Fucked Up
The Chemistry of Common Life
[Matador; 7 października 2008]
Coś zajmującego znajduje się w tkance „The Chemistry Of Common Life”. Dla Fucked Up punktem wyjścia jest rasowy hardcore, nie różniący się aż tak bardzo od np. twórczości nowojorskiego Madball. Ale ci skądinąd sympatyczni Kanadyjczycy prawdopodobnie założyli sobie, że nie chcą być w najlepszym razie kolejnym przeciętniakiem i zamiast monotonnej łupanki przygotowali eklektyczny materiał, podrasowany post-hardcore’owym kombinatorstwem, zahaczającym nawet o post-punkowe patenty, przez co zespół rzeczywiście ma szansę pozostawić po sobie ślad, na który będą napotykać się nie tylko „kumaci”.
Jednak nie ma zmiłuj, jeśli chodzi o partie wokalne, bo tutaj Damian Abraham vel Pink Eyes raczej nie spowoduje wzruszających uniesień wśród studentek polonistyki. Ten chropowaty śpiew (czy inaczej mówiąc wrzasko-śpiew)jest typowym hardcore’owym darciem mordy, choć – co należy Abrahamowi oddać – nie przesadza w drugą stronę, sprawiając, że nie trzeba być zbytnio wprawionym w takich pokazach siły, aby sobie co nieco nucić pod nosem. Oprócz Damiana od czasu do czasu gdzieniegdzie można usłyszeć emo-wstawki (umownie mówiąc), a nawet kobiece wokale (na szczęście pozbawione typowej punkowej niedbałości, szczególnie widocznie u punków płci pięknej), które bardzo sympatycznie ubarwiają całość.
Przeglądając zdjęcia Fucked Up czy też oglądając niektóre filmiki na YouTube z udziałem zespołu można odnieść wrażenie, że Kanadyjczycy lubią wulgarną, często nawet obleśną otoczkę, stąd zadziwiają niektóre rozwiązania, oparte na wysublimowanych melodiach albo eleganckich przejściach, wpadających mimowolnie w ucho. Oczywiście nigdzie nie wyparowuje multum prostych (lecz nie prostackich) tąpnięć, w sam raz na udany moshpit, a może nawet coś więcej. Kolaboracja zatem na tej linii jest niewątpliwie sprawna i owocuje sporą dawką niezłych piosenek. Żeby nie być gołosłownym, wystarczy wspomnieć o openerze, pędzącym hardcore’owym wymiataczu, będącym prawdopodobnie najlepszą wizytówką „The Chemistry Of Common Life”. Reszta numerów trzyma równy poziom, aczkolwiek trzeba zaznaczyć, że nie jest to granie, co mógł wcześniej sugerować opis, na modłę At the Drive-In albo Fugazi. Bo wprawdzie niekonwencjonalnych i wyciszonych momentów tu sporo, to Fucked Up bez chwili wytchnienia rozkoszują się w hardcore’owej nawałnicy. Krążek idealny, by trafić na listę roku w okolice 40. miejsca.
Komentarze
[31 stycznia 2009]
podobienstwa do Madball? Owszem Fucked Up w jakis sposob (zreszta niewielki) odwoluje sie do nyc hardcore, tyle ze do jego pierwotnej wersji w wydaniu powiedzmy Abused czy Antidote
btw to nie jest najlepsza plyta Fucked Up a samo Fucked Up nawet nie jest najlepszym zespolem jego czlonkow. Jak ktos nizej napisal nawet w obecnej chwili jest calkiem sporo zespolow w w scenie hardcore grajacych ciekawiej bardziej swiezo Z Fucked up ktos na sile robi rewelacje podczas kiedy wszysto co prezentuja ta scena odkryla juz wieki temu
[29 stycznia 2009]
[29 stycznia 2009]
korzystając z okazji delikatnie sugeruje że w tym najprawdopodobniej w tym roku album wyda wszechmocne Converge ;)
z czasowo mniej odległych ciekawostek to Mastodon i Kylesa. bardzo miło byłoby o czymś takim tutaj przeczytać. ale to takie luźne gdybania.
pozdrawiam!
[29 stycznia 2009]
owszem, masz sporo racji. I rzeczywiście, raczej bym się nie tym nie zajął, gdybym nie słyszał jakis pochlebnych opinii z miejsc, które z hardcorem mają malo wspólnego. Tak mnie to zaintrygowało, że postanowiłem sięgnąć po "The Chemistry of Common Life". Jednakże "hype" to za dużo słowo. To po prostu zwykłe zainteresowanie.
Bo cały w tym myk, że w takim serwisie jak screenagers raczej nigdy nie będa opisywane płyty stricte hardcore'owe, tak jak w przypadku szeroko pojetego metalu (nawet opisywane przeze mnie wcześniej Cult of Luna, Burst czy Genghis Tron znajdują głównie poklask w środowiskach nie-metalowych). Stąd obecność Fucked Up. Co nie zmienia faktu, że inne formacje nie mają tu wstępu; osobiście zadbam o to, aby było w serwisie było trochę tez 'mocniejszych' spraw ;)
[29 stycznia 2009]
z resztą przecież czepiam się głównie dlatego, że tak jak wspomniałem wcześniej, w ubiegłym roku wyszła cała masa dużo ciekawszych wydawnictw hardcore, a w wielu portalach nie zajmujących się hc hajpowany jest tylko i wyłącznie ten. dla mnie to jest nonsens, bo album jest po prostu bardzo przeciętny. z resztą, wydaje mi się, że gdyby recka nie pojawiła się na pitchforku, nikt by o tym nawet tutaj nie wspominał.
a jeśli lubisz HC to z niecierpliwością czekam na reckę jakiegoś interesującego tegorocznego wydawnictwa na łamach screenagers ;)
pzdr
[29 stycznia 2009]
cóż, kwestia jest taka, że ja po prostu lubię hc ;)
I nie powiedziałbym, że hajpuje ten album. Hajpować to moge pierwszą piątkę danego roku, a nie album który jest "idealny, by trafić na listę roku w okolice 40. miejsca."
[29 stycznia 2009]
[29 stycznia 2009]
I zgadzam sie z qq, ze Killing the Dream lepsze. United Nations to w ogole bylaby super plyta gdyby nie troche spaczone wokale. Poza tym bardzo mocne byly tez albumy The Effort, Only Thunder, Baader Brains, They and The Children, Verse i troche lzejsze Disco Ensemble. Pitchfork zrobil swoje jesli chodzi o Fucked Up, ale lepsza ta plyta niz zadna w tym wypadku.
[29 stycznia 2009]
dla piczforka czołówka roku, recka w porcysie i screenagers (kiedy tu był jakikolwiek hc recenzowany)? nie ma hype?
[29 stycznia 2009]
[29 stycznia 2009]