych przez kolejne sztucznie wykreowane gwiazdki z Wysp – bo tak w tym sezonie kazała prasa – daje Wam znać o sobie. Whitest Boy Alive mają remedium, a „Rules”... rulez.
Komentarze
[30 marca 2009]
[26 marca 2009]
[24 marca 2009]
[23 marca 2009]
[21 marca 2009]
[17 marca 2009]
[17 marca 2009]
Co do KOC to proszę ich jeszcze nie skreślać, bo być może jedna z najbardziej wyczekiwanych premier ujrzy światło dzienne jeszcze w tym roku. Krótka notka na myspace brzmi obiecująco "working hard on the album. have patience!".
[17 marca 2009]