¡Forward, Russia!
Give Me A Wall
[Dance To The Radio; 15 maja 2006]
Zapewne wszyscy już zdążyli zauważyć, że tak zwana rewolucja garażowego rocka po cichutku nam wygasła, pozostawiając po sobie dość silny niesmak. Niesmak związany z tym, że słowo rewolucja niesie ze sobą bardzo silny ładunek oczekiwań. Cała ta interkontynentalna inwazja młodych gitarowych kapel zaowocowała tymczasem kilkoma raptem tytułami, które przejdą (z różnych powodów) do historii muzyki. Z tego powodu można i nawet należy czuć pewien niedosyt. Z drugiej strony przeciąganie dalej tematu garage rock revival będzie przypominać próbę reanimacji świeżego nieboszczyka, więc może dajmy już sobie z tym spokój. Zwłaszcza, że dzięki temu będzie można oceniać nowe rockowe zespoły po prostu na podstawie ich twórczości, a nie przez pryzmat dziwnych etykietek nadanych przez kolorowe, brytyjskie pisma. No, chyba że ktoś na poważnie podejmie tematy new-rave albo new yorkshire.
Do tej ostatniej kategorii zaliczana jest przez niektórych grupa ¡Forward, Russia!. Jeżeli chodzi tylko o pochodzenie geograficzne i muzykę, mieszczącą się ogólnie rzecz biorąc w ramach rocka, to nie ma problemu. Próby dalej idącej w tym kierunku klasyfikacji stylistycznej budzą jednak mój zdecydowany sprzeciw. Czwórka dzieciaków (można ich chyba jeszcze tak nazwać) z Leeds na swoim długogrającym debiucie ucieka od szufladki z napisem pop w stronę brzmień ostrzejszych i bardziej agresywnych. Na pierwszy rzut ucha jest to coś pomiędzy Bloc Party i Ikara Colt, z domieszką elementów noise’owych, a nawet nu-metalowych. Przeważają co prawda formy dość gładko mieszczące się w przedziale tolerancji przeciętnego fana gitarowego popu, jednak nawet utwory z początku pozornie lekkie w odbiorze potrafią zaskoczyć elementami zdecydowanie antykomercyjnymi. Do nich należy z pewnością już sam wokal Toma, czyli piorunujące połączenie nieokrzesanej dzikości i emocjonalnego rozchwiania. Ta egzotyczna mieszanka może dla części słuchaczy stać się dość uciążliwa w odbiorze (zwłaszcza, że płyta nie należy do najkrótszych tegorocznych wydawnictw), dla mnie jest zdecydowaną zaletą debiutu ¡Forward, Russia!.
Do twórczości zespołu z Leeds najlepiej odnieść się rozkładając ich muzykę i płytę „Give Me A Wall” na czynniki pierwsze. Przede wszystkim jest to estetyka bliższa mimo wszystko scenie emo-core’owej. Elementy pop i dance pojawiają się rzadziej i są raczej zdominowane przez ciężkie uderzenia gitar. Bardzo widoczne jest to choćby w „Thirteen” czy „Nine” – kawałkach obdarzonych silnym potencjałem komercyjnym. Cechą charakterystyczną wydaje się być brak jakichkolwiek zahamowań grupy w wypróbowywaniu nowych środków artystycznych i to w niewielkich odstępach czasu. Skąd to wiadomo? Z pomocą przychodzą sami muzycy, którzy wyznali w jednym z wywiadów, że numery utworom nadają niejako sekwencyjnie, w takiej kolejności, w jakiej one powstają. I tak wśród utworów z drugiej dziesiątki doszukać się można odwołań do kanadyjskiej sceny alternatywnej („Nineteen”), elementów ska („Eighteen”), współczesnego brytyjskiego rocka („Twelve”), klasycznego hard-core („Sixteen”) a nawet metalu (obie części „Fifteen”), ambientu i noise („Eleven”). Mieszanka wybuchowa? Dla wielu z pewnością tak.
Debiut ¡Forward, Russia! to próba stworzenia czegoś bardziej ambitnego, niż zwyczajny, mainstreamowy rock. Interesujący jest już choćby pomysł połączenia wizerunku scenicznego z oprawą graficzną albumów i singli (charakterystyczne logo złożone z dwóch wykrzykników) oraz powiewający industrializmem sposób tytułowania wszystkich utworów. Efekt jest kwestią dyskusyjną, ale na uznanie zasługuje już sam fakt poszerzenia obszarów poszukiwań poza rejony wyświechtane przez inne współczesne zespoły. W wielu miejscach słuchać jeszcze niedojrzałość muzyków – kilka utworów mogłoby brzmieć lepiej, kilka mogłoby być inaczej zaaranżowanych. Te wszystkie elementy na szczęście będzie można poprawić na kolejnych płytach. Najważniejsze, że grupie nie brakuje odwagi i potencjału twórczego. Myślę, że istnieje naprawdę duża szansa na jeszcze bardziej udany follow-up tegorocznego „Give Me A Wall”. Niezależnie od tego czy nurt new yorkshire do tego czasu przetrwa, czy nie.